Wreszcie przybierasz trochę na wadze – stwierdziła ciotka, kiedy usiedli do stołu w jadalni, i nalała im kawy z ceramicznego dzbanka.
– Nie rozmawiajmy lepiej, ile kto waży – odparł Joel.
– Zgoda. – Florry również trochę przytyła, choć nie było to zamierzone. – Miło cię widzieć, Joel.
– Miło jest wrócić do domu, nawet w takich okolicznościach.
– Po co przyjechałeś?
– Bo tu mieszkam, ciociu. Bo mój ojciec jest w więzieniu, a matkę wysłano do zakładu, więc co się z nami, do diabła, dzieje?
– Nie przeklinaj, młody człowieku.
– Proszę cię. Skończyłem dwadzieścia lat i jestem na ostatnim roku studiów. Przeklinam, palę i piję, kiedy tylko mam ochotę.
– Panie, miej nas w swojej opiece – mruknęła Marietta, przechodząc obok stołu.
– Wystarczy, Marietto – burknęła Florry. – Sama zajmę się gulaszem. Na dziś to wszystko. Do zobaczenia jutro rano.
Marietta ściągnęła fartuch, rzuciła go na blat, włożyła płaszcz i zeszła do sutereny.
Ciotka i bratanek odetchnęli głęboko, upili trochę kawy i odczekali chwilę.
– Dlaczego on to zrobił? – zapytał w końcu spokojnym tonem Joel.
Florry pokręciła głową.
– Tego nie wie nikt poza nim, a on milczy. Widziałam się z nim dzień po zabójstwie. Jest w innym świecie.
– Musi być jakiś powód, ciociu. Nie zrobiłby czegoś tak niebywałego i strasznego bez żadnego powodu.
– Och, zgadzam się, ale on nie chce o tym mówić, Joel. Widziałam tę minę na jego twarzy, widziałam ją wiele razy i wiem, co oznacza. Zabierze ze sobą ten sekret do grobu.
– Jest nam winien jakieś wyjaśnienie.
– Zaręczam ci, że nic od niego nie usłyszymy.
– Masz może jakiegoś burbona?
– Jesteś za młody, żeby pić burbona.
– Mam dwadzieścia lat – odparł Joel. – Wiosną robię licencjat na Uniwersytecie Vanderbilta, a potem będę studiował prawo. – Wstał od stołu i podszedł do sofy, na której zostawił swój worek. – Podjąłem tę decyzję, bo bez względu na to, czego chce ojciec, nie mam zamiaru zostać plantatorem. Nie mam zamiaru tu mieszkać, ciociu, i wydaje mi się, że od dawna o tym wiedziałaś. – Wyjął z worka piersiówkę, po czym wrócił do stołu, otworzył ją i pociągnął spory łyk. – To jack daniel’s. Chcesz się napić?
– Nie.
Joel pociągnął kolejny łyk.
– A nawet gdybym wcześniej rozważał powrót do domu, to teraz, kiedy ojciec został najsłynniejszym mordercą w historii hrabstwa Ford, ta możliwość jest już przede mną zamknięta. Nie można mnie chyba o to winić, prawda?
– Chyba nie. Nie mówiłeś wcześniej o studiowaniu prawa.
– Myślę o tym już od roku.
– To wspaniale. Na jakiej uczelni?
– Jeszcze nie wiem. Z pewnością nie na Uniwersytecie Vanderbilta. Lubię Nashville, ale potrzebna mi jest jakaś zmiana. Może w Nowym Orleanie na Uniwersytecie Tulane’a albo gdzieś w Teksasie. Myślałem o Ole Miss1, ale teraz chciałbym trzymać się jak najdalej stąd.
– Jesteś głodny?
– Umieram z głodu.
Florry poszła do kuchni, nałożyła do miski sporą porcję gulaszu i podała mu go z chlebem kukurydzianym i szklanką wody. Zanim z powrotem usiadła, sięgnęła głęboko do kredensu i wyciągnęła butelkę ginu. Nalała sobie od serca, dodała trochę toniku i usiadła naprzeciwko bratanka.
– Stella i ja znaleźliśmy kiedyś twój gin – powiedział z uśmiechem. – Wiedziałaś o tym?
– Nie mów! Piliście go?
