Laurelin Paige

Grzeszny zdobywca. Seksowny duet. Tom 1


Скачать книгу

cóż… – Wypowiedziała te słowa jednym tchem, nie patrząc na mnie. Wyczuwałem, że jest podenerwowana, co mnie zaintrygowało.

      – Kontynuuj, proszę.

      – Chyba zdajesz sobie sprawę, że w okresie naszego „narzeczeństwa” nie możesz widywać innych kobiet, prawda? – W końcu spojrzała mi w twarz. Jej oczy miały niezwykły odcień błękitu… Szybko napomniałem się w myślach, by się nie rozpraszać. Myliła się, a moim zadaniem było ją poprawić. Co też niezwłocznie uczyniłem.

      – Zapewne chciałaś powiedzieć, że nikt nie może się dowiedzieć, że widuję inne kobiety. – Chyba nie wyobrażała sobie, że nie będę z nikim sypiał przez siedem miesięcy? Nie pamiętałem już, kiedy ostatnio przeżyłem siedem dni bez seksu.

      Elizabeth westchnęła ciężko, zwracając tym samym moją uwagę na jej piersi wyglądające z dekoltu.

      – Nie, Westonie. Chciałam powiedzieć, że nie możesz sypiać z nikim. Nawet potajemnie. To zbyt wielkie ryzyko.

      Roześmiałem się. Następnie wzrokiem zacząłem studiować sufit w poszukiwaniu ukrytej kamery.

      – Jest tu gdzieś ekipa filmowa? Nie wierzę, że mówisz poważnie.

      – Wiedziałam, że to się nie powiedzie. Nie jesteś w stanie trzymać fiuta w majtkach nawet przez minutę. – Wyjęła telefon z torebki i zaczęła pisać esemesa. – Za wiele mam do stracenia. To Donovan powinien był się zgłosić na ochotnika. On wytrzymałby siedem miesięcy.

      – Piszesz do Donovana? – Nie wiedziałem, czy bardziej denerwuje mnie to, że na randce ze mną pisała do niego, czy też jej sugestia, że potrafił zrobić cokolwiek lepiej niż ja. Tak czy inaczej, zdenerwowałem się. I to nie na żarty. – Przestań – nakazałem. – Nie pisz do niego. Nie trzeba. Po prostu nie wiedziałem o tym. Nie rozmawialiśmy jeszcze na ten temat. – Potarłem nerwowo udo. Kurwa, czyżbym naprawdę musiał się zgodzić na ten warunek?

      – Już napisałam – odparła, zadowolona z siebie. – Za późno.

      Przewróciłem oczami.

      – Nie potrzebujemy jego wkładu w tę sprawę. Przedyskutujmy to we dwoje.

      – Dobrze się składa, jesteśmy tu tylko we dwoje. – Ton jej głosu nie zdradzał żadnych emocji. Po prostu radziła sobie z kolejną przeszkodą na drodze.

      Było to godne podziwu.

      Wygiąłem szyję, próbując pozbyć się napięcia, które nagle się w niej pojawiło. Musiałem myśleć błyskawicznie.

      – Wiesz… – zacząłem, pochylając się ku niej. – Wielu mężczyzn po ślubie nadal skacze w bok.

      Jezu, to brzmiało okropnie. Nie miałem pojęcia, czy kiedykolwiek zdecyduję się na prawdziwe małżeństwo, ale gdyby tak się stało, nie chciałbym zdradzać swojej żony.

      Ale póki co nie żeniłem się naprawdę. W tym udawanym małżeństwie mogłem sobie pozwolić na bycie dupkiem. Kurczę, może nawet przydałoby się to przy rozwodzie. Już miałem to zasugerować, lecz Elizabeth odezwała się pierwsza:

      – Na pewno dla niektórych byłoby to akceptowalne. – Skrzywiła się pogardliwie, podkreślając wyraz „niektórych”. Nie wiedziałem, o kim myślała, lecz byłem pewien, że miała pełne prawo się krzywić. – Ale ja nie zamierzam być narzeczoną kogoś takiego. Nie zniosłabym tego. Nie zniosę zdradzania za moimi plecami…

      – Ale to wcale nie byłoby za plecami. – Nie byłem pewien, czy to właściwy czas na żarty, lecz co mi tam…

      – …a już na pewno nie jawnie.

      Zacząłem się zastanawiać, co nas właściwie doprowadziło do tej rozmowy. Wieczór chyba nie był aż tak fatalny?

