by pozbierać rzutki, a ja w tym czasie zmierzyłam spojrzeniem jego sylwetkę opiętą szytym na miarę garniturem. Nagle ogarnęła mnie przemożna potrzeba zwierzeń.
– Myślałam, że mam więcej czasu… – powiedziałam cichym głosem.
– Hę? – Weston zrobił zmieszaną minę. – Eee… Ale możesz sobie porzucać jeszcze raz, tylko powyjmuję lotki.
Źle mnie zrozumiał. Przełknęłam ślinę i przemówiłam ponownie, tym razem głośniej:
– Myślałam, że mam więcej czasu. Że mam jeszcze całe lata do śmierci ojca. Po koledżu sporo podróżowałam. Spędziłam nieco czasu w Europie. Cieszyłam się młodością. Nie spodziewałam się, że w środku nocy dostanie ataku serca. Miał zaledwie sześćdziesiąt jeden lat i cieszył się dobrym zdrowiem; w każdym razie wszyscy tak myśleli. Nikt nie spodziewał się, że… – Urwałam, wspominając, jak dowiedziałam się z CNN, że ojciec trafił do szpitala. Połączyłam się z jego sekretarką, która poinformowała mnie, że „byłam na liście”, ale nieco niżej i w związku z tym nie zdążyła jeszcze do mnie zadzwonić.
Leciałam właśnie do Francji, by być przy nim, gdy dowiedziałam się, że umarł.
Otrząsnęłam się ze wspomnień o jego śmierci i pogrzebie. Czułam się wtedy taka nieistotna i nie na miejscu. Te wspomnienia nadal były świeże i nieprzepracowane. Myślenie o nich groziło rozbeczeniem się.
Istniała możliwość, że tak już pozostanie.
– Miałam iść na studia magisterskie z biznesu na uniwersytet nowojorski. Planowałam się uczyć… – Głos mi zadrżał. Przełknęłam ślinę i ciągnęłam: – Jego śmierć po prostu wzięła mnie z zaskoczenia.
Weston pozbierał już wszystkie rzutki, ale nie ruszył się z miejsca. Stał jak wmurowany, jakby nie miał odwagi się obrócić, jakby się bał, że jakikolwiek ruch przerwie mój monolog.
Miał rację.
Nigdy nie opowiedziałabym tego wszystkiego Donovanowi. Gdyby Weston skierował twarz w moją stronę, jemu też pewnie nie. Czułabym, że te niebieskie oczy zaglądałyby w moją duszę. Jednak w tej chwili, kiedy stał odwrócony tyłem, prawda wypływała ze mnie swobodnie. I chociaż był tylko obcym, na tyle uprzejmym, by mnie wysłuchać, dobrze było wylać to wszystko z siebie.
Kontynuowałam więc:
– Na licencjat wybrałam nauki polityczne, bo stwierdziłam, że przyda się wiedza o polityce. Poza tym lubię politykę. Obecnie jednak jestem żałośnie nieprzygotowana; mogę tylko obserwować, jak Darrell prowadzi i po kawałku rozparcelowuje firmę. Mogłabym sobie odpuścić. Przez następne cztery lata uczyć się i stać się mistrzynią biznesu, zdolną z sukcesem poprowadzić firmę tej wielkości.
Postąpiłam krok w jego kierunku.
– To jednak byłoby samolubne. Wynikałoby z mojego własnego braku przygotowania. Mojego lęku. A tymczasem setki tysięcy ludzi pracują w tej firmie na życie, a kolejne setki tysięcy czerpią rozrywkę z jej produktów. Jeśli miałabym szansę zmienić życie tych ludzi, a zwłaszcza kobiet pracujących dla firmy, a także ludzi oglądających programy wypuszczane przez Dyson Media… Westonie, czuję, że muszę to zrobić. Niezależnie od tego, czy jestem na to gotowa.
Odwróciłam się z westchnieniem. Wyrzuciłam z siebie wszystko i teraz czułam się głupio. Zbyt głupio nawet na to, by stawić czoła jego plecom.
Za sobą usłyszałam szuranie. Zatrzymał się jakiś metr ode mnie – na tyle blisko, że czułam bijące od niego ciepło i zapach jego wody kolońskiej. Zarumieniłam się, zakręciło mi się w głowie, a serce zabiło mocniej.
