Guillaume Musso

Papierowa dziewczyna


Скачать книгу

Niech pan mnie puści, to boli! – krzyknęła, wyszarpując się z mego uścisku.

      – TOM! – usłyszałem zza drzwi.

      Billie wyrwała mi się. Była strasznie blada, a jej oczy rzucały płomienie.

      – TOM, OTWIERAJ! NIE ZMUSZAJ MNIE, ŻEBYM WYWAŻAŁ DRZWI!

      No tak, to Milo, któż by inny.

      Billie uciekła na taras. Miałem wielką ochotę pójść za nią i przeprosić za to wszystko, bo wiedziałem, że ona nie udaje złości i smutku, ale byłem tak zbity z pantałyku przez to, co się stało, że bardzo pragnąłem z kimś o tym pogadać.

      11

      Dziewczynka z MacArthur Park

      Nasi przyjaciele to anioły, które pomagają nam wzlecieć, gdy połamaliśmy skrzydła.

      Anonim

      – Jeszcze chwila, a sprowadziłbym buldożer! – powiedział Milo, wchodząc do salonu. – No, widzę, że nic się u ciebie nie zmieniło. Wyglądasz jak facet, który się nawdychał kleju.

      – Czego chcesz?

      – Jeśli ci to nie przeszkadza, przyszedłem po swój samochód! Chcę się przejechać ostatni raz, zanim mi go zabiorą!

      Malibu Colony

      10.00

      – Witaj, Tom!

      Teraz do salonu weszła Carole. Miała na sobie służbowe ubranie. Rzuciłem okiem za okno i ujrzałem przed domem policyjny radiowóz.

      – Czy przychodzisz mnie zaaresztować? – zażartowałem, obejmując ją.

      – Ależ ty krwawisz! – wykrzyknęła.

      Zmarszczyłem brwi. Faktycznie, na koszuli miałem krwawe ślady, które zostawiła pokaleczona dłoń Billie.

      – Spokojnie, to nie moja krew.

      – Myślisz, że to mnie pociesza? A poza tym ona jest świeża… – dodała podejrzliwie.

      – Zaczekajcie, nigdy się nie domyślicie, co mi się przydarzyło! Wczoraj wieczorem…

      – Do kogo należy ta sukienka? – spytał Milo, unosząc jedwabną tunikę poplamioną krwią.

      – Do Aurore, ale..

      – Do Aurore? Nie powiesz mi, że…

      – Nie! To nie ona miała ją na sobie. To był ktoś inny.

      – Ach, więc spotykasz się z kimś innym? Co to za jedna?! – wykrzyknął. – To dobry znak. Czy ją znamy?

      – W pewnym sensie tak.

      Carole i Milo wymienili zaskoczone spojrzenia i spytali jednocześnie:

      – Kto to?

      – Popatrzcie na taras. Czeka was niespodzianka.

      Oboje szybkim krokiem podeszli do oszklonych drzwi i spojrzeli na taras. Dziwne, ale nic nie mówili. Wreszcie odezwał się Milo:

      – Słuchaj, stary. Tam nikogo nie ma.

      Zdziwiony wyszedłem na taras. Poczułem na twarzy ożywczy wiatr. Stół i krzesła były poprzewracane, terakotowe kafelki pokryte były rozbitym na drobniutkie kawałki szkłem, resztkami wylanej kawy, kompotu z bananów i syropu klonowego. Billie nie było.

      – Czyżby wojsko robiło u ciebie próbne wybuchy atomowe? – spytała Carole.

      – Tu jest gorzej niż w Kabulu! – dołączył do niej Milo.

      Blask światła dziennego oślepiał mnie, osłoniłem więc oczy dłonią i przesunąłem wzrokiem dokoła. Po wczorajszej burzy plaża wyglądała jak dzika. Szklista piana spływała po piasku, obmywając wyrzucone przez sztorm na brzeg połamane pnie drzew, brunatne algi, starą deskę do surfingu i nawet połamany rower, ale nigdzie nie widziałem Billie.