      – Chodzi o tę hostessę z restauracji?

      – Kiedy wróciłam z toalety, stała przy naszym stoliku i zapisywała ci swój numer telefonu! – wysyczała wściekłym szeptem, jakby bała się, że ktoś usłyszy.

      Zaczerpnąłem powietrza i rzuciłem się do wyjaśnień.

      – Przede wszystkim wcale nie dawała mi swojego numeru. – Znałem Lexie skądś, nie pamiętam skąd. Chciała mi pokazać zdjęcia swojego nowego kolczyka w łechtaczce. Elizabeth najwyraźniej zauważyła, jak biorę od niej telefon, i założyła, że wymieniamy się numerami.

      Teraz, kiedy o tym pomyślałem, stwierdziłem, że lepiej jej tego nie wyjaśniać.

      – Nieważne, co naprawdę się wydarzyło. – Nie pozwoliła mi kontynuować. – Ważne, jak to wyglądało. A wyglądało, jakby próbowała cię poderwać, chociaż byłeś na randce ze mną.

      Nozdrza rozszerzyły jej się nerwowo, a na dekolcie wykwitły czerwone plamy. Wyglądała uroczo, kiedy się złościła. Wyobraziłem sobie, jak czerwieni się jeszcze bardziej w przypływie namiętności. Jakaś część mnie naprawdę chciała to zobaczyć. Chciała poczuć ją, jak się pode mną wije…

      „Zaraz, powoli, spokojnie!”

      Pora zmienić temat.

      – Dobrze, będziemy monogamiczni. Albo zachowamy abstynencję seksualną. Nieważne. Tak tylko rzuciłem pomysł. Rozmawialiśmy jednak o tym, jak sprawić, żeby wszystko wyglądało autentycznie. – Dobry Boże, miałem nadzieję, że ona zdaje sobie sprawę, czego ode mnie wymaga…

      Drzwi do loży otworzyły się i dotarło do mnie, że nie zażyczyliśmy sobie prywatności. W wejściu ukazała się kelnerka. Zamówiłem dżin z syropem cytrynowo-rozmarynowym. Elizabeth zadecydowała się na – niespodzianka – kieliszek czerwonego wina. Kelnerka wyszła. Telefon Elizabeth, leżący na stole, zawibrował i rozległ się sygnał przychodzącej wiadomości.

      Podniosła go, a ja próbowałem udawać, że nie obchodzi mnie, kto i co napisał. Chyba nie wyszło mi to za dobrze.

      – Donovan pisze, że już robią zakłady, ile wytrzymasz. – Odpisała coś i wrzuciła komórkę do torebki.

      Zmarszczyłem brwi.

      – Zakłady? Ile wytrzymam bez seksu? To niedorzeczne. – Choć w zasadzie to wcale nie było takie niedorzeczne, bo już czułem objawy odstawienia, a przecież jeszcze na dobre nie rozpocząłem okresu abstynencji. Byłem wściekły na Donovana za to, że zamienił moje poświęcenie w obiekt żartów w biurze. – Kto wziął udział w zakładzie? Co odpisałaś?

      – Postawiłam na dwa tygodnie.

      Roześmiałem się głośno i serdecznie. Takiej odpowiedzi się nie spodziewałem.

      – To nie wróży ci najlepiej, w końcu chciałaś, żebym zachował abstynencję przez siedem miesięcy.

      – Owszem, ale przynajmniej coś będę z tego miała, jeśli zawalisz sprawę. Zwłaszcza tak szybko, jak się spodziewam. – W jej głosie słyszałem poirytowanie.

      – Jak się spodziewasz? Przecież zachowuję się jak prawdziwy dżentelmen. Co każe ci przypuszczać, że zawalę?

      – Gapiłeś się nawet na kelnerkę.

      Gapiłem się? Nawet tego nie zauważyłem. To był naturalny odruch. Nie pamiętałem nawet, co miała na sobie ani jakie były jej włosy, długie czy krótkie.

      Tak naprawdę jedyna kobieta, o której myślałem cały wieczór, siedziała naprzeciwko mnie. Obcisły top sukienki opinał jej pełne, okrągłe piersi, usta aż prosiły się o całowanie, a włosy opadały idealnymi falami na ramiona.

      – No cóż, walcie się wszyscy. Wytrzymam całe cholerne siedem miesięcy, zobaczysz.

      Oczywiście taki właśnie