Sophie Hannah

Morderstwa w Kingfisher Hill


Скачать книгу

mam nastroju na... – zamierzałem rzec „gierki”, ale po zastanowieniu dokończyłem: – ...na twoje sztuczki.

      – Ależ ja nie robię żadnych sztuczek, mon ami. A teraz przeczytaj reguły gry. No, byle szybko, bo zaraz ruszamy.

      Westchnąłem i zabrałem się do lektury. A ściśle mówiąc, patrzyłem na maleńkie literki i starałem się na nich skupić, ale choć wytężałem wzrok, nie byłem w stanie przeczytać instrukcji gry. Już miałem poinformować o tym Poirota, gdy nagle przez gwar podróżnych przebił się pełen oburzenia głos Alfreda Bixby’ego.

      – Obawiam się, że to ostatnia szansa, droga pani – mówił. Siedziałem w przejściu, podobnie jak on, więc widziałem, że pan Bixby się wychyla. Zajmował jedno z miejsc z przodu, tuż za kierowcą, na poziomie drzwi. Teraz zwracał się do kogoś na zewnątrz. – Autokary firmy przewozowej Kingfisher nigdy nie odjeżdżają z opóźnieniem. Mam zamiar podtrzymać tę tradycję! Nie jest pani pępkiem świata, mam tu dwadzieścia dziewięć innych osób, które z pewnością docenią punktualny odjazd. Wśród pasażerów jest nawet matka z małym dzieckiem! Dlatego pytam po raz ostatni: wsiada pani czy nie?

      – To ona – wymamrotałem, kiedy chwilę później w przejściu stanęła kobieta z niedokończoną twarzą. Skuliła się, jakby się bała, że pan Bixby wstanie i spuści jej lanie. On sam wyglądał, jakby miał ochotę to zrobić.

      – Proszę zamknąć drzwi – zwrócił się teraz do kierowcy, który usłuchał polecenia, po czym uruchomił silnik.

      Na twarzy kobiety widniały ślady łez. Wciąż stała nieruchomo między fotelami.

      – Proszę zająć miejsce – zwrócił się do niej pan Bixby. – Nie żeby miała pani duży wybór! Zostało tylko jedno.

      To mówiąc wstał i wskazał jej fotel.

      – Tam, w siódmym rzędzie.

      – Przyznaję, że mogłeś mieć rację, Catchpool – odezwał się Poirot. – Zachowanie tej nieszczęsnej kobiety zaczyna mnie intrygować. Zobacz, jak się zastanawia. Coś ją trapi, jakaś zagadka. Dopóki jej nie rozwiąże, nie będzie wiedziała...

      – Czego nie będzie wiedziała?

      – Czy chce z nami jechać, czy nie. To niezdecydowanie jest dla niej źródłem wielkiej udręki.

      Dookoła słychać było coraz głośniejsze pomruki niezadowolonych pasażerów. Nieszczęśliwa kobieta ruszyła między fotelami, a po chwili zajęła miejsce. Kilka sekund później autokar ruszył. Wkrótce pan Bixby zaczął przechadzać się środkiem i przepraszał każdego z osobna za to karygodne opóźnienie, zapewniając, że mimo to będzie to najlepsza, najbardziej luksusowa podróż naszego życia. Nie dosłyszałem całej wypowiedzi, bo zagłuszał ją niezwykle głośny warkot silnika. Bixby ani słowem nie wspomniał o tej niedogodności – nie przeprosił ani nie wyjaśnił, skąd się wzięła – a z jego milczenia w tej kwestii wywnioskowałem, że ten hałas będzie nam towarzyszył przez całą drogę do Kingfisher Hill.

      Bixby w końcu dotarł ze swoją przemową na tył pojazdu. Nie minęło dziesięć minut, odkąd wyruszyliśmy, gdy nagle usłyszałem głośny, pełen strachu pisk. To krzyczał ktoś kilka rzędów przede mną. Zaraz potem kobieta z niedokończoną twarzą znów stanęła w przejściu i zawołała do pana Bixby’ego:

      – Proszę stanąć! – Następnie zwróciła się do kierowcy: – Proszę natychmiast zatrzymać autobus... i otworzyć drzwi. Nie mogę tu zostać. Nie mogę tam siedzieć. – Wskazała na swoje miejsce. – Ja... Muszę się z kimś zamienić albo będę musiała wysiąść.

