Elżbieta Wojnarowska

Czternaście dni Honoraty


Скачать книгу

– zaczął inspektor, zanim ta zdążyła otworzyć usta. – Zaprowadzę panią osobiście do archiwum wydziału dochodzeniowo-śledczego. Mamy tam komputery. Nowe sprawy są już zarchiwizowane, starsze jeszcze czekają na swoją kolej. Powoli się wszystko uzupełni, taaa…

      Komendant był uprzedzająco grzeczny.

      Była wdzięczna Ernestowi, choć nie miała pojęcia, jaką rolę przypisał jej przed komendantem Gryzikiem. Poszli wąskim, sinym korytarzem i zatrzymali się przy metalowych drzwiach. Nie było na nich specjalnych zabezpieczeń. Widocznie nikt nie miał nigdy ochoty na włamywanie się do policyjnego archiwum.

      – Chodzi mi o zaginięcie Gizeli Strumidło z Jastrzębiej Góry. To świeża sprawa, sprzed dwóch tygodni – wyjaśniła Honorata bardzo poważnym tonem, aby nadać wagi swojej misji. – I przy okazji, o wypadek jej brata Macieja, sprzed dwóch miesięcy.

      – A, o to, taaa… Myślałem, że chodzi o jakieś stare sprawy. Ale jeśli o to, materiały są w komputerze. Może je pani przejrzeć, taaa…

      Włączył komputer i pomógł jej znaleźć odpowiednie strony.

      – Zostawiam panią. Jak pani skończy, proszę wyłączyć komputer i zatrzasnąć drzwi. Blokada sama się włączy.

      Wyszedł, a Honorata zaczęła czytać. Nie było tego za wiele.

      Wszystko wydawało się proste. Wypadek Maćka potraktowany jak to wypadek. Zaginięcie Gizeli potraktowane jak zaginięcie. Parę protokołów. Kilka przesłuchań. Nic ważnego. Nic, o co można by zahaczyć.

      Żadnego śladu. Żadnych podejrzeń.

      Honorata zaczęła mieć niejasne poczucie, że marnuje czas.

      Zamiast biegać po plaży… A tak, biegać! Bo niby jak miałaby schudnąć? Samo niejedzenie ciasteczek nie pomoże. Tym bardziej, że jeszcze ich zjadać nie przestała.

      Honorata nie lubiła marnowania czasu.

      Ale biegania także nie.

      Więc z wyraźną ulgą stwierdziła, że owszem, zacznie biegać, ale od jutra. Dziś ma jeszcze parę spraw do załatwienia i absolutnie nie znajdzie czasu na bieganie, na to przyjdzie oczywiście odpowiednia pora. Jak nie jutro, to wkrótce.

      Jednak raz jeszcze wróciła do protokołów, bo nagle coś zauważyła. Coś rzuciło się jej w oczy. Może to nieistotny szczegół, ale…

      Ostatnią osobą, która widziała Gizelę żywą był… Zak!

      Więc jednak znalazła punkt zaczepienia.

      Nikt tego nie wyjaśniał. Ciekawe dlaczego?

      Czy Zak ma coś wspólnego ze zniknięciem dziewczyny, jak to sugeruje matka Gizeli?

      Honorata chciała się tego dowiedzieć.

      Bo Honorata lubiła wiedzieć. Czyli jednak nie zmarnowała czasu.

      Tak pocieszona opuściła archiwum.

      Wracając z Wejherowa, zajechała do Władysławowa.

      Podjechała pod liceum. Wysiadła z samochodu. Niemiłosierny żar lał się z nieba. Honorata była spocona, głodna i spragniona. Jednak nie mogła sobie pozwolić na opuszczenie swojego punktu obserwacyjnego. Stąd najlepiej będzie widać wychodzących ze szkoły. A ona nie może za żadne skarby przeoczyć Zaka. Oparła się o samochód i czekała.

      Niedługo. Wkrótce dziedziniec zakłębił się wychodzącą ze szkoły młodzieżą. Honorata podeszła do pierwszej z brzegu dziewczyny.

      – Szukam Zaka – powiedziała, licząc, że wszyscy się tu znają. Okazało się, że owszem.

