istniała tylko jedna właściwa odpowiedź.
– Tak, Westonie Kingu.
5
Weston
Elizabeth wychyliła się, by spojrzeć przez okno samochodu po mojej stronie.
– To tu lubisz się relaksować? – spytała, gdy zobaczyła, gdzie się zatrzymaliśmy. – Kolejka na kilometr!
Od naszych „zaręczyn” minęły dwa dni. W tym czasie zabraliśmy się solidnie do roboty. Póki co Elizabeth zdjęła pierścionek, słusznie stwierdzając, że lepiej założyć go z powrotem, kiedy już pokażemy się publicznie parę razy. To była nasza pierwsza „randka”. Na razie Elizabeth spędziła większość czasu na narzekaniu. Jeśli tak to miało dalej wyglądać… Cóż, nie byłem pewien, co wtedy pocznę. Wiedziałem jedynie, czego chcę. Zwłaszcza patrząc na jej letnią sukienkę w biało-czarne pasy, której dolna część podskakiwała apetycznie. Sukienka była prosta i elegancka – mało która kobieta w jej wieku wybrałaby taki strój do klubu nocnego, a jednak na niej wyglądał idealnie, zwłaszcza w połączeniu z butami na wysokim obcasie.
Najchętniej bym się na nią rzucił.
Nie było to nic dziwnego, gdyż miałem ochotę na większość dziewczyn, z którymi spędziłem więcej niż kilka minut. Elizabeth Dyson może i była w moim typie, ale nie wyróżniała się niczym szczególnym. Mógłbym ją przelecieć raz czy dwa, lecz w końcu bym się nią znudził, jak to zwykle bywało. Po czym i tak musiałbym spędzić z nią cały okres naszego układu. Byłoby to jak zwykły związek, a mnie takowy zupełnie nie interesował. Poza tym czułem, że Elizabeth nie była łatwa. Co tylko dodatkowo prowokowało mojego penisa.
– Kolejka nie zdążyłaby się ustawić, gdybyśmy przyjechali od razu do klubu, zamiast najpierw iść na kolację – odparłem nieco poirytowanym tonem. – Nigdy nie zabieram kobiet na kolację.
– I właśnie dlatego musieliśmy na nią iść – zaripostowała Elizabeth. – Ja mam być inna niż wszystkie. Mnie masz zamiar poślubić. – Wspomniała o tym już po raz kolejny tego wieczoru. W jej głosie również pojawił się ton irytacji.
– No tak, tak. – Tyle że jeśli kiedykolwiek miałbym się na poważnie ożenić, to i tak nie dałbym się zaciągnąć do tej fikuśnej francuskiej knajpki, którą wybrała.
Dzięki Bogu tę część wieczoru mieliśmy już za sobą. Teraz przyszła pora na zabawę. Ponieważ zamierzaliśmy się pokazać na mieście, a Elizabeth nie miała własnych ulubionych lokali, postanowiłem odwiedzić miejsce, które ja lubiłem.
Sky Launch.
– Zresztą nie martw się – uspokoiłem ją, wyciągając dłoń, by pomóc jej wysiąść z wozu. Jej dotyk był dziwnie uspokajający. – My nie będziemy stać w kolejce.
Był piątkowy wieczór, więc klub pękał w szwach, choć nie było jeszcze dziesiątej. Byłem tu znany, więc pociągnąłem Elizabeth za sobą do wejścia. Ochroniarz skinął mi głową i przepuścił nas. W połowie drogi do drzwi Gwen, jedna z menedżerek, zbliżyła się do nas, by mnie wyściskać. Poczułem, jak Elizabeth spina się lekko, i z czystej złośliwości pocałowałem Gwen w policzek, czego nigdy nie robiłem, gdyż była szczęśliwą mężatką i matką.
Czasem lubię być dupkiem ot tak, dla zabawy.
– Nie było cię parę tygodni – zagadnęła Gwen.
– Byłem… zajęty – odrzekłem tonem sugerującym, że chodziło o kwestie natury seksualnej.
Wcale tak nie było, a przynajmniej nie ostatnimi czasy. Biuro rozrosło się do zbyt wielkich rozmiarów, żebym mógł je ogarnąć tylko z Nate’em. Ale przyznanie się do pracoholizmu nie było najlepszym wyjściem. Poza tym bawiło mnie to, jak Elizabeth się po cichu wściekała.
