Guillaume Musso

Będziesz tam


Скачать книгу

na to popołudnie?

      Przyjaciel odwrócił się, żeby sprawdzić, czy piękna najada jest jeszcze na swoim miejscu. Wydawała się tylko na to czekać, bo posłała mu jednoznaczne spojrzenie.

      Matt promieniał. Był młody, przystojny i miał całe życie przed sobą.

      – Chyba ktoś nie może się doczekać, żebym go osłuchał…

      *

      Taksówka utknęła w korku i wlokła się teraz przez Hyde Street. Zniecierpliwiony Elliott zapłacił za kurs i trzasnął drzwiami. Szpital był niedaleko: pieszo dojdzie szybciej. Zapalił papierosa i energicznym krokiem ruszył w górę ulicy. Zawsze, kiedy zbliżał się do miejsca pracy, odczuwał ten sam niepokój. Powracały wciąż te same pytania. Czy sprosta temu, czego od niego oczekiwano? Czy podejmie właściwe decyzje? Czy, co nie daj Boże, straci któregoś z pacjentów?

      Jeszcze nie osiągnął wieku, w którym człowiek czuje się odporny na przeciwności losu. Nie miał jeszcze pancerza, chroniącej od wewnątrz zbroi. Jak dotąd wszystko się udawało: skończył z sukcesem studia w Berkeley, przeskoczył jeden rok, odbył dwunastomiesięczną praktykę i zrobił kilka specjalizacji z pediatrii klinicznej. Wszędzie zbierał pochlebne opinie.

      Tymczasem nadal nie był pewien, czy wybrał odpowiedni dla siebie zawód. Oczywiście, że zajęcie polegające na zajmowaniu się innymi było wdzięczne i dawało poczucie przydatności. Czasami, pod koniec dnia i po udanej operacji, wychodził ze szpitala w stanie przypominającym euforię. Wsiadał wtedy do samochodu i jechał z dużą szybkością wzdłuż mariny. Stoczył walkę o życie i ją wygrał. W takie wieczory przez parę dobrych godzin czuł, że dorównał Bogu. Tyle tylko, że chwile błogostanu nigdy nie trwały długo. Nazajutrz był kolejny dzień, a po nim następny, i zawsze jakiś pacjent, który „nie powinien umrzeć”, niespodziewanie wymykał się spod palców Elliotta.

      Rzucił okiem na zegarek, zdusił niedopałek i przyspieszył. Zarys budynku szpitala wyłaniał się w odległości stu metrów. Czy naprawdę jestem do tego stworzony? – zastanawiał się ponownie.

      Jakim lekarzem stanie się w przyszłości? Wybrał ten zawód, żeby dotrzymać starej obietnicy danej po pewnym ważnym wydarzeniu, jakie miało miejsce w jego życiu. Nie żałował wyboru, ale były dni, kiedy zazdrościł Mattowi beztroskiego życia. Od dziesięciu lat nie miał na nic czasu: ani na czytanie, ani na sport, ani na cokolwiek innego poza sprawami zawodowymi.

      Wszedł do hallu szpitala, chwycił fartuch i wjechał na drugie piętro. W lustrze windy zobaczył swoje odbicie – twarz zmęczonego człowieka. Nie pamiętał, kiedy ostatnio przespał osiem godzin. Od czasu, gdy dzięki nocnym dyżurom nauczył się parokrotnie przerywać sen, a następnie zasypiać na kilka minut zwinięty w kłębek, nie potrafił już wylegiwać się w łóżku.

      Pchnął drzwi do sali wyłożonej błyszczącymi kafelkami, gdzie czekał na niego Ling – internista pełniący ostry dyżur.

      – Chciałbym, doktorze Cooper, znać pana opinię o jednym z pacjentów – oznajmił, po czym przedstawił Elliottowi obecnych w pomieszczeniu państwa Romano.

      Mężczyzna był wzbudzającym sympatię niskim brunetem, w typie włosko-amerykańskim. Jego żona, wyższa od niego blondynka, reprezentowała typ nordycki. Piękne połączenie przeciwieństw.

      Nie przyszli w swojej sprawie, lecz córki, Anabel, którą przywieziono na oddział i która leżała nieprzytomna na łóżku.