      – O, ten tam, wysoki blondyn. – Wskazała palcem.

      Zak szedł szybko w kierunku wyjścia. Najwyraźniej wracał z sali gimnastycznej, bo ubrany był w sportowy strój. Przez ramię przewieszony miał nieduży worek treningowy. Zmierzał prosto do roweru, przypiętego do parkanu.

      Honorata podeszła do niego.

      Spojrzał zdziwiony, bo jej nie znał. Chciał ją wyminąć, ale stanęła mu na drodze. Zdenerwował się.

      – Czego pani chce? – warknął nieprzyjaźnie.

      – Porozmawiać o Gizeli. – Honorata od razu wyłożyła karty na stół. Nie zamierzała niczego ukrywać. Gdyby Zak wyczuł z jej strony kłamstwo, na pewno od razu by się zaciął.

      – Odczep się, kobieto.

      Zaczął odpinać rower od parkanu.

      – Jej matka się martwi – powiedziała zgodnie z prawdą.

      – Matka? A to ci bajer – zaśmiał się nieprzyjemnie. – Jeśli pani koniecznie chce wiedzieć, to ona właśnie pożarła się z matką! Ta stara małpa nieźle ją terroryzowała. Nie pozwoliła jej zdawać na studia…

      – Gizela chciała wyjechać z Jastrzębiej Góry? – zdziwiła się Honorata.

      – Owszem. Do Warszawy. Zaraz po maturze. Nic pani nie wie?

      Odpiął rower i wsiadł na niego. Worek zarzucił sobie na plecy.

      – Czy Gizela miała jakieś bliższe koleżanki? – Honorata spróbowała raz jeszcze.

      – Jej mamuśka tego też pani nie powiedziała? – Jego ton był nadal nieprzyjemny i wrogi. – Owszem, Gizela nie była odludkiem. Choć wątpię, żeby coś z nich pani wyciągnęła.

      – Spróbuję. Jak się nazywają?

      – Aida i Isaura Kozioł. Wystarczy?

      – Jeszcze jedno pytanie, proszę. Dlaczego zerwałeś z Gizelą?

      Na twarzy Zaka odmalowała się wściekłość. Pochylił się nad Honoratą.

      – Odpieprz się wreszcie ode mnie, kobieto, jasne?

      I odjechał na swoim rowerze w siną dal.

      Honorata przekonała się, że pani Danusia nie była wobec niej szczera.

      Ojej, sprawa zaczynała się komplikować.

      Honorata nie lubiła komplikacji.

      Dlaczego pani Danusia zataiła tyle faktów? Tego należało się dowiedzieć. Bo Honorata nie lubiła nie wiedzieć.

      A co ukrywał Zak? Bo że ukrywał, to stało się dla Honoraty oczywiste. Cała ta historia zaczynała coraz dziwniej wyglądać.

      I coraz bardziej Honoratę wciągać. Bo Honorata postawiła sobie teraz za punkt honoru rozwikłać tę zagadkę. Zbyt dużo było niewiadomych, żeby pozostawić je bez wyjaśnienia, tak jak zrobiła to policja. Honorata musiała dociekać i wyjaśniać. Taki miała zawód. I charakter.

      Wykręciła numer komórki córki.

      – Mam? – zdziwiła się Franka. – Co się stało?

      Franka miała nieomylne wyczucie sytuacji. Jeżeli matka dzwoni do niej pierwsza, to znaczy, że sprawa jest poważna. Normalnie zawsze obiecuje zadzwonić, ale słowa nie dotrzymuje. Gdyby Franka nie dzwoniła do matki pierwsza, prawdopodobnie ich kontakt by się urwał.

      – Jesteś mi potrzebna. – Honorata nie zamierzała owijać w bawełnę.

      – O! – stwierdziła Franka lakonicznie i zaniemówiła z wrażenia. Jeszcze nigdy nie usłyszała od matki takich słów. Przeciwnie, matka wręcz opędzała się od jej towarzystwa.

      – Możesz jutro tu do mnie przyjechać? – kontynuowała niezrażona jej milczeniem Honorata.

      – Jutro? Przecież za dwa dni koniec roku! Jak odbiorę świadectwo?

      – Ojej,