– Próbowaliśmy. Miałem wtedy jakieś szesnaście lat i wiedzieliśmy, że chowasz gin w kredensie. Nalałem go trochę do szklanki i wypiłem mały łyczek. O mało się nie porzygałem. Paliło mnie aż po czubki palców u nóg i smakowało jak tonik do włosów. Jak możesz pić to świństwo?
– Lata praktyki. Jak zareagowała Stella?
– Tak samo jak ja. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek jeszcze spróbowała alkoholu.
– Założę się, że próbowała. Ty najwyraźniej się do niego nie zniechęciłeś.
– Jestem studentem, ciociu. To wchodzi w zakres mojej edukacji. – Joel zjadł dużą łyżkę gulaszu i zaraz nabrał następną. Po czterech albo pięciu łyżkach kilka razy odetchnął, wypił łyk burbona i uśmiechnął się do Florry. – Chciałbym porozmawiać o mojej matce, ciociu. To tajemnicza sprawa, a ty wiesz wiele rzeczy, o których nam nie powiedziałaś.
Florry pokręciła głową i odwróciła wzrok.
– Wiem – podjął Joel – że się załamała, kiedy oznajmili nam, że ojciec nie żyje, a w każdym razie został uznany za martwego. Ale przecież wszyscy byliśmy wtedy załamani, prawda, ciociu Florry? Przez tydzień nie mogłem wyjść z domu. Pamiętasz?
– Jak mogłabym zapomnieć? To było okropne.
– Byliśmy niczym duchy, snujące się w ciągu dnia po domu i bojące się nocy. Ale w końcu znaleźliśmy w sobie dość sił, by żyć dalej, i moim zdaniem mama też się pozbierała. Czy nie wzięła się w garść i nie zaczęła nadrabiać miną?
– Owszem. Wszyscy wzięliśmy się w garść, ale to nie było łatwe.
– Nie, nie było. Przeżyliśmy piekło, jednak przetrwaliśmy. A potem mama zadzwoniła wieczorem, że ojciec jednak nie zginął, że został odnaleziony i uratowany. Studiowałem wtedy w Nashville. Mówili, że jest ciężko ranny, ale to nie miało znaczenia. Najważniejsze, że żył! Natychmiast przyjechałem do domu, wszyscy świętowaliśmy i pamiętam, że mama była bardzo szczęśliwa. Mam rację, ciociu Florry?
– Tak, ja też tak to zapamiętałam. Byliśmy podekscytowani, prawie w euforii, i trwało to kilka dni. Sam fakt, że przeżył, wydawał się cudem. A potem przeczytaliśmy, jak źle traktowano tam jeńców wojennych, i zaczęliśmy się martwić, jak to mogło na niego wpłynąć.
– Jasne, ale wróćmy do matki. Gdy wypuścili go ze szpitala, skakaliśmy z radości, a kiedy wrócił jako bohater wojenny do domu, matka była dumna jak paw. Byli najszczęśliwszymi ludźmi pod słońcem. Do diabła, wszyscy wpadliśmy w ekstazę i to było zaledwie rok temu, ciociu. Więc co się stało?
– Nie myśl, że wiem, co się stało, bo nie wiem. Przez kilka pierwszych tygodni nic nie zapowiadało burzy. Pete wracał do zdrowia i z każdym dniem przybywało mu sił. Oboje byli szczęśliwi i wszystko dobrze się układało. A potem przestało się układać. Dowiedziałam się, że mają jakieś problemy, długo po tym, jak się zaczęły. Nineva zdradziła Marietcie, że oni się kłócą, że Liza zachowuje się jak obłąkana, często wpada w złość i spędza dużo czasu sama w swoim pokoju. Przestali ze sobą sypiać i ojciec przeniósł się do twojej sypialni. W zasadzie nie powinnam o tym wiedzieć, więc nie bardzo mogłam go wypytywać. Zresztą wiesz, że pytanie twojego ojca o osobiste sprawy to czysta strata czasu. Z Lizą nigdy się nie przyjaźniłam i trudno było oczekiwać, że mi się zwierzy. Żyłam więc w błogiej nieświadomości, a szczerze mówiąc, to nie zawsze jest takie złe.
Joel pociągnął solidny