jedynie zwykłe lenistwo i ignorancja? A może ci ludzie wylądowali na nieodpowiednich stanowiskach i prawdziwe społeczne zadania ich przerastały? Tylko dlaczego właściwie wciąż jeszcze zaskakiwała mnie ich niekompetencja?
Od wielu lat nie miałam wątpliwości, że politycy z wielu krajów używali mnie jako listka figowego, by uspokoić opinię publiczną i pokazać swoim wyborcom, że traktują swoją pracę poważnie. Że są warci pieniędzy, które biorą. Jedno zdjęcie z Waris Dirie i wzruszający podpis pod nim wystarczały, by uwiarygodnić ich rzekomy wkład w walkę z okaleczaniem kobiet. Od lat chętnie zapraszano mnie jako „gwiazdę” na międzynarodowe konferencje. Za każdym razem mogłam zaprezentować swoje żądania, a potem z grzecznym uśmiechem pozować do grupowych zdjęć z prezydentami i ministrami. Tylko jednego nie mogłam: zapytać potem, które z moich żądań naprawdę zostały wprowadzone w życie lub jakimi konkretnie środkami mają zamiar wspierać moją walkę przeciwko okaleczaniu żeńskich narządów płciowych.
Nic dziwnego, że w ostatnim czasie rzadko przyjmowałam jakiekolwiek zaproszenia od polityków i raczej skupiałam się na pracy Fundacji Kwiat Pustyni. Długo zastanawiałam się, czy powinnam wziąć udział w tym posiedzeniu Komisji Europejskiej. Nadzieja, że tym razem wreszcie będzie mowa o decydujących rozstrzygnięciach, w końcu przywiodła mnie do Brukseli. Najwyraźniej na darmo.
Na chwilę położyłam dłoń na lewej górnej kieszeni żakietu, do której w hotelu wsunęłam list od Safy. Jak wiarygodnie, mając wtedy ledwie trzy lata, odegrała małą Waris w filmie! Przy czym straszliwy akt obrzezania dotychczas został jej oszczędzony. Tak przynajmniej wynikało z jej wzruszającego listu. Czyżby nietykalność mojego małego Kwiatu Pustyni była zagrożona? Czy naprawdę jej rodzice zastanawiali się nad obrzezaniem małej? Mimo naszej umowy?
Starałam się uporządkować myśli i wzięłam kilka głębokich wdechów, zanim spokojnym głosem przemówiłam do mikrofonu.
– Bardzo szanowna pani wiceprzewodnicząca, moi bardzo szanowni panie i panowie komisarze i posłowie – zaczęłam swoją mowę przed dobrą setką ekspertów i zainteresowanych słuchaczy.
Wszystkie oczy były skierowane na mnie. Obecni najwyraźniej oczekiwali ode mnie słów uznania i wdzięczności za to, że zwołali tę konferencję.
– Tutaj, w tym budynku, w styczniu dwa tysiące szóstego roku zreferowałam Radzie Europejskiej wyniki dwuletnich badań, które moja Fundacja Kwiat Pustyni sfinansowała sama, bez jakiegokolwiek wsparcia ze środków publicznych. Przedstawiłam wtedy nie tylko swój manifest, lecz także obszerny katalog działań zapobiegawczych do wdrożenia przez wszystkie rządy. Szczegółowo opisano w nim, jak można skutecznie zwalczać FGM i taktownie nieść pomoc jego ofiarom. Wszyscy ministrowie i komisarze europejscy byli pod wrażeniem, oklaskiwali mnie i obiecywali, że wprowadzą moje postulaty w życie. I co się wydarzyło od tego czasu? – Mój głos był coraz mocniejszy i bardziej przenikliwy. – Nic!
Rozejrzałam się dookoła. Pełne zakłopotania milczenie na sali.
– Teraz znów mnie tu państwo zaprosiliście, by rozważyć, jakie środki może podjąć Unia Europejska i europejskie rządy przeciwko FGM. Jak gdyby wszystko, o czym wówczas debatowaliśmy, zostało wyparte z pamięci. Wspomniany manifest, a także wszystkie postulaty, które też w każdej chwili możecie przeczytać na stronie mojej fundacji, zestawiłam wobec tego dla państwa ponownie. Chciałabym was jeszcze raz usilnie poprosić o to, byście je uważnie przeczytali i w końcu wprowadzili w czyn!
Demonstracyjnie podniosłam swoje papiery nad głowę, by można je było zobaczyć również z ostatnich rzędów.
