wywiady z byłymi politykami, którzy odegrali jakąś rolę w wydarzeniach 1914 roku, u jej rozmówców uderzył ją najwyraźniej całkowity brak wątpliwości w odniesieniu do ich własnego postępowania. (Jedynym wyjątkiem był tu Grey, który „spontanicznie napomknął”, że popełnił błąd taktyczny, usiłując w czasie kryzysu lipcowego negocjować z Wiedniem za pośrednictwem Berlina. Ten błąd, o którym mówił, miał jednak podrzędne znaczenie, zaś jego komentarz odzwierciedlał raczej specyficznie angielski styl iście mandaryńskiego pomniejszania własnych zasług niż autentyczne przyznanie się do odpowiedzialności)10. Były również problemy z pamięcią. Schmitt wytropiła między innymi Piotra Barka, byłego rosyjskiego ministra finansów, który pod koniec lat dwudziestych był londyńskim bankierem. Bark uczestniczył w spotkaniach, na których podejmowano decyzje o doniosłym znaczeniu. Kiedy jednak Schmitt się z nim spotkała, twierdził uparcie, że ma „niewiele wspomnień na temat wydarzeń z tamtych czasów”11. Na szczęście jego własne notatki czynione na bieżąco zawierają więcej informacji. Kiedy badacz Luciano Magnini jesienią 1937 roku pojechał do Belgradu, żeby przeprowadzić wywiady ze wszystkimi żyjącymi postaciami, o których wiadomo było, że miały jakieś powiązania ze spiskiem sarajewskim, odkrył, że byli świadkowie, którzy świadczyli o sprawach, o których nie mogli mieć żadnej wiedzy, byli i tacy, którzy „zachowywali milczenie lub składali fałszywe relacje na temat tego, o czym wiedzieli”, oraz tacy, którzy „dodawali ozdobniki do swoich oświadczeń lub byli głównie zainteresowani własnym samousprawiedliwieniem”12.
Poza tym nadal istnieją znaczne luki w stanie naszej wiedzy. Wiele ważnych rozmów między kluczowymi aktorami tamtych wydarzeń nie zostało w żaden sposób udokumentowanych i można je zrekonstruować tylko na podstawie pośrednich dowodów lub późniejszych relacji. Serbskie organizacje powiązane z zamachem w Sarajewie przestrzegały zasad skrajnej tajności i nie pozostawiły po sobie praktycznie żadnych śladów na papierze. Dragutin Dimitrijević, szef serbskiego wywiadu wojskowego, kluczowa postać w spisku na życie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda zakończonym zamachem w Sarajewie, regularnie palił swoje dokumenty. Nadal niewiele wiadomo na temat dokładnej treści pierwszych rozmów między Wiedniem i Berlinem dotyczących tego, co powinno się uczynić w odpowiedzi na zamach w Sarajewie. Protokoły ze spotkań na szczycie między członkami francuskiego i rosyjskiego kierownictwa państwowego, do jakich doszło 20–23 lipca w Petersburgu, czyli dokumenty o potencjalnie ogromnym znaczeniu dla zrozumienia ostatniej fazy kryzysu, nigdy nie zostały odnalezione (rosyjskie protokoły prawdopodobnie po prostu zaginęły; zespół francuskich badaczy, któremu powierzono zredagowanie Documents Diplomatiques Français, nie zdołał odnaleźć francuskiej wersji). Bolszewicy opublikowali wiele kluczowych dokumentów dyplomatycznych, starając się w ten sposób zdyskredytować imperialistyczne machinacje mocarstw, jednak ukazywały się one w nieregularnych odstępach czasu, bez żadnego szczególnego uporządkowania i generalnie skupiały się na ściśle określonych kwestiach, takich jak rosyjskie zakusy na Bosfor. Niektóre dokumenty (dokładna liczba nadal nie jest znana) zostały zagubione w transporcie w chaosie wojny domowej. Związek Radziecki nigdy nie wydał systematycznie skompilowanej dokumentacji, która mogłaby rywalizować z brytyjskimi, francuskimi, niemieckimi oraz austriackimi wydawnictwami źródłowymi13. Lista dokumentów opublikowanych przez stronę rosyjską do dziś jest daleka od ukończenia.
