Elżbieta Wojnarowska

Czternaście dni Honoraty


Скачать книгу

ja nic o tym nie wiem? – jęknęła Honorata.

      – A co, miało tak stać? A akumulator by ci tak długo wytrzymał od nieużywania? A jakby ktoś ci autko zajebał? O pardon, zarąbał? Chyba lepiej, że się nim zajęłam. Do tego tyjesz. Nigdzie się nie ruszasz. I pijesz. A po pijaku się nie jeździ. A tak w ogóle to chuchnij! – Franka okazała bezwzględność. I nieugiętość. Jak zwykle.

      Honorata na szczęście wczoraj przedwcześnie zasnęła, więc ulubiona szklaneczka pozostała prawie nietknięta. Jednak fakt faktem, Honorata nigdy nie upijała się w trupa. Z całą pewnością nie była alkoholiczką. Była tylko i wyłącznie amatorką degustacji. Co z tego, że jednej marki wina? Degustator to nie alkoholik. Pije dla przyjemności. Nie z przymusu. A Honorata lubiła wino. I degustację wina. Co trudno było jednak córce wytłumaczyć. Córka jej picie tłumaczyła sobie jednoznacznie. Bo dla niektórych ludzi picie znaczy zalewanie się, aż po zalanie słynnego robaka. Honorata jednak nie dopuściła do wyhodowania w sobie żadnego robaka. Więc nie musiała niczego w sobie zalewać.

      – Pochodzisz do szkoły na piechotę – poradziła France. – Będziesz miała trochę ruchu za darmo i zaoszczędzisz na aerobiku. – A alkomatów się nie boję. Ostatecznie pracuję w policji. Swój swego nie ruszy.

      – A wypadek? Jak spowodujesz? To co wtedy zrobisz? – spytała jeszcze Franka ponuro, wiedząc już, że matka nie ustąpi.

      – Wtedy będzie się martwił twój tata. – Honorata postanowiła pójść na całość, czując, że wygrywa. Naprawdę pojedzie sobie, gdzie chce! – Gdzie zaparkowałaś?

      – Pod domem – jęknęła Franka. – Nie poznaję cię.

      – Tyle wiemy o innych, ile nam o sobie powiedzą. – Honorata wypuściła z siebie kolejną sentencję. Tym sposobem zadowolona opuściła oniemiałą Frankę i swoje jak dotąd bezpieczne mieszkanko. Franka podążyła za nią…

      Dzięki temu, że córka zajęła się autkiem, było ono na chodzie, co Honorata stwierdziła z wyraźnym zadowoleniem. Ruszając, pomachała France, którą kątem oka widziała w lusterku, stojącą w bramie kamienicy osłupiałą.

      Czerwony peugeocik co prawda był na chodzie, ale wyglądał leciwie. Franka raczej o niego nie dbała, a może sam już marzył o bliskim zezłomowaniu. I spokojnej emeryturze. Na pewno zaś nie o tak szalonej, wielogodzinnej podróży, która go teraz czekała… W jego wieku? Żeby tylko nie zaprotestował…

      Honorata prowadziła bardzo nerwowo z powodu nieustającego przypominania sobie, jak się prowadzi auto. Narażało ją to na niewybredne gesty ze strony innych, wymijających ją kierowców. Gesty niekoniecznie miłe, z uniesionym środkowym palcem włącznie. Honorata jednak z chwili na chwilę wpadała w coraz większy trans i jazda powoli zaczynała sprawiać jej przyjemność.

      Honorata lubiła lubić. Lubienie sprawiało jej największą przyjemność. Tyle że niewiele rzeczy dawało się lubić. I niewielu ludzi. A już polityków w szczególności. Honorata oczekiwała od polityków klasy, takiej, jaką miał onegdaj Zbigniew Brzeziński, doradca ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Zawsze wzdychała na to wspomnienie. Polskich polityków nie lubiła, oj nie lubiła, za ich butę, arogancję, napastliwość. Za przyzwolenie na różne przyzwolenia, których bardzo, ale to bardzo nie lubiła.

      „Wszystko tu można ukraść” – mawiała przy każdej okazji, mrugając znacząco oczami, co nie zawsze spotykało się z aprobatą słuchających. Szczególnie tych, którzy popierali aktualnie będących przy władzy. Właśnie w ten sposób Honorata nabawiła się melancholii.

