obeszła salon z Audrey, skłaniając się i uśmiechając do zebranych. Niestety, jedynie syn wikarego – Tristan Jakiśtam – był w podobnym wieku jak Cecily. Powiedział, że właśnie przyjechał z krótką wizytą do rodziców w miasteczku, bo jest na szkoleniu oficerskim w miejscu o nazwie Sandhurst.
– Sądzisz, że będzie wojna? – spytała.
– Mam nadzieję. Bez sensu byłoby szkolić się do czegoś, co nigdy nie nastąpi.
– Naprawdę chciałbyś, żeby wybuchła wojna?
– Wątpię, by w Anglii był ktoś, kto nie uważa, że temu Herr Hitlerowi należałoby dobrze dokopać. A ja bardzo chętnie wziąłbym w czymś takim udział.
Czując lekkie zawroty głowy – może z powodu wypicia dwóch koktajli, a może po długim dniu w podróży – Cecily zdołała wreszcie uwolnić się od Tristana i podeszła do kominka.
– Dobry wieczór, panno Huntley-Morgan. Miło widzieć, że ubrałaś się do kolacji.
Obróciła się i zobaczyła Juliusa. Wyglądał bosko w smokingu i uśmiechał się do niej, nie kryjąc rozbawienia.
– Wychodziłam wtedy z łazienki!
– Naprawdę? A już myślałem, że wykradałaś się z pokoju kochanka.
– Chyba… – Cecily czuła, jak od szyi na twarz wędruje jej rumieniec.
– Tylko żartowałem. – Julius uśmiechnął się. – Przyznam, że w tej sukni wyglądasz pięknie. Pasuje ci do oczu.
– Przecież jest fioletowa!
– Ach, prawda… – Julius wzruszył ramionami. – Ale czy nie to zawsze mówią dżentelmeni damom jako komplement?
– Jeśli to trafna uwaga.
– No i masz… cały ja. Zawsze coś palnę nie tak. Wybacz. Słyszałem, że poczciwa ciocia Audrey wydaje to małe przyjęcie na twoją cześć. Najwyraźniej jesteś jej gościem honorowym.
– To bardzo miło z jej strony. Nie powinna robić sobie kłopotu.
– Jesteś Amerykanką, przypuszczam więc, że będziesz strzelała oczami i szukała tu dla siebie odpowiednich kawalerów z arystokracji. Oczywiście jest tu kilku, ale wszyscy po pięćdziesiątce. Poza mną, oczywiście – dodał z uśmiechem.
– Mówisz, że Audrey to twoja ciotka?
– Tak, choć nie łączą nas więzy krwi. Mój świętej pamięci ojciec był młodszym bratem stryja Edgara.
– Och, przykro mi, moje kondolencje.
– Dziękuję, ale ojciec zginął ponad dwadzieścia lat temu na wojnie. Miałem wtedy półtora roku.
– Rozumiem. Ale twoja matka żyje?
– Owszem. Na szczęście dzisiaj wieczorem jej tu nie ma… – Julius nachylił się do Cecily. – Stryj i ciotka jej nie znoszą.
– Dlaczego?
– Bo zamiast obnosić się z wdowieństwem, gdy ojca dopadł okrutny los we Flandrii, znalazła sobie o wiele bogatszego adoratora niż kochany stary papcio i pół roku później wyszła za mąż. Mieszka teraz we Włoszech.
– Uwielbiam Włochy! Miałeś szczęście, że tam dorastałeś.
– Nie, nie, panno Huntley-Morgan – zaprzeczył Julius, zapalając papierosa. – Mama nie zabrała mnie ze sobą, kiedy dała drapaka w cieplejsze strony. Porzuciła mnie na progu tego mauzoleum. Wychowywała mnie stara niania stryja Edgara. Panna Naylor. Niezła z niej była wiedźma.
– Mieszkasz więc w Woodhead Hall?
– Tak. Robię wszystko, żeby się stąd wyrwać, ale stale, jak odbita piłeczka, wracam.
– Czym się zajmujesz? To znaczy… czym zarabiasz na życie?
