lat i ukrywaliśmy się, żeby zapalić, za starymi palmami MacArthur Park. Carole stwierdziła, że już nie jest na służbie, i rozpuściła włosy. Hebanowe loki opadły na błękit munduru. Spojrzenie miała jasne, odcinające się wyraźnie od bardzo ciemnych włosów, i momentami wyglądała jak mała dziewczynka. Łączyło nas coś więcej niż zwykła sympatia albo czułość. To nie była też zwykła przyjaźń. Łączyło nas coś niezniszczalnego, co rodzi się tylko w dzieciństwie i trwa całe życie „na dobre i na złe”, w praktyce częściej na złe niż na dobre.
Jak zawsze wtedy, kiedy byliśmy sami, jak bumerang zaczęły mnie atakować wspomnienia z naszej wczesnej młodości. Te slumsy, z których tak trudno było wyjść, duchota społecznego bagna, w którym byliśmy zatopieni po szyje, te nasze rozdzierające dyskusje po szkole, na ogrodzonym siatką boisku do kosza…
Znów wróciło do mnie nieprzyjemne uczucie, że wciąż mamy po dwanaście lat, że miliony sprzedanych przeze mnie książek, dziesiątki zatrzymanych przez nią przestępców, że to wszystko nie istnieje, że tylko gramy takie role, a naprawdę wciąż mieszkamy w MacArthur Park. W końcu to nie przypadek, że żadne z nas nie miało dzieci. Zbyt byliśmy zajęci walką z własnymi psychozami, by zaangażować się w inne, młode życie. Niewiele wiedziałem o obecnej Carole. Ostatnio mało się widywaliśmy, a kiedy mieliśmy okazję się spotkać, starannie omijaliśmy rozmowy na poważne tematy. Może naiwnie myśleliśmy, że przemilczenie spowoduje ich zniknięcie. Ale to nie było takie proste. Milo, żeby zapomnieć o przeszłości, wygłupiał się dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ja zapisywałem nerwowo strona po stronie, połykałem tony prochów i wciągałem amfę.
– Tom, nie lubię wielkich słów… – zaczęła Carole, międląc nerwowo łyżeczkę do herbaty. Teraz, kiedy Milo wyszedł, była smutna i zmartwiona, nie musiała już „trzymać twarzy”. – …jesteśmy razem na śmierć i życie, wiesz o tym. Oddałabym ci nerkę, a nawet obie.
– Nigdy bym tego nie zażądał!
– Odkąd pamiętam, zawsze byłeś tym, który znajdował wyjście z sytuacji. Dziś to moja rola i nie wiem, jak ci pomóc.
– Nie przejmuj się mną. Wszystko jest dobrze.
– Nie, nieprawda! Chcę, żebyś wiedział jedno: tylko dzięki tobie doszliśmy z Milem tam, dokąd doszliśmy.
Wzruszyłem ramionami. Dziś nie byłem nawet pewien, czy doszliśmy dokądkolwiek. Prawda, że mieszkaliśmy w przyjemniejszych miejscach niż kiedyś, nie musieliśmy się też wciąż bać, ale z lotu ptaka dzielnica MacArthur Park znajdowała się cholernie blisko.
– W każdym razie, gdy budzę się rano, zawsze myślę najpierw o tobie, Tom – ciągnęła Carole. – Jeśli ty zginiesz, zginiemy razem z tobą. Jeśli ty odpuścisz, moje życie straci sens.
Otworzyłem usta, żeby kazać jej przestać gadać głupstwa, ale zamiast tego spytałem:
– Carole, czy jesteś szczęśliwa?
Popatrzyła na mnie, jakbym powiedział coś niestosownego. Dla niej ważniejsze było uratowanie życia niż walka o szczęście.
– Ta historia z bohaterką twojej powieści jest bezsensowna, zgodzisz się ze mną?
A więc nie odpowiedziała na moje pytanie.
– Wiem, że to wygląda absurdalnie – przytaknąłem.
– Nie wiem, co mam robić, żeby ci pomóc, ale wiedz, że jestem przy tobie i będę zawsze. Może zastanów się nad tą terapią senną…
Patrzyłem na nią z czułością. Wzruszało mnie jej oddanie, ale nie miałem zamiaru poddać się jakiemukolwiek leczeniu.
– Przecież nie mam nawet na to forsy!
Carole wzruszyła ramionami.
– Pamiętasz dzień, kiedy po raz pierwszy zapłacono ci za książkę? Suma była tak ogromna, że postanowiłeś podzielić się ze mną. Odmówiłam, oczywiście, ale ty w jakiś sposób znalazłeś numer mojego konta i wpłaciłeś mi tę forsę. Doznałam szoku, kiedy przyszedł wyciąg, z którego wynikało, że mam nagle trzysta tysięcy dolarów w banku.
Carole uśmiechnęła się na to wspomnienie i w jej zamglonych oczach zapaliły się iskierki.
Ja również się uśmiechnąłem. Co to były za szczęśliwe czasy! Myślałem wówczas naiwnie, że pieniądze rozwiążą wszystkie problemy. Ciężar przeżywanej przez nas sytuacji znikł na kilka chwil, ale szybko powrócił i w oczach Carole były już tylko łzy rozpaczy, kiedy mnie poprosiła:
– Zgódź się na terapię, ja za nią zapłacę.
I znów miałem przed sobą twarz dwunastoletniej bezbronnej dziewczynki. Dla jej spokoju zgodziłem się na leczenie.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.