ściany w prosektorium. Jednak z całą pewnością Honorata nie umarła i nie było to prosektorium.
Wzrok jej błądził po pokoju od szczegółu do szczegółu, po czym stwierdziła z całą stanowczością, że owego pokoju nie zna i nie wie, w czyim łóżku się obudziła. Za oknem kiwały do niej gałęziami jakieś drzewa olbrzymy, a na tych gałęziach siedziały jakieś gołębie olbrzymy, tak jej się przynajmniej wydawało. Ani tych drzew, ani gołębi również nie znała. Nie pamiętała też, w jaki sposób się w tym pokoju znalazła. A przecież z całą pewnością nie wypiła wczoraj ani łyczka alkoholu. Chyba że to dotąd nieznany jej jakiś efekt nagłego odstawienia wina?
Gdy rozległo się pukanie do drzwi, Honorata jeszcze niezupełnie była gotowa na spotkanie kogokolwiek. Niestety pukanie nie tylko nie ustało, ale w dodatku ktoś bezceremonialnie otworzył drzwi i wetknął przez nie głowę do pokoju, po czym zlustrował bystro malujący się na twarzy Honoraty wyraz dezaprobaty.
– O, widzę że już nie śpisz! – Rozległ się znajomy głos, oczywiście Irenki we własnej osobie.
– Zrobiłaś remont? – skrzywiła się Honorata w odpowiedzi na powitanie.
– Ładnie, co? – Irenka z dumą wpakowała się do pokoju.
Była jeszcze drobniejsza i jeszcze chudsza niż kiedyś.
– Jak ty to robisz? – westchnęła Honorata na ten widok.
– Wcale tak drogo nie wyszło – krygowała się Irenka. – Sporo zrobiliśmy sami.
– Mówię o twoich kilogramach. – Honorata z trudem podniosła się z łóżka. Jej kilogramów było stanowczo zbyt wiele.
– Jakbyś miała taki zapieprz jak ja, też byś schudła – wyłożyła jej Irenka filozoficznie. – Chodź, zaraz będzie śniadanie. I pogadamy wreszcie.
Z tą zachęcającą maksymą wyszła z pokoju.
– Stale ktoś się przy mnie pojawia i znika – jęknęła Honorata, masując czoło.
Jednak głód był zbyt realny i dręczący, aby dało się go zlekceważyć. Przyjęła, że pozostała przy zdrowych zmysłach i równie zdrowym apetycie, stąd Irenka nie była widmem, ale jak najbardziej prawdziwą Irenką i z jak najprawdziwszym zaproszeniem na śniadanie.
Honorata zorientowała się, że niestety walizkę zostawiła w samochodzie, ale machnęła na to ręką. I tak było tam zbyt wiele zbędnych i zupełnie według niej niepraktycznych rzeczy, na przykład szpilki. Które od lat wciąż pozostawały nowe. Czyli których jeszcze ani razu nie włożyła. Bo Honorata nosiła zawsze i tylko to, do czego się przyzwyczaiła, a wygodę swoich rzeczy ceniła nade wszystko. Na równi ze spokojem, który udzielał się jej co rano, gdy nie musiała biedzić się: „W co się dzisiaj ubrać?”. Bo zawsze ubierała się w to samo.
Co oczywiście w końcu będzie się musiało zmienić.
A przyczynił się do tego niejaki Ziemek, zjawiając się ad hoc, nie wiadomo skąd i po co. I naraził ją na niespodziewane wydatki. A niespodzianek Honorata także nie lubiła. Ani kupowania nowych ciuchów, na czym się od dawna nie znała. Bo, że kiedyś się znała, to akurat pamięta.
Nie tylko w kwestii ciuchów zmieni się życie Honoraty. Ona jeszcze o tym nie wie. Ale już przeczuwa. Od dwóch dni zmiany, wciąż zmiany wprowadziły ją w stan lekkiego osłupienia i oszołomienia. Jakby była na lekkim rauszu, mimo braku alkoholu.
W takim stanie zeszła do kuchni Irenki na śniadanie.
Zastała tam sąsiadkę Irenki, panią Danusię, równie chudą jak Irenka, tylko bardziej rozczochraną.
