przesyłany jest do dalszej obróbki w mózgu. W tym momencie mówimy, że coś widzimy. Cały proces przebiega tak szybko, że mamy wrażenie, jakby wszystko działo się jednocześnie. Gdyby zresztą tak nie było, widzenie nie miałoby większego sensu.
ILE KANDELI?
W pewnym eksperymencie postanowiono określić próg widoczności dla sów, czyli znaleźć najmniejsze wartości natężenia światła, przy którym ptaki zaczynały widzieć i rozpoznawać przedmioty. Do specjalnie zaaranżowanego pomieszczenia testowego wpuszczano kolejno różne sowy różnych gatunków. Żeby je zmotywować do odpowiedniej reakcji, użyto martwych myszy. Najlepszy wynik osiągnęła jedna z włochatek, która odebrała swoją nagrodę przy oświetleniu 0,00000015 kandeli[24]. Ten sam próg dla puszczyka zwyczajnego wyniósł 0,00000016, dla puszczyka uralskiego 0,00000024, a dla uszatki 0,00000025 kandeli. Najlepszy z ludzi, żeby dostrzec tę samą mysz, potrzebował światła o natężeniu 0,000075, a sóweczka – prawie dwa razy tyle! – 0,000145. Uwaga, to wcale nie dyskwalifikuje ani sóweczki, ani tym bardziej nas. Porównujemy się z mistrzami i wbrew temu, co nam się wydaje, ludzie mają świetny wzrok. Tak samo w dzień, jak i w nocy. Potrzebujemy jedynie dużo więcej czasu na adaptację oczu do widzenia w ciemnościach – około 40 minut. Potem ani latarki, ani uliczne lampy nie będą już nam potrzebne. No, chyba że chcielibyśmy sobie poczytać… W tamtym badaniu być może najciekawsze było to, że różnice pomiędzy poszczególnymi ptakami oraz ludźmi biorącymi udział w eksperymencie były dużo większe niż pomiędzy różnymi gatunkami[25].
Mimo że skojarzenie sowy z nocą jest natychmiastowe i uniwersalne, nie wszystkie sowy są ptakami nocnymi. Te, które są, nie są też jedynymi. Ale o ile większość innych nocnych marków lata w otwartej przestrzeni, o tyle sowom nie przeszkadza nawet gęsty las. Wbrew powszechnemu mniemaniu sowy nie widzą w ciemności absolutnej, czyli w miejscu lub sytuacji, gdzie ilość światła wynosi 0,00 kandeli. Nikt nie widzi. W końcu oczy są niczym innym jak receptorami światła. Ale sów to nie ogranicza, bo mają superuszy. Poza tym takie miejsca i sytuacje w naturze zdarzają się tylko na dnie przepastnych oceanów oraz głęboko pod ziemią. Sowy tam nie zaglądają, bo i po co, skoro nie ma tam gryzoni. Nieliczne zwierzęta, które tam żyją, posługują się echolokacją albo rozbudowanymi narządami czuciowymi. Sowy jednak mają zupełnie inną definicję ciemności niż my czy ptaki dzienne. Dla sów ciemność zaczyna się dużo później i ciemniej. Mówi się, że one widzą w nocy tak, jak my w bardzo pochmurny dzień! Te nocne. Bo dzienne widzą tak jak my.
To, że sowy bez problemu poruszają się w ciemnościach, to nie tylko zasługa ich czułego wzroku. Co najmniej połowa sukcesu to doskonała znajomość terenu i typowa dla ptaków fenomenalna pamięć. Połączenie obydwu zapewnia im coś na kształt mentalnej mapy, która działa jak GPS. My też nie musimy zapalać w naszym mieszkaniu światła, idąc w środku nocy do łazienki. Ale każdy medal ma dwie strony. W połowie XIX wieku niemiecki uczony Hermann von Helmholtz jako pierwszy zwrócił uwagę na fakt, że wiele z naszej bieżącej percepcji i z tego, jak rozumiemy świat, zależy od ugruntowanej już wiedzy i poprzedniego doświadczenia. Tak u ludzi, jak u zwierząt. Dzisiaj nikt już nie dyskutuje z tak oburzającą kiedyś tezą. Zamiast zastanawiać się, jak on śmiał, zadajemy sobie pytanie, ile z nowej wiedzy i informacji jest w ten sposób zniekształcanych. Badania na kierowcach potwierdzają, że ci, prowadząc po znanych sobie drogach, nie czytają znaków. My jeździmy, a sowy latają na pamięć. Może dlatego mają dużo więcej kolizji i wypadków ze złamaniami niż dzienne drapieżniki. Niewiele pomaga to, że sowy inaczej podlatują do swoich ofiar w ciemnościach, a inaczej w dobrym, to jest bezpiecznym świetle. W pierwszym przypadku robią to wolniej i bardziej chronią głowę. Przez cały czas trzymają opuszczone nogi, które w każdej chwili są gotowe do ataku lub dodatkowej amortyzacji. Być może nie bez powodu szczyt aktywności wielu sów to czas wkrótce po zachodzie oraz przed wschodem słońca, czyli poza godzinami największego mroku. Ale może to tylko reakcja na głód po całym dniu niejedzenia, podczas gdy nad ranem opychają się na zapas, bo wiedzą, że do kolacji jeszcze daleko… Z drugiej strony w tych samych porach najbardziej ruchliwe są też drobne gryzonie, ulubiona zdobycz sów. Wyjątkiem są księżycowe, jasne noce. Wówczas i drapieżniki, i ich ofiary są tak samo pobudzone. Sowy chętnie też osiedlają się i polują w pobliżu wód. Rozległe lustro, podobnie jak pokrywa śnieżna, odbija każde ilości światła i dzięki temu rozjaśnia najgłębsze zakątki lasu. Na pewno umieją to wykorzystać puszczyki mszarne, które zimą… przybierają na wadze! Być może to jedyny taki przypadek w przyrodzie.