Jakby słysząc moje myśli, odchrząknęła znacząco.
– Gwen, poznaj moją dziewczynę, Elizabeth Dyson.
Menedżerka uniosła brwi, zaskoczona.
– Powiedziałeś „dziewczynę”?
Sam nie byłem w stanie w to uwierzyć. Chyba nigdy w życiu nikogo tak nie nazwałem.
– Tak, dokładnie. Dziewczynę. – Znów to powiedziałem. Choćby po to, by przyzwyczaić się do tego słowa. „Dziewczyna”. Nie było aż tak straszne. „Dziew–czy–na”. Ot, słowo jak każde inne.
– To musi być coś poważnego. – Gwen spojrzała na Elizabeth i uścisnęła jej rękę obiema dłońmi. – Znam Westona od dłuższego czasu i nigdy wcześniej nie przedstawiał nikogo jako swojej dziewczyny. Miło mi cię poznać.
Elizabeth obrzuciła wzrokiem obrączkę na serdecznym palcu Gwen i wyraźnie się odprężyła. To tyle, jeśli chodzi o podpuszczanie jej.
– To iście burzliwy romans – odparła, a ja spuściłem wzrok, by nikt nie zauważył, jak zdegustowany byłem jej doborem słów. „Burzliwy romans”. Mało przekonujące, brzmiało jak tekst z Harlequina. Postanowiłem, że później jej to powiem.
– Bardzo mi przyjemnie w końcu poznać jedną z… przyjaciółek Westona? – Elizabeth wymówiła słowo „przyjaciółek” niepewnie, jakby nie wiedziała, jak odnieść się do swojej rozmówczyni.
– Gwen jest jedną z menedżerek Sky Launch – wyjaśniłem, litując się nad moją „dziewczyną” (im częściej w myślach używałem tego słowa, tym łatwiej mi ono przychodziło). – Zaopiekuje się nami. Czy mój stały stolik jest wolny?
– Oczywiście – zapewniła Gwen. – Zarezerwowałam ci lożę, gdy tylko zadzwoniłeś, że się zjawisz. Proszę, chodźcie za mną.
Podążyliśmy za nią przez parkiet, a następnie po schodach na piętro klubu. Choć trzymałem Elizabeth za rękę, wzrok miałem wbity w tyłek Gwen.
Byłem playboyem, oczekiwano ode mnie pewnych standardów. A poza tym sprawiało mi frajdę, jak Elizabeth mierzyła mnie wściekłym spojrzeniem. Było też dla mnie ważne, by wiedziała, że choć się pobieramy, nadal będę się oglądał za innymi. W końcu nasze małżeństwo było wyłącznie na pokaz.
Uważałem, że wciąż mam prawo do skoków w bok – oczywiście dyskretnych.
Gwen przekazała nas w ręce kelnerki, która zaprowadziła nas do loży – jednej z kilku otaczających parkiet poniżej. Skonstruowane na kształt baniek, były najbardziej charakterystycznym elementem klubu. Uwielbiałem je. Oferowały zaciszny zakątek, z którego jednocześnie widać było całą salę. Każdy mógł też zajrzeć do środka.
Loże łączyły w sobie zalety pokojów dla VIP-ów z dawką tak pożądanego przeze mnie ekshibicjonizmu.
– Interesujące – skomentowała Elizabeth, nieco sarkastycznie. Zmierzyłem ją lekko poirytowanym spojrzeniem. Ciężko mi było wyobrazić sobie, w jakich miejscach sama bywała. Choć z drugiej strony… Jednak nie, widziałem je doskonale. Nudne miejsca. Miejsca, w których podawano wyłącznie kawę i wino. Miejsca wymagające krawata i smokingu.
Miałem nadzieję, że nie będę musiał w nich gościć w ramach tej całej szarady.
– Skoro tak ci się nie podoba, upewnijmy się, że dziś nas tu wszyscy zobaczą, a potem już nie będziemy musieli tutaj przychodzić. – Wziąłem ze stolika menu drinków. Wiedziałem już, co zamówię, ale chciałem mieć pretekst, żeby nie musieć na nią patrzeć.
Budziła we mnie zbyt wiele mieszanych uczuć. Ciężko było pogodzić jej fantastyczne ciało z tym, co mówiła.
– Nie powiedziałam, że mi