I jak się okazało, nie był to przypadek.
– Siadaj, siadajże i jedz. – Irenka podsunęła Honoracie talerz. – Znasz Danusię Strumidło?
Honorata nie znała.
– Nie pamiętasz? Jestem chrzestną jej córki, Gizeli.
Honorata nie pamiętała.
W tym momencie Danusia zaczęła płakać. Normalnie chlipać tak, że Honoracie przełykany właśnie kęs uwiązł w gardle. Bo jak tu jeść z takim widokiem przed sobą?
Irenka zaczęła pocieszająco poklepywać Danusię po ramieniu, na co ta otarła oczy i zapatrzyła się w stół.
– Danusia ma problem – poinformowała Irenka konfidencjonalnie.
Honorata nie wiedziała, co robić. Nadal jeść czy przestać, aby wysłuchać żalów Danusi. Zastygła więc niezdecydowanie z kanapką w ręku.
– Gizela zniknęła dwa tygodnie temu. – Irenka wyłuszczyła wreszcie, w czym rzecz, a Danusia znów się rozchlipała.
– Jak to zniknęła? – zainteresowała się nagle Honorata. Nie lubiła nie wiedzieć. Musiała dociekać. Chciała więc dociec, co się stało.
– No, normalnie, wyszła ze szkoły i do domu nie wróciła. – Irenka znów poklepała chlipiącą wciąż Danusię.
– Może uciekła? – dywagowała Honorata.
– Tuż przed końcem roku szkolnego? Rok przed maturą? Po co? Semestr miała zaliczony. Pracę wakacyjną załatwioną. I żadnych rzeczy nie wzięła? Butów, ciuchów na zmianę? Niemożliwe! Danusia od zmysłów odchodzi!
– A co policja na to? – Honorata czuła, że to dopiero początek wynurzeń Irenki i Danusi. Próbowała ukradkiem jeść, mimo wszystko.
– A tam, policja… – Irenka machnęła ręką z dezaprobatą. – Przyjęli zgłoszenie o zaginięciu i tyle. Nic nie robią. Nie wiem, na co czekają.
– Ale co mówią?
– Żeby czekać. Że pewnie uciekła i się znajdzie. Że mają pełno takich przypadków, szczególnie z końcem czerwca, jak teraz, przed wakacjami. A tak naprawdę… – tu nachyliła się do Honoraty – to kto ich tam wie. Kto wie, co wiedzą, tylko nie powiedzą.
Honorata nadal nie była zdecydowana, czy jeść śniadanie, czy przestać jeść i poczekać na koniec rozmowy. A że nie lubiła być niezdecydowana i nie lubiła być głodna, popadła w lekkie rozdrażnienie.
– Jak długo można czekać? – Irenka nagle podniosła głos i wstała. – Tu wszyscy się boją!
– Boją? Dlaczego? – nie zrozumiała Honorata.
– Bo niedawno, w zimie, zginął syn Danusi, starszy o rok brat Gizeli. Zabił się na motorze. I też to była podejrzana historia, a policja umorzyła sprawę. Wiesz, jak to jest dwoje dzieci stracić w ciągu paru miesięcy?
Honorata nie wiedziała.
Irenka przysiadła teraz obok Honoraty i objęła ją.
– Zajmiesz się tym? – poprosiła i wbiła wzrok w twarz Honoraty. Danusia też wbiła swój wzrok w Honoratę.
Honorata poczuła się nieswojo. Nie wiedziała, co powiedzieć, a nie lubiła nie wiedzieć ani nie umieć czegoś powiedzieć.
– Czemu ja? – olśniło ją nagle to pytanie i przyniosło ulgę.
– Bo pracujesz w policji. – Irenka najwyraźniej miała przygotowaną odpowiedź. Teraz do Honoraty dotarło, że Danusia nie znalazła się w tej kuchni przypadkiem.
– Ja tylko pracuję w laboratorium – wyjaśniła Honorata lakonicznie, acz dobitnie, zgodnie z prawdą, mając nadzieję, że takie wyjaśnienie wystarczy.
– Ale