To, że sowy nie widzą w ciągu dnia albo że nie widzą kolorów, jest takim samym mitem jak to, że widzą w zupełnych ciemnościach. Sowy widzą w dzień tak samo dobrze jak większość innych ptaków i prawdopodobnie dużo lepiej niż inne nocne zwierzęta, takie jak koty czy szczury. To między innymi dzięki niezwykłej ruchliwości tęczówek, które regulują ilość wpadającego do ich oczu światła. Gdy jest go dużo, ultraczułe źrenice sów stają się niemal niewidoczne. W mroku z kolei wypełniają całe oko, aby chłonąć choćby najmniejsze jego strzępki. Gdy światła jest za dużo, pojawia się nagle lub jest zbyt ostre, dochodzi do przesycenia oka. Zostaliśmy oślepieni. Tracimy ostrość widzenia, w tym jakość kolorów. My sięgamy do kieszeni i zakładamy okulary przeciwsłoneczne, a sowy mrużą oczy (tak jak my, gdy okazuje się, że zapomnieliśmy okularów). Wyciągnięte nagle z ciemności potrzebują jakichś 15 minut na to, żeby się zaadaptować do nowych warunków. Czasami to one wykorzystują efekt szoku świetlnego i polują na ptaki, które nocami migrują wzdłuż oślepiających je wież i latarni morskich.
Z całą pewnością niektóre sowy nie widzą w słońcu ani tak ostro, ani tak daleko jak orły, sokoły albo nawet ludzie. Są jednak takie jak jarzębata czy mszarna, które można zwabić z odległości 800 metrów, wypuszczając mysz na śnieg. Przy takim dystansie większość z nas nie zobaczyłaby nawet sowy. Przekonanie o rzekomej dziennej ślepocie sów mogło wziąć się z tego, że wiele z nich okazuje bardzo mały lęk przed człowiekiem. Młode nie mają żadnego. Gdy spotkamy je na ziemi, wystarczy usiąść i poczekać, aż któreś wdrapie się na nas. (Nie, żebym namawiał lub zachęcał! Poza tym one używają swoich szponów jak haków do wspinaczki. Naprawdę nie warto). W najgorszym razie zastygają w bezruchu, całkowicie polegając na swoim kamuflażu. Nawet jeśli bujamy gałęzią, na której siedzą, dalej zachowują się, jakby ich tam nie było. Podobnie mogą reagować dorosłe sowy, które nigdy wcześniej nie miały do czynienia z człowiekiem, albo ptaki ranne i wygłodzone.
OKO ZA OKO
Jak przystało na zawodowych lotników, oczy to ptasia specjalność. Spośród wszystkich zwierząt to one mają najlepsze wyniki, jeśli chodzi o widzenie dalekie. Również ich widzenie kolorów i głębi oraz prawdopodobnie ruchu należy do najlepszych[26]. I całe szczęście, bo wiele z nich porusza się na co dzień wśród gęstych i kołysanych wiatrem gałęzi oraz poluje na drobne, ruchliwe owady. Oczy, tak samo ich, jak i nasze, zbudowane są jak aparat fotograficzny (lub raczej odwrotnie). Jeśli wierzyć inżynierom, to bardzo prosty w działaniu układ, ale w zależności od jakości i czułości zastosowanych materiałów może dawać zaskakująco różne efekty: różną rozdzielczości (ostrość), jasność, a nawet wielkość obrazu. Potwierdzi to każdy fotograf. Oko i obiektyw możemy opisać według tych samych, podstawowych parametrów. Najważniejsze z nich to ogniskowa i wielkość przesłony. Ogniskowa to odległość pomiędzy punktem centralnym soczewki oka lub obiektywu a tak zwanym ogniskiem obrazowym, czyli miejscem, w którym odzwierciedlony jest obraz. W przypadku oka jest to siatkówka, w aparatach fotograficznych matryca. Krótkie ogniskowe silnie skupiają światło i zmniejszają obraz. Sowie oczy, podobnie jak lornetki, zbudowane są więc w taki sposób, aby maksymalnie wydłużyć ogniskową i zapewnić możliwie jak największy obraz bez utraty ostrości.