      Pan Bixby pokręcił głową. Gniewnie podwinął górną wargę.

      – Posłuchaj no, panienko – odezwał się, powoli zmierzając w jej stronę.

      Poirot zerwał się na równe nogi i stanął między zdenerwowaną kobietą a panem Bixbym.

      – Pan pozwoli? – rzekł z kurtuazyjnym ukłonem.

      Bixby wyglądał na zdezorientowanego, ale skinął głową.

      – Jeśli tylko nie będziemy mieli przez to opóźnienia, panie Poirot. Jestem pewien, że pan to rozumie. Ci poczciwi ludzie mają domy. Ktoś na nich czeka.

      – Bien sûr. – Poirot zwrócił się teraz do kobiety: – Proszę pani, chciałaby pani zająć inne miejsce?

      – Tak. Muszę. To... To ważne. Inaczej bym o to nie prosiła.

      W tej samej chwili rozległ się ostry jak żyletka głos, który od razu rozpoznałem:

      – Panie Poirot, proszę w swojej uprzejmości zamienić się z tą panią na miejsca. Wolałabym siedzieć koło światowej sławy detektywa niż obok rozdygotanej wariatki. Od kwadransa dyszy i się trzęsie. To niezmiernie męczące.

      Czyli la pauvre mademoiselle, jak ją nazwał Poirot, siedziała obok właścicielki tej nieszczęsnej książki! Nic dziwnego, że chciała wysiąść. Pewnie przez pomyłkę zerknęła na okładkę i została surowo zrugana.

      – A co jest nie tak z pani miejscem? – zapytał Poirot. – Dlaczego chce się pani przesiąść?

      Kobieta gorączkowo pokręciła głową, a potem się rozpłakała:

      – Nie uwierzy mi pan, ale... Zginę, jeśli tam zostanę. Ktoś mnie zabije!

      – Proszę mówić jaśniej – poprosił Poirot. – Kto panią zabije?

      – Nie wiem! – wyszlochała kobieta. – Ale wiem, że chodzi o to miejsce. W przejściu, siódmy rząd, po prawej stronie. Tylko to miejsce, żadne inne. Tak twierdził. Nic mi nie będzie, jeśli usiądę gdzie indziej. Proszę, zamieni się pan ze mną?

      – Kto pani tak powiedział?

      – Ten człowiek! Jakiś człowiek... Nie wiem, kto to był.

      – Co pani rzekł? Że jeśli pani siądzie na tym miejscu, to co się stanie? – drążył Poirot.

      – No przecież mówiłam – wyjęczała kobieta. – Powiedział, że zostanę zamordowana! „Wspomnisz moje słowa – tak mówił. – Posłuchaj ostrzeżenia, bo inaczej nie wysiądziesz z tego autobusu żywa”.

      ROZDZIAŁ 2

      Niebezpieczne miejsce

      Po tym zaskakującym oświadczeniu kobieta z niedokończoną twarzą zamknęła się w sobie, więc dalsza rozmowa była niemożliwa. Ignorując wściekłe protesty pana Bixby’ego („Co za pomysł, panie Poirot! Morderstwo w autokarze Kingfishera? To nie do pomyślenia!”), Poirot polecił kierowcy zatrzymać się, a następnie wyprowadził nieszczęsną kobietę na zewnątrz, żeby choć trochę się uspokoiła.

      Ruszyłem między fotelami, chcąc do nich dołączyć, ale surowe spojrzenie Poirota przekonało mnie, że nie byłbym mile widziany. Kierowca zaparkował na poboczu ulicy, którą akurat jechaliśmy. Znam większość zakątków Londynu, ale nie mogłem się rozeznać wśród niepozornych domków i sklepów. Zauważyłem salon modystki i jeden budynek wyraźnie wyższy od pozostałych. Na fasadzie widniał duży szyld z napisem „McAllister & Son Ltd. Opróżniamy magazyn – Wyprzedaż całego asortymentu w zaskakująco niskich cenach”. Nikt z nas nie wiedział, jak długo przyjdzie nam czekać, aż Poirot skończy rozmowę w cztery oczy z damą, która spowodowała całe to zamieszanie. Wkrótce w autokarze rozległy się szepty, a większość z nich wyrażała zaniepokojenie.

      – Catchpool.

      Kiedy podniosłem głowę, okazało się, że Poirot stoi w przejściu tuż obok mnie.

      – Bądź tak miły i wyjdź ze mną przed autokar.