YANG, były kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych
i autor bestsellera „New York Timesa” The War on Normal People
Zniszczenie mantry mizantropa. Promyk nadziei dla przerażonego świata.
DANNY DORLING, profesor, autor książki Inequality and the 1%
Niesamowita książka – przemyślana, wciągająca, optymistyczna i prawdziwa.
BARRY SCHWARTZ, autor książki Paradoks wyboru
Nie znam staranniej udokumentowanego odparcia zarzutów Machiavellego, który twierdzi, że „ludzie nigdy nie robią nic dobrego, z wyjątkiem tego, co konieczne”, niż książka Rutgera Bregmana. Jego ocena ludzkiej natury jest budująca i wierna rzeczywistym dowodom.
SARAH BLAFFER HRDY, autorka Mothers and Others
To pięknie napisane, dobrze udokumentowane, obalające mity dzieło jest teraz numerem jeden na mojej liście tego, co każdy powinien przeczytać. Przeczytaj i kup egzemplarze dla wszystkich swoich cynicznych przyjaciół.
PETER GRAY, autor książki Wolne dzieci
Rodzicom
Człowiek stanie się lepszy,
jeśli pokażecie mu, jaki naprawdę jest.
Anton Czechow (1860–1904)
PROLOG
W przededniu wybuchu drugiej wojny światowej dowództwo armii brytyjskiej stanęło w obliczu fundamentalnego zagrożenia. Londyn znalazł się w poważnym niebezpieczeństwie. Według Winstona Churchilla miasto stanowiło „największy cel na świecie, rodzaj ogromnej, tłustej krowy; cennej, tłustej krowy przywiązanej po to, by przyciągnąć drapieżne bestie”[1].
Ową bestią był oczywiście Adolf Hitler i jego machina wojenna. Gdyby ludność Wielkiej Brytanii załamała się pod terrorem niemieckich bombowców, oznaczałoby to koniec narodu. „Ruch uliczny ustanie, bezdomni będą krzyczeć o pomoc, w mieście zapanuje chaos”, obawiał się jeden z brytyjskich generałów[2]. Miliony cywilów ulegną panice, a armia nie dostanie nawet szansy na walkę, bo będzie miała pełne ręce roboty z rozhisteryzowanymi tłumami. Churchill przewidywał, że z miasta ucieknie co najmniej trzy do czterech milionów londyńczyków.
Każdy, kto chciał poczytać o wszystkich złych rzeczach, którym trzeba będzie stawić czoła, potrzebował tylko jednej książki: Psychologia tłumu (Psychologie des foules) – napisanej przez jednego z najbardziej wpływowych uczonych swoich czasów, Francuza Gustave’a Le Bona. Hitler przeczytał tę książkę od deski do deski. Tak jak Mussolini, Stalin, Churchill i Roosevelt.
Książka Le Bona opisuje kolejne etapy reakcji ludzi na kryzys. Wtedy niemal natychmiast, jak pisze autor, „człowiek schodzi z kilku szczebli drabiny cywilizacji”[3]. Wybucha panika, pojawia się przemoc, a my, ludzie, ujawniamy naszą prawdziwą naturę.
Już 19 października 1939 roku Hitler poinformował swoich generałów o niemieckim planie ataku na Anglię. „Bezwzględne zaangażowanie Luftwaffe przeciw Brytyjczykom”, powiedział, „może nastąpić w wyznaczonym momencie”[4].
W Wielkiej Brytanii wszyscy zdawali sobie sprawę z tykania tego zegara. Rozważano rozpaczliwy plan wykopania sieci podziemnych schronów w Londynie, ale ostatecznie zrezygnowano z niego z obawy, że sparaliżowana strachem ludność nigdy nie wyjdzie na powierzchnię. W ostatniej chwili pacjenci z kilku polowych szpitali psychiatrycznych zostali wywiezieni poza miasto, aby placówki mogły zająć się pierwszą falą ofiar.
A potem wszystko się zaczęło.
Siódmego września 1940 roku nad kanałem La Manche przeleciało 348 niemieckich bombowców. Piękna pogoda wyciągnęła wielu londyńczyków na zewnątrz, więc kiedy o 16:43 zawyły syreny, wszyscy spojrzeli w niebo.
Ten wrześniowy dzień przeszedł do historii jako Czarna Sobota, a później nastąpił zmasowany atak – Blitz [niem. „Błyskawica” – przyp. red.]. W ciągu następnych dziewięciu miesięcy na sam Londyn zrzucono ponad 80 tysięcy bomb. Zmieciono z powierzchni ziemi całe dzielnice. Milion budynków w stolicy zostało uszkodzonych lub zniszczonych, życie straciło ponad 40 tysięcy mieszkańców.
