ona sama przeprowadziła zamach, a potem kazała go powiesić w żelaznej klatce nad peczorską bramą, by umarł z zimna, głodu i pragnienia.
– Rozumiem, dlaczego Ludmiła to zrobiła – powiedziała mi kiedyś Natasza z głębokim westchnieniem. – Ale ja bym tak nie potrafiła. – Spojrzała na mnie ciepło. – Gdybym musiała cię zabić, zrobiłabym to szybko, tak abyś ani chwili nie cierpiał.
– Dziękuję ci, Nataszka, to bardzo miło z twojej strony – odparłem.
– Oczywiście nie wyobrażam sobie, z jakich powodów miałabym cię w ogóle skrzywdzić. – Wzruszyła ramionami. – Albo nawet chcieć skrzywdzić. – Roześmiała się i zarzuciła mi ręce na szyję. – Jesteś całym moim życiem!
Teraz wracałem od księżnej, będąc pewnym, że Nataszy z wielu względów nie spodoba się pomysł opuszczenia Peczory. Mnie oczywiście również się nie podobał, choćby z tego powodu, iż strzeżenie Ludmiły zamkniętej wewnątrz fortecy zdawało się o wiele łatwiejsze niż strzeżenie Ludmiły dowodzącej armią w polu.
Otworzyłem drzwi i zobaczyłem, że Natasza leży na dywanie na podłodze i targa za uszy naszego psa, który owe karesy przyjmował nie tylko ze spokojem, ale z rozmarzonym, a wręcz wniebowziętym wyrazem pyska. Zresztą Dzikar, jak nazwała go Natasza, wszystko, co robiła jego pani, przyjmował z zachwytem. Mnie tolerował, zapewne nawet lubił, ale Nataszę po prostu ubóstwiał i byłem pewien, że nie zawahałby się stanąć w jej obronie nawet za cenę własnego życia. Był bardzo młody, w zasadzie można go było uznawać jeszcze za szczeniaka, lecz już wyglądał groźnie, jak każdy przedstawiciel tej rasy, o której mówiono, że narodziła się w krainach leżących na Dachu Świata. Wokół głowy miał kudłatą lwią grzywę, ogromną i nastroszoną, tak charakterystyczną dla tych psów, a wokół oczu jaśniejsze plamy, które nazywano „oczami duszy” i wierzono, że pozwalają zwierzęciu na widzenie świata, którego nie może dostrzec żaden człowiek. Dzikar był czarny jak smoła, Natasza jasna niczym śnieg w promieniach księżyca, więc oboje wyglądali pięknie obok siebie. Dziewczyna rozpromieniła się na mój widok, a pies zastrzygł uszami i leniwie zamachał ogonem.
– Ależ długo cię nie było! – zawołała.
– Nie dość, że długo mnie nie było, to nie mam nic wesołego do powiedzenia – mruknąłem.
– Ojojoj. – Usiadła na podłodze. – Jest aż tak źle?
– Ano źle – odparłem. – Musimy jechać z księżną na wyprawę wojenną – oznajmiłem smętnym tonem. – Tym razem przeciwko ludziom, nie potworom. Sam zresztą nie wiem, czy to lepiej, czy gorzej.
Natasza wzruszyła ramionami i prychnęła lekceważąco.
– Ja nigdzie nie pojadę.
Usiadłem na dywanie obok niej i wziąłem ją za rękę.
– Obawiam się, że decyzja nie należy do ciebie – zauważyłem.
– Sądzę, że owszem: należy do mnie – odparła stanowczo.
– Nataszka, z Ludmiłą nie ma żartów – powiedziałem trochę zaniepokojony tą stanowczością. – Wiem, że jesteś, kim jesteś, i wiem, jaką wszyscy otaczają cię czcią, ale księżna nie dopuści, by kwestionowano jej rozkazy.
– Czcią jak czcią, boją się mnie i tyle – rzekła z nagłą goryczą w głosie. Potem wzruszyła silnie ramionami. – A ja i tak nie pojadę – powtórzyła. – A dlaczego? Bo nie mogę nigdzie jechać, bo obróciłoby się to na złe. – Spojrzała na mnie, a jej oczy błyszczały, jakby zaraz miała wpaść w trans. Miałem wrażenie, że patrzy nie na mnie, lecz przeze mnie, spogląda gdzieś daleko na świat położony nie za moimi plecami, lecz za moją wyobraźnią.
