Waris Dirie

SAFA. Nie okaleczajcie mnie


Скачать книгу

/>

      Tytuł oryginału

      SAFA. DIE RETTUNG DER KLEINEN WÜSTENBLUME

      Wydawca

      Daria Kielan

      Redaktor prowadzący

      Katarzyna Krawczyk

      Redakcja

      Marta Mizuro

      Korekta

      Irena Kulczycka

      Halina Ruszkiewicz

      Zdjęcia na wkładce

      Desert Flower Foundation: s. 1, 3, 4-10, 12-15;

      Susanne Spiel: s. 11, 16; Walter Wehner: s. 2

      Copyright © 2014 Desert Flower Foundation / Media Pros Handels GmbH

      All rights reserved

      Copyright © for the Polish translation by Aldona Zaniewska 2015

      Świat Książki

      Warszawa 2015

      Świat Książki Sp. z o.o.

      02-103 Warszawa, ul. Hankiewicza 2

      Księgarnia internetowa: swiatksiazki.pl

      Łamanie

      Piotr Trzebiecki

      Dystrybucja

      Firma Księgarska Olesiejuk sp. z o.o., sp. j.

      05-850 Ożarów Mazowiecki, ul. Poznańska 91

      e-mail: [email protected] tel. 22 733 50 10

      www.olesiejuk.pl

      ISBN 9788380310612

      Skład wersji elektronicznej

      [email protected]

Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym 20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      Prolog

Dżibuti, 15 stycznia 2013

      Kochana Waris Dirie!

      Pamiętasz mnie jeszcze? Nazywam się Safa. Mam siedem lat i mieszkam z mamą i z tatą w Balbali w Dżibuti. I z moimi braćmi, Amirem i Nourem. Właściwie pochodzimy z Somalii, tak samo jak Ty.

      Grałam w Twoim filmie. Pamiętasz jeszcze? Ja już, niestety, nie pamiętam. Ale wszyscy ludzie znają Twój film, i mnie teraz też znają. Jestem z tego dumna.

      Jak Ci się wiedzie, Waris? Tato mówi, że nam się teraz żyje znacznie lepiej niż kiedyś. Mamy wystarczająco dużo jedzenia i czystą wodę, mamy nawet w domu światło elektryczne. W Balbali oprócz nas nikt takiego nie ma. I nawet mogę chodzić do szkoły. To wspaniałe! Wszyscy tam wiedzą, że wybrałaś mnie do swojego filmu. Tato mówi, że teraz jesteśmy szanowaną rodziną. Co to dokładnie znaczy?

      Mnie też wiedzie się całkiem dobrze, ale czasem jest mi smutno, bo jestem tak bardzo samotna. Kiedy z moimi braćmi gram na ulicy w piłkę, inne dzieci uciekają. Krzyczą: „Jesteś nieczysta, śmierdzisz!”. A przecież to nieprawda. Mama i tato często się kłócą z mojego powodu. Mama krzyczy: „To hańba, że Safa nie jest obrzezana!”. Potem tato jest bardzo zły. Myślisz, Waris, że byłoby lepiej, gdybym była obrzezana? Ja czasem tak myślę. Wtedy na pewno inne dzieci znów by się ze mną bawiły. Ale bardzo się tego boję. Wiem, że to, co robią z dziewczynkami, bardzo, bardzo boli i że to coś złego. Czy mogłabyś mi pomóc, Waris?

      W szkole dzieci są dla mnie znacznie milsze. Ale nie zawsze tak było. Wszystkie pochodzą z daleka, a ich rodzice to bardzo ważni ludzie.

      Ja jestem jedyną dziewczynką z Balbali. Inne dzieci często ze mnie drwiły, bo mama i tato są biedni. I z powodu nikabu, chusty zasłaniającej twarz. Ale potem moja nauczycielka pani Dourani porozmawiała z mamą. Od tego czasu mogę chodzić do szkoły bez chusty. Podoba mi się to.

      Moja najlepsza przyjaciółka nazywa się Diane Pearl. Pochodzi z Ameryki, jej ojciec jest dyplomatą. Kim jest dyplomata, Waris?

      Diane mieszka w najpiękniejszym domu w całym Dżibuti. Ma już osiem lat. Ale nie mówi jeszcze za dobrze po francusku, dlatego teraz jest w mojej klasie. Od razu się dogadałyśmy. Wszyscy wiedzą, że Diane jest moją przyjaciółką i dlatego, że jest taka duża, inni nie są teraz dla mnie już tacy podli.

