powinieneś umyć sobie swoją wielką wypełnioną gównem gębę! – Starzec nie pozostaje młodemu dłużny, bo nawet najwięksi przyjaciele i sprzymierzeńcy zawsze potrafią się pokłócić o kobietę. Zaraz jednak tłumaczy spokojnie i fachowo: – Ten syndrom objawia się stanem psychicznym, z którym mamy do czynienia u ofiar porwania lub zakładników. Polega na odczuwaniu przez ofiarę sympatii do porywacza, a nawet solidaryzowaniu się z nim. Ot, co! Czasem osoby więzione wręcz pomagają swoim prześladowcom w osiągnięciu ich celów lub w ucieczce przed policją. To reakcja na silny stres, a także rezultat próby zdobycia sympatii swoich prześladowców i wywołania u nich współczucia. Często zdarza się, że zniewolony dołącza do swego oprawcy i działa wspólnie z nim. Każdy ci to powie. Darin będzie sprawdzana pod takim właśnie kątem. Nieważne, co przeszła w Syrii, czego doświadczyła w samozwańczym kalifacie w Rakce, nieistotne, że była więziona w pierdlu, a potem w haremie. Jakoś jednak przeżyła, a potem mieszkała z terrorystą, a także pojawiała się na przyjęciach, na których bywał pseudokalif Abu Bakr al-Bagdadi. A kiedy wyjechali ze spalonego dla dżihadystów terenu, nie uciekła od męża. Dlaczego? Bo nie chciała.
– Miała swoje powody…
– Będzie to musiała udowodnić. Niestety. Dopóki tego nie zrobi, twoja rodzina, zapalczywy młody człowieku, nigdy, przenigdy nie zgodzi się na twój ślub z podejrzaną. Ta sikorka ma za dużo za uszami.
Stary Al-Rida jednak pomaga zakochanemu, bo ma dobre serce. Doradza saudyjskiemu wymiarowi sprawiedliwości, który od lat go słucha, żeby Anwar stanął przed komisją do spraw terroryzmu i bezpieczeństwa narodowego, zaświadczając, że Daria nie miała i nie ma nic wspólnego z działalnością dżihadysty. Była nieszczęsną sabiją80, jakich wiele w tamtych czasach żyło na terenie Syrii i Iraku.
Książę Anwar al-Saud wchodzi na miękkich nogach do gmachu ministerstwa. Zostaje zaprowadzony do sali sądowej, gdzie za ławą sędziowską siedzą sami starzy mężczyźni. Wszyscy oczywiście są w tobach i kraciastych biało-czerwonych chustach, bo taki przecież jest oficjalny strój Saudyjczyków. Większość nosi brody, co niezbicie świadczy o tym, że odbyli już pielgrzymkę do Mekki i są hadżami81. Z takimi ludźmi nie będzie lekko rozmawiać, konkluduje Anwar. Spodziewał się, że nie będzie miło i przyjemnie, ale teraz dosłownie załamuje ręce. Ci starcy są jak z innej epoki. Wszystkiego się czepiają, bo niczego nie rozumieją, traktują każdą pierdołę, każdy szczegół nad wyraz poważnie, bogobojnie i wszystko stawiają na ostrzu noża. Niech to licho porwie! Nic się nie zmieniło i nic się nie zmieni. Sam książę koronny, młody i nowoczesny, nic nie poradzi na tradycję i rządy geriatrii. W Arabii Saudyjskiej następca tronu w każdej dziedzinie ma trudny orzech do zgryzienia.
– Proszę usiąść. – Anwarowi zostaje wskazane miejsce naprzeciwko sędziowskiej ławy, która znajduje się na podwyższeniu, chyba tylko po to, żeby jeszcze bardziej go zastraszyć.
Wszyscy siedzą. W sali panuje głęboka cisza. Nikt nawet głośniej nie odetchnie. Widać na coś czekają. Po dobrych piętnastu minutach drzwi gwałtownie się otwierają, by wpuścić księcia koronnego Muhammada bin Salmana w otoczeniu młodych doradców i niewysokiego, zasuszonego staruszka Al-Ridy. Towarzystwo siada za plecami przesłuchiwanego na twardych, drewnianych krzesłach przeznaczonych dla publiki.
Książę Anwar al-Saud zostaje zaprzysiężony, kładąc prawą rękę na Koranie.