– Moje panie i panowie, wszyscy państwo – wskazałam dłonią salę – to zależy od każdego z was! Trzeba poinformować i przeszkolić pediatrów, ginekologów, akuszerki, nauczycieli, opiekunów azylantów, pracowników socjalnych, urzędy do spraw młodzieży, policję, prokuratorów i sędziów w całej Europie. Tylko w ten sposób możemy wspólnie raz na zawsze skończyć z tym przestępstwem. Proponowane przeze mnie rozwiązania są równie proste, co skuteczne. Mimo to dotychczas niczego nie zrobiliście… Dlaczego? Czyżbyście nie chcieli chronić tych niewinnych dziewczynek? Naprawdę nie chcecie pomóc ofiarom?
Cisza w pomieszczeniu była zarazem przytłaczająca i wyzwalająca. W końcu powiedziałam wszystko, co mi przez lata leżało na sercu. Nareszcie ktoś mnie naprawdę słuchał. Wykorzystałam okazję i mówiłam dalej.
– Po co organizujecie wciąż nowe konferencje, jeśli nie zamierzacie niczego przedsięwziąć? Wszak nie robicie tego wyłącznie po to, by was ponownie wybrano, tylko dla dziewczynek, takich, jakie widzieliście na właśnie obejrzanym filmie. Rodzina Safy pochodzi z Somalii, tak samo jak ja. Jej los wydawał się określony z góry. Ale potem dostała rolę w moim filmie i jej życie się zmieniło. Rola w filmie uchroniła Safę od obrzezania planowanego przez rodzinę od dawna. Dziś ma siedem lat, regularnie chodzi do szkoły i ma dzięki temu szansę na życie, w którym będzie sama o sobie decydować. Ale jedna Safa to za mało, potrzebujemy milionów Saf – i te będziemy mogli uratować tylko z waszą pomocą. Tylko z waszą pomocą możemy zapewnić tym niewinnym dziewczynkom godne ludzkie życie. Dlatego proszę państwa usilnie, żebyście coś wreszcie przedsięwzięli. Dla Safy i milionów innych małych dziewczynek w Afryce, Azji i Europie, którym dotychczas nikt nie pomaga. To jest wasze zadanie jako polityków. Po to ludzie was wybrali. Proszę, wykonajcie wreszcie waszą pracę! Dziękuję.
Podziałało.
Przez kilka sekund panowała pełna zakłopotania cisza, potem kilku posłów zaczęło nieco wymuszenie klaskać. Natomiast urzędnicy unijni odpowiedzialni za zaplanowanie i organizację konferencji uporczywie patrzyli na dokumenty do prezentacji, które leżały przed nimi na stole. Viviane Reding zapobiegliwie weszła na podium i odsunęła mnie od mównicy.
– Bardzo dziękuję za te pomocne wywody, droga Waris – powiedziała do przesady uprzejmie. – A teraz chcielibyśmy poprosić inne organizacje pozarządowe, by złożyły swoje propozycje…
– Dobra robota, Waris! – Na korytarzu przed salą plenarną Joanna objęła mnie serdecznie. Milczałam. Wciąż jeszcze byłam wzburzona swoim osobistym horrorem filmowym, pokazanym przed chwilą, i bezczynnością polityków, na którą musiałam tu patrzeć z bliska.
Chwilę później zmęczone i bez sił wsiadłyśmy do taksówki, która zawiozła nas do hotelu.
– Nie powinnam pokazywać tej sceny – westchnęłam w samochodzie. – Za każdym razem za bardzo ją przeżywam. Wciąż rozpoznaję siebie w małej Safie. Poza tym ta chwila jest uchwycona tak wiarygodnie, że nawet ja przez krótki moment uważam ją za prawdę.
Joanna patrzyła na mnie z wyrozumiałością. Często rozmawiałyśmy o tym, że ten film przenosi mnie do dzieciństwa. Na somalijską pustynię, która była dla mnie najpiękniejszym miejscem na Ziemi. Często cierpieliśmy głód i nie mieliśmy dość wody do picia. Mimo to byłam szczęśliwa pod tym bezkresnym niebem. Nie bałam się, choć na pustyni czaiło się mnóstwo niebezpieczeństw, ponieważ rodzice nauczyli mnie, jak je rozpoznawać i radzić sobie z nimi. Znałam swoją pustynię. Gdyby było inaczej nigdy nie zdołałabym sama przejść przez nią w wieku trzynastu lat, aby uciec przed małżeństwem ze starcem i swoim marnym losem.
Tak, zawsze stanowiłam jedność z tą pustynią. Kochałam swoją ojczyznę. Tak samo jak rodziców – i ślepo im ufałam. W każdym razie do tego dnia w piątym roku mojego życia, który w tak straszny, krwawy sposób zmienił moje życie na zawsze. Tego dnia, do którego cofam się, kiedy oglądam ten film.
– Waris, pokazanie tej sceny było słuszne – odpowiedziała Joanna. – Przypomnij sobie, że gdy kiedyś udzielałaś zgody na sfilmowanie książki, obstawałaś przy tym, by nie skreślać sceny obrzezania. Miała otworzyć ludziom