      Kilka dni temu byli u nas w wiosce ludzie od Ciebie, z wielkimi kamerami i mikrofonami. Rozmawiali ze wszystkimi i zadawali mamie i tacie dużo pytań. I dali mi Twoje zdjęcie, na które teraz patrzę, kiedy jestem smutna. Dlatego do Ciebie piszę.

      Kochana Waris, uważam, że jesteś wspaniała. Dla mnie jesteś najpiękniejszą i najsilniejszą kobietą na świecie. Kiedy będę duża, chcę być taka jak Ty. Odwiedzisz mnie, gdy znów będziesz w Dżibuti? Byłoby wspaniale.

Kocham CięTwoja Safa

      Z uwagą czytałam słowa małej dziewczynki z Balbali, ubogiego przedmieścia Dżibuti. Linijka po linijce. Otrzymałam już wiele wzruszających listów od różnych kobiet. Od pokrzywdzonych, które prosiły moją Fundację Kwiat Pustyni o pomoc. Od kobiet bogatych i szanowanych, które obiecywały mi wsparcie. Od przerażonych kobiet, które błagały, by wyzwolić je z nędzy. Ale takiego listu od tak małej dziewczynki jeszcze nigdy nie dostałam.

      Siedziałam w pokoju hotelowym w Brukseli i czytałam wciąż od nowa wzruszające słowa Safy. Głębia ich znaczenia zaciskała się jak pętla wokół mojego serca. Jaka wewnętrzna walka musiała się toczyć w tej siedmioletniej istocie, że potrafiła napisać tak dojrzały, niezwykle długi list? Jak bardzo Safa musiała być rozdarta? Z jednej strony szczęśliwa, że nietknięta, z drugiej pogardzana, odepchnięta i samotna…

      – Safa dała ten list do ciebie naszej ekipie. Musiałam jej solennie obiecać, że przekażę ci go osobiście – przerwała tę karuzelę uczuć moja asystentka i menedżerka.

      – Dziękuję, Joanno. Gdzie ten materiał filmowy o jej wiosce i rodzinie? Czy tak jak pisze Safa, dużo tam rozmawialiście z ludźmi? Chcę obejrzeć wszystko, co macie. – Znów nie potrafiłam ukryć swojej niecierpliwości.

      – Nie martw się, mam wszystko ze sobą – uspokoiła mnie Joanna. – Kiedy tylko wrócimy do hotelu, przyniosę ci to z pokoju.

      – Dziękuję.

      Ostrożnie złożyłam list i włożyłam do lewej wewnętrznej kieszeni żakietu, blisko serca, które właśnie głęboko poruszył.

      1

      Nowina

      Moja krtań się zaciska, z trudem chwytam powietrze. Dłonie zaczynają mi drżeć, wilgotnieją, szukają oparcia w podłokietnikach szarego skórzanego fotela. Chcę stąd wyjść, nie patrzeć na to, co zaraz zobaczę, mam ochotę po prostu zniknąć. Za często już widziałam takie obrazki i równie często je wypierałam. Ale nie mogę znów się odwrócić. Zaczynają mnie piec oczy. Czuję, jak krew pulsuje mi w skroniach, jakby głowa miała mi zaraz pęknąć. Śmiertelnie się boję. Zaciemniona sala wydaje się coraz bardziej kurczyć. Jestem więźniem, więźniem przeszłości w teraźniejszości i tego, co nieubłaganie nadchodzi.

      Słyszę przeraźliwy krzyk. Rozbrzmiewa w sali konferencyjnej, przenika mnie do głębi. Przede mną pojawia się wykrzywiona bólem twarz małej dziewczynki. Dziewczynki, jaką i ja kiedyś byłam. Krew, wszędzie dookoła krew. Złamana gałąź ciernistego krzewu. Kościste, poorane, zgrubiałe dłonie, które ułamują ostre jak nóż kolce z sękatej gałęzi. Twarz starej czarownicy. Napastliwa, zajadła, brzydka, patrząca tak zimno, że dreszcz przebiega po plecach. Dwie dłonie chwytają nogi małego stworzonka, brutalnie je rozkładają.

      Dłonie należą do matki, która robi to, co uważa za konieczne. Nieustępliwie i zdecydowanie. Zniszczy życie swojej córeczki na zawsze. Co myśli, kiedy mocno przytrzymuje