      Odruch zawodowy skłonił zaniepokojoną Carole do ukucnięcia i przyjrzenia się z bliska śladom zasychającej na szybie krwi.

      – Co tu się stało, Tom? Pobiłeś się z kimś?

      – Nie, to tylko…

      – Powiedzże, co się stało! – zdenerwował się Milo.

      – Do cholery, powiedziałbym już dawno, gdybyś mi wciąż nie przerywał!

      – No to gadaj! Kto tak narozrabiał na tarasie? Czyja to krew na sukience? Papieża? Mahatmy Gandhiego? Marilyn Monroe?

      – Billie Donelly.

      – Billie Donelly? Ależ to jest postać z twoich książek!

      – No właśnie.

      – Drwisz sobie ze mnie? Ja tu się zamartwiam, jak ci pomóc. Gdybyś kogoś zabił, pomógłbym ci zakopać zwłoki, a ty traktujesz mnie jak zwykłego…

      Carole stanęła między nami jak sędzia bokserski i zaczęła nas strofować matczynym tonem.

      – Time’s up, chłopcy! Dość tych głupich żartów, usiądźmy spokojnie i wyjaśnijmy sobie wszystko.

      *

      I usiedliśmy.

      Przez ponad kwadrans opowiadałem im tę niezwykłą historię, nie zatajając żadnego szczegółu, od chwili dziwnego spotkania z Billie, która zjawiła się nagle w środku nocy, aż do przesłuchania, któremu poddałem ją rano, co ostatecznie przekonało mnie, że to naprawdę ona.

      – Więc jeśli dobrze zrozumiałem, jedna z bohaterek twojej powieści opuściła jej karty, schodząc z niedokończonego zdania prosto do twego domu. Ponieważ była naga, włożyła sukienkę twojej byłej przyjaciółki, a potem zaczęła smażyć ci na śniadanie placki bananowe. Z wdzięczności zamknąłeś ją na tarasie, a kiedy słuchałeś Milesa Davisa, ona podcięła sobie żyły, brudząc wszystko krwią, a potem skleiła je klejem do porcelany. Następnie wypaliliście fajkę pokoju i zaczęliście grę w szczerość, wyzywając się wzajemnie od zboczeńców i dziwek, po czym ona wymówiła magiczną formułę i znikła dokładnie w chwili, kiedy zadzwoniliśmy do drzwi. Tak? – podsumował Milo.

      – No tak, byłem pewien, że nie uwierzycie.

      – Ostatnie pytanie: czego napchaliście do waszej fajki pokoju?

      – Och, daj mu już spokój! – poprosiła Carole.

      Milo popatrzył na mnie z niepokojem.

      – Musisz pójść do twojego psychiatry.

      – Wykluczone, czuję się doskonale!

      – Posłuchaj, wiem, że to przeze mnie wpadliśmy w kłopoty finansowe. Wiem, że nie powinienem cię naciskać o oddanie w terminie następnej powieści, ale teraz zaczynam się naprawdę martwić. Tracisz rozum.

      – To z pewnością tylko wypalenie zawodowe – odezwała się Carole uspokajająco. – Przepracowanie. Przez ostatnie trzy lata pisałeś w nocy, a w dzień jeździłeś na spotkania z czytelnikami, podróżowałeś po całym kraju, szukając miejsc akcji dla swoich książek, potem wracałeś tam, żeby je wypromować… Nikt by nie wytrzymał takiego tempa, Tom. Rozstanie z Aurore było tylko kroplą, która przelała czarę goryczy. Potrzebujesz wypoczynku, i to wszystko.

      – Przestańcie mnie traktować jak dziecko!

      – Musisz pójść do swojej psychoterapeutki! – powtórzył Milo. – Mówiła nam, że jest jakaś terapia snem…

      – Jak to, mówiła wam? Nie powiesz mi, że bez porozumienia ze mną zadzwoniliście do doktor Schnabel.

      –