Razem z Ma wyszły z kuchni.
– Tak mi przykro z powodu taty Beara, Ally, naprawdę – powiedziałam.
– Dziękuję, Elektro.
– Czy on… ojciec…
– Miał na imię Theo.
– Czy Theo wiedział o dziecku?
– Nie, i ja też, dopiero kilka tygodni po jego śmierci się zorientowałam. W tamtym czasie myślałam, że mój świat się wali. Ale teraz – Ally uśmiechnęła się do mnie pogodnie – nie wyobrażam sobie życia bez niego.
– Brałaś pod uwagę…?
– Aborcję? Przemknęło mi coś takiego przez myśl, tak. Wiesz, jestem żeglarką, tata Beara nie żył, a ja nawet nie miałam wtedy domu. Ale nigdy bym się potem z tym nie pogodziła. Uważam, że Bear to dar. Czasami, kiedy karmię go przed świtem, naprawdę czuję, że Theo jest przy mnie.
– To znaczy jego duch?
– Tak.
– Nie sądziłam, że wierzysz w te bzdury. – Uniosłam brwi.
– Ja też nie, ale wieczorem przed narodzinami Beara zdarzyło się coś zdumiewającego.
– Co?
– Byłam wtedy w Hiszpanii. Poleciałam tam szukać Tiggy, u której właśnie stwierdzono chorobę serca, tyle że ona zamiast się leczyć, wyruszyła na poszukiwanie swoich krewnych. I powiedziała mi coś, co mógł wiedzieć tylko Theo. – Dłoń Ally powędrowała do wisiorka, który miała na szyi.
– Co takiego?
– Kupił mi go Theo. – Ally uniosła malutkie turkusowe oczko. – Kilka tygodni wcześniej zerwał się łańcuszek i Tiggy twierdziła, że Theo chce wiedzieć, dlaczego go nie noszę. A potem dodała, że podoba mu się imię Bear. I wiesz co? On rzeczywiście lubił to imię! – W oczach Ally zabłysły łzy. – Byłam sceptyczna, ale obawiam się, że zostałam nawrócona. I wiem już, że Theo nad nami czuwa.
Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do mnie lekko.
– Trochę ci zazdroszczę – przyznałam. – Problem w tym, że ja właściwie w nic nie wierzę. A jak jest teraz z sercem Tiggy?
– Najwyraźniej bardzo jej się poprawiło. Wróciła do Szkocji i szczęśliwie związała się z lekarzem, który opiekował się nią, kiedy chorowała. A przy okazji jest to właściciel posiadłości, na której ona pracuje.
– To trzeba się wkrótce spodziewać kościelnych dzwonów?
– Wątpię. Charlie formalnie nadal ma żonę. Z tego, co wiem od Tiggy, jest w trakcie trudnego rozwodu.
– A co u reszty sióstr?
– Maja dalej jest w Brazylii z tym swoim uroczym Florianem i jego córką. Star pomaga swojemu chłopakowi, którego z jakiegoś powodu nazywają Mouse, odnawiać jego dom w Kent w Anglii. A CeCe mieszka z dziadkiem i przyjaciółką, Chrissie, w australijskim interiorze. Widziałam zdjęcia niektórych jej obrazów. Są fantastyczne. Ma wielki talent.
– Więc wszystkie siostry urządziły sobie od nowa życie? – spytałam.
– Na to wygląda.
– I zrobiły to, odkrywając swoje korzenie?
– No, tak. Nawet ze mną tak było. Pisałam ci w mailu, że mam brata bliźniaka?
– Hm…
– Oj, Elektro, na pewno pisałam. I że poznałam biologicznego ojca, który jest muzycznym geniuszem, ale też skończonym pijakiem.
Patrzyłam, jak na jego wspomnienie Ally się rozpromienia, jednocześnie wprawnie przystawiając synka do drugiej piersi.
– A ty? – rzuciła. – Zrobiłaś coś w związku z listem, który zostawił ci tata?
– Szczerze mówiąc, nawet go nie otworzyłam, w dodatku nie pamiętam, gdzie jest. Możliwe, że zginął.
– Och, Elektro! – Popatrzyła na mnie z wyrzutem. – Chyba żartujesz?
– Musi gdzieś być, ale nie zawracałam sobie głowy szukaniem.