– Mógłbym cię uczyć – rzekł cicho.
– Co? – Odwróciłam się do niego, zaskoczona.
– Mogę cię uczyć, kiedy będziemy razem. No wiesz, o biznesie. – Rzucił lotki na biurko i wsadził dłonie do kieszeni. W tej pozie wyglądał naprawdę atrakcyjnie. – Skrojone na miarę, skondensowane studia magisterskie z branży. Wszystko, co powinnaś wiedzieć, żeby znaleźć odpowiednie osoby do firmy. Żeby mieć pewność, że nie jesteś wykorzystywana. Błyskawiczny kurs biznesu Westona Kinga.
Swędziała mnie skóra, a w brzuchu czułam motyle. Ale w przeszłości zbyt często ekscytowałam się obietnicami ojca, których nigdy nie dotrzymał. Matka nieraz dopytywała się, co oznaczało „quid pro quo”.
Wiele się od nich obojga nauczyłam. Na przykład oględności. Przechyliłam głowę i rozchyliłam lekko wargi.
– A w zasadzie dlaczego miałbyś to zrobić? Moja agencja reklamowa nie może być aż tak ważna.
Wyraz jego twarzy świadczył o tym, że sam nie był pewien, czemu złożył mi tę propozycję. Po chwili odpowiedział:
– Powiedzmy, że mam słabość do wrażliwych firm. A poza tym Donovan ją chce. A ja jestem mu coś winien. Na tym poprzestańmy.
Przyjrzałam mu się ponownie. Nie był to zły pomysł, ale też wiedziałam, że w biznesie nie należało opierać się na uczuciach – nie byłam aż taką ignorantką. Jednak póki co nie widziałam także żadnych „przeciw”.
Poza tym naprawdę pragnęłam przejąć firmę ojca. Im więcej przeszkód stawało mi na drodze i im częściej ktoś mi mówił, że nie dam rady, tym bardziej tego chciałam – choćby po to, żeby sobie samej coś udowodnić.
– Okej – odparłam. Niewielkie słowo jak na początek tak olbrzymiego przedsięwzięcia. Ale nawet największa podróż zaczyna się od jednego kroku. Nawet rzeka Missisipi miała swój początek w jakimś niewielkim, bulgocącym źródełku.
Weston skinął głową, po czym zaczerpnął powietrza, przyswajając moje słowa. Może nawet już żałował swojej decyzji?
Poczułam ściskanie w żołądku.
Nagle na jego twarzy pojawił się wyraz świadczący o tym, że wpadł na jakiś pomysł.
– Zróbmy to, jak należy. – Sięgnął do kieszeni, a ja zmarszczyłam nos, próbując dostrzec, co robi. Wyciągnął niewielkie pudełeczko, które położył sobie na dłoni.
Nie mogłam powstrzymać chichotu.
– Przestań się śmiać – rzucił, sam z trudem powstrzymując śmiech. – Musimy podejść do tego na serio. To dla nas ważna chwila.
– Nie mogę się powstrzymać! Jestem urodzoną chichotką.
– Pierwsza reguła biznesu… – rzekł. – Jeśli chcesz, żeby ludzie traktowali cię poważnie, nie możesz chichotać.
Wciągnęłam policzki, robiąc zapewne najgłupszą minę w swoim życiu. Weston również się nieco opanował, choć nie do końca. Zaczęłam się zastanawiać, czy ten uśmiech gościł na jego ustach permanentnie i czy w ogóle go zauważał. Pasował on do okazji. Weston otworzył welwetowe pudełeczko i wyciągnął przepiękny platynowy pierścionek z diamentami. Środkowy z nich musiał mieć ze cztery karaty.
Niemal byłam w stanie uwierzyć, że to na poważnie. Że sprawia mu to przyjemność.
– Daj mi dłoń – powiedział, po czym sam ją ujął. Pod wpływem jego dotyku dostałam gęsiej skórki. To się w końcu działo! Byłam teraz o wiele bliżej spełnienia swoich marzeń.
Wsunął mi pierścień na palec. Pasował idealnie, co kazało mi przypuszczać, że Donovan maczał w tym palce.
– Elizabeth Dyson, czy wyświadczysz mi zaszczyt… – zaczął ciepłym głosem, klękając na jedno kolano – …zostania moją narzeczoną?
Zastanawiałam