Wyjątkowo zawiła struktura tego kryzysu jest kolejną cechą, która go wyróżnia. Kubański kryzys rakietowy był wystarczająco złożony, ale uczestniczyło w nim tylko dwóch głównych uczestników (Stany Zjednoczone i Związek Radziecki) plus szereg pełnomocników i podrzędnych graczy. Tymczasem żeby zrozumieć, jak doszło do tej wojny, trzeba odnaleźć sens w wielostronnych interakcjach zachodzących między pięcioma samodzielnymi graczami o równym znaczeniu – Niemcami, Austro-Węgrami, Francją, Rosją i Wielką Brytanią – lub nawet sześcioma, jeśli doliczymy Włochy, plus różnymi innymi ważnymi strategicznie i równie niezależnymi suwerennymi aktorami wydarzeń, takimi jak Imperium Osmańskie oraz państwa Półwyspu Bałkańskiego, to jest regionu charakteryzującego się wysokim napięciem politycznym i niestabilnością w latach poprzedzających wybuch pierwszej wojny światowej.
Kolejny element owej zawiłości jest skutkiem tego, że procesy kreowania polityki wewnątrz państw uczestniczących w tym kryzysie były często dalekie od przejrzystości. Można myśleć o lipcu 1914 roku jako o kryzysie „międzynarodowym”, co sugeruje nam szereg państw narodowych wyobrażanych sobie jako zwarte, autonomiczne, odrębne byty podobne do kul bilardowych na stole do gry. Lecz te najwyższe struktury władzy, które generowały politykę w czasie tamtego kryzysu, były głęboko niejednolite. Nie było pewności (i nie ma jej do dzisiaj wśród historyków) co do tego, gdzie dokładnie była ulokowana wewnątrz władz wykonawczych różnych krajów zdolność do kształtowania polityki, tym bardziej że owa polityka – lub przynajmniej kierujące tą polityką różnego rodzaju inicjatywy – niekoniecznie miała swoje źródło na szczycie systemu; mogła ona bowiem wypływać z całkiem peryferyjnych miejsc w aparacie dyplomatycznym, jak również od dowódców wojskowych, urzędników ministerialnych, a nawet ambasadorów, którzy często działali na własną rękę.
Ocalałe źródła oferują nam zatem chaos obietnic, pogróżek, planów i prognoz – a to z kolei pomaga wyjaśnić, dlaczego wybuch tamtej wojny jest przedmiotem tak zdumiewająco różniących się między sobą interpretacji. Praktycznie nie ma takiego punktu widzenia na przyczyny tego konfliktu, którego nie można by poprzeć jakimś wyborem źródeł. Zdając sobie z tego sprawę, łatwiej zrozumieć, dlaczego literatura poświęcona przyczynom pierwszej wojny światowej przybrała tak ogromne rozmiary, że żaden pojedynczy historyk (nawet jakaś wymyślona postać władająca biegle wszystkimi niezbędnymi językami) nie mógłby liczyć na to, że przeczyta ją w całości w czasie swojego życia – dwadzieścia lat temu przegląd ówczesnej literatury na ten temat liczył dwadzieścia pięć tysięcy książek i artykułów14. Niektóre opisy skupiają się na odpowiedzialności jednej „czarnej owcy” (tu najpopularniejsze są Niemcy, lecz żadne z mocarstw nie uniknęło przypisania mu głównej odpowiedzialności przez jakiegoś autora); inni z kolei rozkładają odpowiedzialność na kilka państw lub szukają błędów w „systemie”. Złożoność problemu była zawsze wystarczająco duża, żeby można było dalej ciągnąć ten spór. A poza debatami historyków, którzy mają skłonność do stawiania kwestii winy lub relacji zachodzących między zdolnością oddziaływania pojedynczej jednostki i hamującymi ją ograniczeniami strukturalnymi, wiele mają tu również do powiedzenia specjaliści od stosunków międzynarodowych, w których takie kategorie, jak odstraszanie, odprężenie oraz przeoczenie lub możliwe do zuniwersalizowania mechanizmy równoważenia, negocjacji i band-wagoningu, zajmują centralne miejsca. I chociaż debata na ten temat toczy się już prawie od stu lat, nie ma powodu sądzić, że zbliża się już ona do końca15.
Trwa ona nadal także dlatego, że jej przedmiot jest ciągle świeży, a w rzeczywistości nawet świeższy i aktualniejszy dzisiaj, niż to było dwadzieścia czy trzydzieści lat temu. Zmiany zachodzące w naszym własnym świecie zmodyfikowały nasz punkt widzenia na kryzys lipcowy i towarzyszące mu okoliczności. W latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku w świadomości publicznej wydarzenia roku 1914 nabrały z perspektywy czasu swoistego uroku. Łatwo było sobie wtedy wyobrażać katastrofę „ostatniego lata” Europy pod postacią edwardiańskiego dramatu kostiumowego. Zużyte rytuały i krzykliwe mundury, ta „ozdobność” świata, który dalej był zorganizowany głównie wokół monarchii dziedzicznej, stwarzały poczucie dystansu wobec teraźniejszości. Zdawały się sygnalizować, że uczestnicy tamtych wydarzeń byli ludźmi z innego świata,