– Czy przysięga pan mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę?
– Przysięgam.
Od tego momentu mężczyzna znajduje się w ogniu krzyżowych pytań. Zeznaje długo i treściwie, często jednak jest łapany na niewiedzy, bo to przecież nie jego życie i nie był świadkiem tamtych zdarzeń.
– Czy Darin Salimi popełniła zbrodnię zabójstwa w kalifacie?
– Z tego, co mi wiadomo…
– Odpowiadamy jak do tej pory. – Jeden ze starców, notabene82 wuj indagowanego, Naif al-Saud, podnosi głos, bo jest już zmęczony jałowym, bezsensownym przesłuchaniem. Osobiście chciałby tu widzieć oskarżoną – czy podejrzaną, jak zwał, tak zwał – a nie jej sponsora. – „Tak” lub „nie” to najlepsze odpowiedzi. Nie gdybamy – mówi dość familiarnie, widząc krople potu na czole maglowanego krewniaka. W głębi duszy współczuje mu złego wyboru. Tyle bogobojnych saudyjskich kobiet miałby na wyciągnięcie ręki, podsumowuje.
– Ponawiam pytania o udział w… – Inny dziadek ze zniecierpliwienia wykrzywia fioletowe wargi i wyłamuje wykręcone reumatyzmem palce. – W zbrodniach… ludobójstwie… zamachach terrorystycznych… szkoleniu szczeniąt kalifatu… – Oskarżenia sypią się jak z rękawa.
Na konkrety zakochany Saud nie potrafi udzielić rzeczowej odpowiedzi.
– Nie wiem… Nie wiem… Nie wiem…
– Czy Darin Salimi popełniła zbrodnię na terenie Królestwa Arabii Saudyjskiej? – Wiadomo było od samego początku, że ta sprawa zostanie poruszona, a odpowiedź twierdząca, czy choćby najmniejsza wątpliwość, może kosztować Darię życie.
– Nie – zdecydowanym głosem ripostuje Anwar.
– Skąd świadek o tym wie? Jest na sto procent przekonany?
– Rozumie książę, że zeznaje pod przysięgą i musi mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę? – przypomina przewodniczący komisji.
– Oczywiście! – Oburza się mężczyzna o błękitnej krwi, bo jeszcze nigdy nikt tak go nie cisnął i nie obrażał, sugerując, że kłamie. – Wiem o wszystkim z ust niesłusznie przez was oskarżanej. Truciznę ofierze podał Jasem Alzani, kiedy Darin była w łazience. Później już nic nie mogła poradzić.
– Jednak nie pozostała wtedy na terenie naszego kraju. Nie uciekła od zbrodniarza. Uciekła ze zbrodniarzem. Zresztą samolotem księcia – naciska inny hadż, człowiek o pochmurnej, pełnej dezaprobaty twarzy.
– Mężczyzna miał jej syna. Kobieta zrobi wszystko, by nie stracić dziecka. Została postawiona pod murem.
– Hm, nie przekonał mnie pan.
– Mnie też nie.
– Ani mnie.
Coraz więcej głosów neguje prawdomówność księcia Anwara, potomka Ibn Sauda, choć ten przecież przysiągł na święty Koran i tym samym jego słowa powinny być niepodważalne.
– Żądamy osobistego przesłuchania oskarżonej, by móc ją uniewinnić.
– Moja znajoma na razie nie może się stawić przed sądem – tłumaczy Anwar. – Po tym, jak została postrzelona podczas odbicia jej z rąk terrorysty, przebywa w szpitalu na rekonwalescencji. Poza tym jest załamana, wręcz w depresji.
– Dopóki saida Salimi nie będzie współpracowała, po ponownym przekroczeniu granicy Królestwa, nawet prywatnym odrzutowcem księcia – zaznacza przewodniczący – zostanie uwięziona i nie wyjdzie na wolność, dopóki nie przekona nas o swojej niewinności.
– Nie może być, że za oskarżonego zeznaje ktoś inny! – oburza się kolejny saudyjski sędzia. – To jakiś paradoks!
– Paranoja! – Starcy zaczynają się burzyć, bo dla nich wszystko musi być czarne lub białe.
– Książę Anwar al-Saud może być świadkiem i tylko świadkiem…
– Aż świadkiem. – Zza pleców zakochanego mężczyzny dochodzi cichy głos, na dźwięk