– Naprawdę nie chcesz wiedzieć, skąd pochodzisz?
– Nie. Nie widzę w tym sensu. Jakie to ma znaczenie? Jestem, kim jestem teraz.
– Mnie to na pewno pomogło. Zresztą nawet jeśli nie chcesz iść tym tropem, to to, co Pa Salt pisał w tych listach, było jego ostatnim darem dla nas wszystkich.
– O Chryste! – Miałam już dość. – Ty i pozostałe dziewczyny traktujecie Pa Salta jak jakiegoś cholernego świętego! A to był tylko facet, który nas adoptował z jakiegoś dziwnego powodu, nieznanego żadnej z nas!
– Proszę, nie krzycz. Denerwujesz dziecko. Przykro mi, jeśli…
– Idę się przejść.
Wstałam od stołu, pomaszerowałam do wyjścia, otworzyłam drzwi i zatrzasnęłam je z hukiem za sobą. Szłam po trawie w kierunku przystani, żałując, jak to zwykle po kilku godzinach w Atlantis, że tu w ogóle przyjechałam.
– Co to jest z tymi moimi siostrami i Pa Saltem? Nawet nie był naszym biologicznym ojcem, na Boga!
Burcząc pod nosem dalej, usiadłam na pomoście. Machając opuszczonymi nad wodę nogami, starałam się wziąć kilka głębokich wdechów. Nie zadziałało. Może uratuje mnie kolejna kreska. Wstałam i ruszyłam po swoich śladach z powrotem do domu. Weszłam na górę na palcach, żeby nikt mnie nie usłyszał. Zamknęłam drzwi pokoju na klucz i wyciągnęłam to, czego potrzebowałam.
Kilka minut później byłam już spokojniejsza. Położyłam się na łóżku i wyobraziłam sobie po kolei wszystkie siostry. Z jakichś powodów pojawiły mi się przed oczami jako disnejowskie księżniczki, co było całkiem zabawne. W tej postaci wcale nie wydawały się wkurzające; kochałam je. Wszystkie, poza CeCe (ona przybrała nagle postać czarownicy z Królewny Śnieżki). Zachichotałam i doszłam do wniosku, że to okrutne, nawet w stosunku do CeCe. Wiem, ludzie mówią, że rodziny się nie wybiera, jednak Pa Salt wybrał nas sobie i dlatego byłyśmy na siebie skazane. Może nie dogadywałam się z CeCe, bo ona nie dawała sobie wciskać kitu jak inne. I umiała pyskować głośniej ode mnie. Pozostałe za wszelką cenę starały się żyć w zgodzie, a jej na tym nie zależało. Trochę jak mnie…
Cztery moje starsze siostry pewnie nigdy nie pomyślały, że mają siebie nawzajem: Ally – Maję; Star – CeCe… A mnie została Tiggy. To z nią musiałam się trzymać, kiedy dorastałyśmy – między nami było tylko kilka miesięcy różnicy. Naprawdę ją kochałam, ale byłyśmy kompletnie różne, jak dwie strony medalu. I nie pomagało też to, że starsze siostry nie kryły, że wolą się bawić z malutką Tiggy niż ze mną. Ona nie awanturowała się, nie wrzeszczała, nie miała stale napadów wściekłości. Siadała na kolanach, ssała palec i była grzeczna. Kiedy byłyśmy starsze, próbowałam się z nią przyjaźnić, bo czułam się samotna, ale to jej bajanie o duchowości doprowadzało mnie do białej gorączki.
Kiedy koka ze mnie wyparowała, siostry przestały być księżniczkami i znów stały się sobą. Zresztą jakie to ma znaczenie? Pa Salt odszedł, byłyśmy tylko grupką kobiet zupełnie do siebie niepodobnych, które zostały zebrane w jednym miejscu w dzieciństwie, ale teraz każda poszła w swoją stronę. Starałam się oddychać wolno i robić to, co zalecała mi terapeutka, czyli analizować, czemu się tak strasznie zezłościłam. I dla odmiany, wydało mi się, że wiem. Ally powiedziała, że pozostałe siostry są szczęśliwe. Ułożyły sobie życie z tymi, którzy je kochali. Nawet CeCe, która zawsze wydawała mi się podobnie trudna