      Matka znalazła ją w takim stanie w południe, po powrocie do domu.

      – Podejrzewamy, że nie obudziła się rano – tłumaczył Ling. – Zleciłem komplet badań i doktor Amendoza przeprowadził już tomodensytometrię.

      Chodziło o nowy aparat wymyślony przez lekarzy, który zaczynał być w powszechnym użyciu w szpitalach całego świata pod nazwą tomografu.

      Elliott podszedł do nieprzytomnej dziewczyny. Anabel mogła mieć około piętnastu lat. Po matce odziedziczyła blond włosy, po ojcu zaś sympatyczny wygląd.

      – Czy ostatnio miewała bóle głowy albo mdłości?

      – Nie – odparła pani Romano.

      – Czy zażywała narkotyki?

      – Skądże znowu!

      – A może uderzyła się w głowę w czasie snu lub spadła z łóżka?

      – Nie, to niemożliwe.

      Elliott wyczuł uciekające życie i ujrzał śmierć przyczajoną w sali, czyhającą na odpowiedni moment, zanim jeszcze przystąpił do badania.

      Pierwsze efekty oględzin zdawały się pomyślne: Anabel oddychała równomiernie, jej serce i płuca funkcjonowały normalnie. Następnie Elliott sprawdził rogówkę, w której również nie zauważył nic szczególnego.

      Jednak sytuacja uległa pogorszeniu podczas badania źrenic. Poruszając delikatnie głową pacjentki w lewo i w prawo, Elliott stwierdził, że jej oczy nie podążały za tymi ruchami. Potem, kiedy nacisnął mostek, nadgarstek dziewczyny skurczył się niepokojąco.

      – To nie jest dobry znak, nieprawdaż? – spytał ojciec. – Czy ma to coś wspólnego z mózgiem?

      Elliott wolał być ostrożny w ocenie. Lepiej było zaczekać na wyniki badań.

      Dostarczono je kilka minut później. Kiedy lekarz umieścił kliszę na tablicy świetlnej, domyślił się, co na niej odczyta. Ponieważ działo się to w klinice uniwersyteckiej, diagnozę pozostawił interniście.

      – Obrzęk w okolicy móżdżku?

      – Dokładnie tak – potwierdził Elliott z żalem. – Obrzęk z wylewem.

      Wyszedł z ciemnej sali, by przedstawić diagnozę rodzicom.

      – No i co z nią, doktorze? – spytali jednocześnie w chwili, gdy pojawił się w drzwiach.

      Spojrzał na nich ze współczuciem. Wolałby powiedzieć im coś banalnego, w stylu: „wszystko w porządku, mała powinna się zaraz obudzić”. Ale tak nie było.

      – Jest mi niezmiernie przykro, ale państwa córka miała wylew krwi do mózgu i jej stan jest beznadziejny.

      Zapadła martwa cisza. Zanim zła nowina dotarła do świadomości rodziców, chwila milczenia wydawała się wiecznością. Matka dziewczyny stłumiła okrzyk, ale ojciec się nie poddawał.

      – Przecież ona oddycha! A zatem jeszcze żyje!

      – Na razie tak, ale obrzęk mózgu będzie się powiększał, a potem nastąpią zaburzenia w oddychaniu i zatrzymanie akcji serca.

      – Przecież można ją podłączyć do respiratora! – domagała się matka.

      – Owszem, proszę pani, można by tak zrobić, ale to i tak niczego nie zmieni.

      Ojciec chwiejnym krokiem podszedł do córki.

      – Jak to… jak mogła dostać tego wylewu? Nie ma jeszcze piętnastu lat…

      – To może zdarzyć się każdemu w każdej chwili – wyjaśnił Elliott.

      Jaskrawe słońce wpadało przez okno, zalewając salę światłem, które bezczelnie ślizgało się po złotych włosach dziewczyny. Wydawało się, że śpi, i trudno było uwierzyć, że już nigdy się nie obudzi.

      – Nie podejmie pan nawet próby operowania jej? – dziwiła się matka, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało.

      Pan Romano zbliżył się do żony i wziął ją za rękę. Również Elliott spojrzał jej w oczy i rzekł łagodnym tonem:

      – To już koniec, proszę pani, jest mi niezmiernie przykro.

      Chciałby