No i jak zareagowali Brytyjczycy? Co się stało, gdy ich kraj był bombardowany przez wiele miesięcy? Wpadli w histerię? Czy zaczęli zachowywać się jak barbarzyńcy?
Zacznę od relacji naocznego świadka, pewnego kanadyjskiego psychiatry.
W październiku 1940 roku doktor John MacCurdy jechał przez południowo-wschodni Londyn, aby odwiedzić biedną dzielnicę, wyjątkowo mocno zniszczoną podczas bombardowania. Pozostała tam tylko mozaika kraterów i rozpadających się budynków. Jeśli gdzieś panował chaos – to z pewnością tam.
Co zastał lekarz chwilę po alarmie przeciwlotniczym? „Mali chłopcy nadal bawili się na chodnikach, klienci się targowali, znudzony policjant kierował ruchem, a rowerzyści ignorowali zagrożenia i przepisy ruchu drogowego. Z tego, co widziałem, nikt nawet nie spojrzał w niebo”[5].
Tak naprawdę to wszystkie naloty podczas Blitzu łączy opis dziwnego spokoju, który w owych miesiącach panował w Londynie. Pewien amerykański dziennikarz przeprowadzający wywiad z brytyjską parą w kuchni ich domostwa zauważył, że małżeństwo piło herbatę nawet wtedy, gdy szyby drżały w oknach. Spytał tych ludzi, czy się nie boją. „Och, nie”, padła odpowiedź. „Gdybyśmy się bali, co by nam to dało?”[6]
Najwyraźniej Hitler zapomniał uwzględnić jedną rzecz: kwintesencję brytyjskiego charakteru. Umiejętność panowania nad emocjami. Drwiące poczucie humoru, wyrażone przez właścicieli sklepów, którzy przed swoimi zniszczonymi lokalami stawiali znaki z napisem: „SKLEP JEST OTWARTY BARDZIEJ NIŻ ZWYKLE”. Albo właściciela pubu, który reklamował się pośród zgliszczy: „NIE MAMY JUŻ OKIEN, ALE MAMY WSPANIAŁE ALKOHOLE. WEJDŹ I SPRÓBUJ”[7].
Wyspiarze reagowali na niemieckie naloty tak samo jak na spóźniony pociąg. Z pewnością wywoływały one irytację, ale ogólnie rzecz biorąc, były akceptowalne. Tak się składa, że kolej działała również w czasie trwania nalotów, a taktyka Hitlera pozostawiła w krajowej gospodarce zaledwie wgniecenie. Bardziej szkodliwy dla brytyjskiej machiny wojennej był Poniedziałek Wielkanocny w kwietniu 1941 roku, kiedy wszyscy mieli dzień wolny[8].
W ciągu kilku tygodni od rozpoczęcia przez Niemców bombardowań pojawiły się doniesienia przypominające prognozę pogody, np. „Dziś będzie dużo błyskawic”[9]. Według amerykańskiego obserwatora „Anglicy bardzo szybko się znudzili i nikt już się nie ukrywa”[10].
Co w takim razie ze spustoszeniem w psychice? Co z milionami straumatyzowanych ofiar, przed którymi ostrzegali eksperci? Dziwne, lecz prawie ich nie było. Na pewno pojawiły się smutek i wściekłość; straszna rozpacz z powodu utraty bliskich. Ale oddziały psychiatryczne pozostały puste. Mało tego, publiczne zdrowie psychiczne tak naprawdę zmieniło się na lepsze. Skończyło się pijaństwo. Było mniej samobójstw niż w czasie pokoju. Po zakończeniu wojny wielu Brytyjczyków tęskniło za dniami bombardowań, kiedy wszyscy sobie pomagali i nikogo nie obchodziła polityka ani to, czy jesteś bogaty, czy biedny[11].
„Podczas kampanii Blitz brytyjskie społeczeństwo zostało wzmocnione na wiele sposobów”, napisał później pewien brytyjski historyk. „Hitler był rozczarowany”[12].
Po przetestowaniu w praktyce teorie Gustave’a Le Bona odnoszące się do psychologii tłumu okazały się błędne. Kryzys ujawnił w ludziach nie to, co najgorsze, ale to, co najlepsze. Jeśli można było stwierdzić jakieś zmiany, to takie, że Brytyjczycy wspięli się kilka szczebli po drabinie cywilizacyjnej. „Odwaga, poczucie humoru