– No, „zarabiam” to duże słowo. Bo mam z tego więcej zmartwień niż pieniędzy. Ale tak naprawdę jestem poetą.
– Ojej! Powinnam o tobie słyszeć?
– Jeszcze nie, panno Huntley-Morgan, chyba że jesteś wierną czytelniczką „Woodhead Village Gazette”, miejscowej gazety, która z dobroci serca publikuje moje wypociny.
Rozległo się głośne odbijające się echem pobrzękiwanie, dochodzące skądś spoza salonu.
– Gong na kolację, panno Huntley-Morgan.
– Proszę, mów do mnie Cecily – szepnęła, kiedy szli przez wietrzny hol z resztą gości, aż do równie przestronnej jak salon lodowatej jadalni.
– Zobaczmy, gdzie też ciotka cię usadziła – powiedział Julius, obchodząc stół i sprawdzając pięknie wykaligrafowane karteczki ustawione przy każdym nakryciu. – Wiedziałem! – Uśmiechnął się. – Tutaj, tuż przy kominku. Podczas gdy ja zostałem zesłany na Syberię po drugiej stronie. Pamiętaj o śrucie – rzucił na odchodne.
Cecily usiadła, zdecydowanie rozczarowana, że wyznaczono jej miejsce obok Tristana, a nie Juliusa. Przez całą kolację, choć starała się uprzejmie rozmawiać zarówno z Tristanem, jak i ze starszym majorem siedzącym po prawej, jej myśli i oczy raz po raz wędrowały w kierunku Juliusa. Wyjmując z ust ołowianą kulkę podczas jedzenia bażanta, spojrzała na niego.
– Ostrzegałem – powiedział bezgłośnie i uśmiechnął się, po czym wrócił do rozmowy z biuściastą matroną, która najwyraźniej była żoną majora.
– Więc wybierasz się do Afryki? A konkretnie? – grzmiał major. – Byłem tam kilka lat temu. Mój młodszy brat kupił farmę w Kenii, hoduje bydło, gdzieś na zachód od gór Aberdare.
– O, to właśnie tam jadę. To znaczy do Kenii. Zatrzymam się w domu na brzegu jeziora Naivasha. Słyszał pan o nim?
– Czy słyszałem?! Oczywiście, moja droga. Dołączasz więc do towarzystwa z Wesołej Doliny, co?
– Obawiam się, że o tym nie mam pojęcia. Moja matka chrzestna zaprosiła mnie na jakiś czas do siebie.
– A kimże jest ta matka chrzestna, jeśli mogę ośmielić się pytać?
– To lady Kiki Preston. Jest Amerykanką. Jak ja.
– O dobry Boże!
Cecily widziała, że rumiane policzki majora robią się jeszcze bardziej czerwone, gdy na nią patrzył.
– No, no, kto by pomyślał, taka urocza panienka jak ty…
– Zna pan ją?
– Skłamałbym, twierdząc, że tak, bo nigdy osobiście się z nią nie zetknąłem. Ale na pewno sporo o niej wiem. Wszyscy w Kenii wiedzą.
– Jest tam sławna?
– O tak. Zarówno ona… jak i jej przyjaciółka, Alice de Trafford… są słynne, ale nie w najlepszym znaczeniu tego słowa. W klubie Muthaiga w Nairobi zawsze wiele się mówiło o ich wyczynach i oczywiście o tej prześlicznej Idinie Sackville. Gdybym miał dwadzieścia lat mniej i nie był żonaty, na pewno uległbym jej wdziękom i dał się sprowadzić na złą drogę jak wielu innych, których zauroczyła. Na temat wydawanych przez nią i Jossa Errolla przyjęć krążyły legendy. I… z tego co wiem, najpewniej to twoja matka chrzestna, Kiki, była znana jako Dziewczyna ze Srebrną Igłą.
– Coś szyła? – Cecily naprawdę kręciło się w głowie.
– O, do tego to ona miała mnóstwo Murzynek, ale… – Major popatrzył na nią i dostrzegł jej zaniepokojoną minę. – Moja droga, wiesz, na pewno mnóstwo z tego to zwykłe plotki, a poza tym byłem tam niemal dwadzieścia lat temu. Jestem przekonany,