– Szkoda, że ja nie mogę tak powiedzieć – westchnąłem.
Jej wzrok nagle odzyskał ostrość.
– Nie fantazjuję, mój miły – zapewniła miękko. – Nigdy bym cię nie okłamała. Wiem, że jeśli wyjadę z Peczory, to wiele rzeczy potoczy się gorzej niż źle. Oczywiście również nie chcę wyjeżdżać, ale moje chcenie lub niechcenie nie ma nic do rzeczy.
Milczałem chwilę, zastanawiając się nad jej słowami, jej decyzją i konsekwencjami, jakie mogą one wywołać.
– Cóż, zobaczymy, co na to powie księżna – odparłem i naprawdę zastanawiałem się, jak władczyni odbierze podobne proroctwo. Czy ufała Nataszy na tyle, by jej wierzyć?
– Zresztą wszystko wiem – dodała Natasza. – Dokąd i po co jedziecie. – Potem pokręciła głową. – Co za głupiec, co za głupiec, tylko żal ludzi, którzy zginą…
Miała na myśli oczywiście Aleksandra Kamieńskiego. Trudno było się nie zgodzić z jej zdaniem. Rebelia upadnie, niezależnie od tego, czy Ludmiła zwycięży w bitwie, czy przegra. Banda buntowników nie opanuje Księstwa Peczorskiego, gdyż było ono zbyt ważnym ośrodkiem z punktu widzenia księcia Nowogrodu. To na obszarze władanym przez Ludmiłę, jako wasala nowogrodzkiego wielkiego księcia, krzyżowały się szlaki handlowe, to tutaj przygotowywano wyprawy za Kamienie, skąd przywożono wielkie ilości futer i skór. A handel futrami i skórami przynosił władcom dochód w czystym złocie. W gigantycznych ilościach czystego złota. Nikt nie pozwoli, by ten zyskowny proceder został w jakikolwiek sposób zakłócony przez szalonego rebelianta.
– Tak to już jest na wojnach. Ludzie giną – odparłem sentencjonalnie. – Daj Boże, uwiniemy się szybko. A właściwie skąd już wszystko wiesz?
– Wystarczy słuchać, co gada służba. – Uśmiechnęła się. – Plotkują ciągle i chwalą księżną, że dobrze biła. Ale biła sprawiedliwie, bo z umiarem.
Skinąłem głową. A więc potwierdzały się słowa Andrzeja.
– Nataszka, myślisz, że możemy spróbować przywołać wizje, co spotka nas na wyprawie? Czego się trzeba będzie strzec i jak należy postępować?
Spojrzała na mnie i roześmiała się na głos śmiechem pełnym szczerego rozbawienia.
– A ty chcesz pofiglować w łóżku czy naprawdę dowiedzieć się czegoś o przyszłości? – spytała.
– Tak naprawdę i pierwsze, i drugie – odparłem szczerze. – Ale gdyby drugiego miało nie być, to pierwszego i tak życzyłbym sobie bardziej niż czegokolwiek.
Zarumieniła się, a ten delikatny rumieniec na jej kremowych policzkach i przy jasnych włosach wyglądał nadzwyczajnie uroczo.
– Poświęcę się więc dla dobra przyszłości – odparła teatralnie zrezygnowanym głosem. – A zresztą cóż może zrobić tak słaba dziewczyna jak ja będąca w mocy tak bezwzględnego mężczyzny jak ty?
Wstała, po czym przeszła do sypialni, a ja oczywiście za nią. Spojrzałem na rozścieloną pod naszymi stopami gigantyczną skórę demonicznego Wilka, którego ubiliśmy w czasie wojny na trzęsawiskach. Zanim pokonałem tego potwora, obiecałem mu, że Nataszka będzie bosymi stopami stąpała po zdartym z niego futrze. I słowa dotrzymałem. Tymczasem dziewczyna rzuciła się plecami na łóżko, rozłożyła ramiona na boki i zamknęła oczy.
– Bierz mnie więc, skoro musisz i skoro taka właśnie jest wola wszechmocnego Boga! – zawołała z uroczystą powagą.
Wskoczyłem na nią (starając się jednak nie spadać całym ciężarem), a ona wtedy zaczęła chichotać.
– Buty byś chociaż zdjął! – krzyknęła rozbawiona.
Niezależnie od tego, czy nasze wzajemne obcowanie rodziło mistyczne wizje, czy też było tylko radosnymi igraszkami dwojga ludzi uwielbiających amorowe swawole,