      „Życie jest jak skarbonka – mówiła więc do siebie w melancholijnym napadzie – puste lub pełne, zależy czy się wrzuca do niego, czy nie, i co się wrzuca”. I popijała swoje tyrady szklaneczką wina, gapiąc się w telewizor. Nigdy nie była pewna, co sama aktualnie ma w tej swojej skarbonce, oprócz Franki i ukończonych, a tak!, studiów.

      Bo Honorata jest magistrem antropologii. Pracuje w laboratorium. Jako ekspert kryminalistyki. Bada, stwierdza i podpisuje. A sąd bierze to pod uwagę. Przy wydawaniu wyroków, rzecz jasna.

      Dlatego Honorata lubi siebie. Bo jest ważna. I dlatego nie pije, a jedynie degustuje. Bo nie przebywa stale w czarnej rozpaczy, a jedynie od czasu do czasu w stanie melancholii.

      Dlatego jedzie już całkiem spokojnie, mimo tego że Franka zainstalowała GPS-a bez jej wiedzy i zgody, na którym i tak się Honorata nie zna, i do tego radio, a w schowku wala się mnóstwo nie wiadomo czyich płyt CD.

      Najważniejsze, że w bagażniku jest walizka Honoraty.

      Dlatego to wciąż jej auto, a nie córki.

      Honorata nie na próżno ucieka nad morze. Ma czterdzieści dwa lata. A wygląda na sześćdziesiąt. Na starą babę, nazwijmy rzecz po imieniu. Jak to się mogło stać? I kiedy? Na szczęście nad morzem można się opalić. Modnie ostrzyc. Pomalować paznokcie. Nawet włożyć szpilki. Które są w walizce, na wszelki wypadek. Od lat nieużywane, więc prawie nowe. Z jej tuszą chodzenie na szpilkach to wielkie ryzyko. Ale nad morzem można się też odchudzić.

      Honorata westchnęła. Rezygnować z pizzy i chipsów? Dlatego, że Ziemowit ją napastuje i może się po jej powrocie znowu pojawić?

      I co teraz?

      Chyba trzeba będzie kupić jakiś ciuch… Honorata dawno nie zaglądała do sklepów. Co teraz się nosi? Co jest modne? Jakoś od wieków nie przyglądała się innym kobietom na ulicy. Na pierwszy rzut oka wydawały się jej szare i tak samo zaniedbane jak ona. Ale jeśli nie patrzyła uważnie? Jeśli to pozorna szarość, w tym sezonie na przykład modna? O w mordę jeża, zaklęła pod nosem. Tyle problemów przez jakiegoś Ziemka.

      Tyle że to nie był jakiś tam Ziemek. To był Ziemowit Ziemlański, vel Ziemniak. Jej dawny przyjaciel. Bardzo dawny. Dawno zapomniany. Po kiego grzyba się odnalazł? Czego chce?

      Honorata wyczuwa kłopoty na odległość. To słynne światełko w głowie pali się teraz i pali. I co teraz?

      – I co teraz? – zapytał Ziemek i Honorata aż podskoczyła.

      Z przerażeniem zauważyła, że jego chuda postać siedzi obok niej w samochodzie, na przednim fotelu.

      – O w mordę! – wrzasnęła przerażona i natychmiast zjechała na pobocze, hamując z piskiem, co wymijający ją równie przerażeni kierowcy potraktowali głośnym wyciem klaksonów.

      Ręce trzęsły się jej jakby była na potężnym kacu. A przecież od rana nie piła. Nie wypiła ani kropli. Tego była pewna. A może jednak? Może piła w jakimś amoku, tylko tego nie pamięta? To się zdarza. To się każdemu może zdarzyć. Jej też. Taki melancholijny amok…

      – Wiem, że cię tu nie ma – wypowiedziała głośno i wyraźnie. I skóra jej ścierpła, gdy usłyszała, że Ziemek śmieje się z niej do rozpuku.

      – Co jest, cholera? – zapytała samą siebie, dobrze wiedząc, że nikt jej na to pytanie nie odpowie. Nerwowo zapaliła papierosa. Ziemek przyglądał się jej z rozbawieniem.

      – Ty mi lepiej powiedz, co jest z tobą. – Ziemek tym razem uśmiechnął się wyrozumiale. – Minęło tyle lat. Musiało się dużo wydarzyć.

      – Wydarzyło się – przytaknęła, zerkając tylko nieco na Ziemka. Wydawał się jej jakiś młodszy i przystojniejszy niż wczoraj przed domem.

      – Pogadamy sobie? – zaproponował, ale Honorata nie miała ochoty na pogawędki.

      – Nie mogę tak tu wiecznie