Richard Osman

Morderców tropimy w czwartki


Скачать книгу

składa dłonie.

      23

      Joyce

      Kiedy dziś rano jadłam płatki, nie spodziewałam się, że czeka mnie taki niezwykły dzień. Najpierw udawanie zakonnicy, a teraz to.

      Jeżeli sądzicie, że codziennie jadam płatki, jesteście w błędzie, ale dziś rano zjadłam i jak się potem okazało, dobrze zrobiłam, bo dodały mi energii. Teraz jest dziesiąta wieczorem, a ja dopiero zdążyłam zdjąć płaszcz. Dobrze, że przynajmniej w drodze powrotnej zdrzemnęłam się w pociągu.

      Dziś rano umówiłam się z Anthonym na skrócenie włosów. Właśnie kończył i miło sobie plotkowaliśmy, kiedy zjawił się nie kto inny, tylko Elizabeth. Z dużą torbą na zakupy i termosem, chociaż ani jedno, ani drugie do niej nie pasuje. Powiedziała, że zamówiła już taksówkę i żebym przygotowała się na całodniowy wyjazd. Po przeprowadzce do Coopers Chase nauczyłam się działać spontanicznie, więc nawet nie mrugnęłam okiem. Zapytałam tylko, dokąd się wybieramy, żebym wiedziała, jakiej pogody się spodziewać. Usłyszałam, że do Londynu, co mnie zdziwiło, ale wyjaśniło obecność termosu. Dobrze wiem, jak jest w Londynie, więc wpadłam do mieszkania, aby włożyć lepszy płaszcz. I całe szczęście!

      Nadal korzystamy z taksówek z Robertsbridge, choć jeden z kierowców zawiózł kiedyś wnuczkę Rona na niewłaściwą stację kolejową. Trzeba im jednak przyznać, że się poprawili. Kierowca, Hamed, był Somalijczykiem. Słowo „Somalia” bardzo pięknie brzmi. W dodatku, cóż za niespodzianka! Okazało się, że Elizabeth kiedyś tam była, i ucięli sobie z Hamedem miłą pogawędkę. Ma sześcioro dzieci, najstarsze jest lekarzem ogólnym w Chislehurst, jeżeli coś wam to mówi. Odwiedziłam kiedyś tamtejszą giełdę rzeczy używanych, więc przynajmniej mogłam się włączać do rozmowy.

      Przez cały czas Elizabeth czekała, aż zapytam ją, dokąd jedziemy, ale nie uległam presji. Ona lubi dowodzić, a ja, nie zrozumcie mnie źle, lubię, gdy to robi, jednak nie zaszkodzi czasem pokazać, że też ma się charakter. Chyba zaczynam przejmować od niej pewne cechy i wychodzi mi to na dobre. Nigdy wcześniej nie uważałam się za popychadło, ale im więcej czasu spędzam z Elizabeth, tym częściej myślę, że nim jestem. Może gdybym miała tyle charakteru co ona, także odwiedziłabym Somalię? Podaję to jako przykład.

      Wsiadłyśmy do pociągu w Robertsbridge i gdy mijałyśmy Tunbridge Wells, Elizabeth pękła i wyjaśniła mi, że jedziemy spotkać się z Joanną.

      Z Joanną! Moją córeczką! Możecie sobie wyobrazić, ile pytań cisnęło mi się na usta. Elizabeth znowu miała mnie w garści.

      Jaki był cel spotkania? Już piszę.

      Elizabeth wyjaśniła, a w jej ustach, jak zwykle, brzmiało to rozsądnie, że o wielu szczegółach dotyczących sprawy morderstwa wiemy tyle samo co policja, i bardzo dobrze. Jednak byłoby jeszcze lepiej, gdybyśmy na pewne tematy wiedzieli więcej od nich. Bo może zechcemy wymienić się informacjami. Co nie jest wykluczone, ponieważ Donna niestety wygląda na trochę zbyt sprytną, aby sama nam wszystko powiedziała. Zresztą, kim my właściwie jesteśmy?

      Wielką lukę w materiale dowodowym stanowiły, zdaniem Elizabeth, sprawozdania finansowe firm należących do Iana Venthama. Może w nich kryje się wyjaśnienie powiązań między nim a Tonym Curranem? Powód ich kłótni? Motyw morderstwa? Musimy się tego dowiedzieć.

      Elizabeth oczywiście zdążyła już te sprawozdania zdobyć. Różnymi, pewnie nie do końca legalnymi metodami. Przechowywała je w dużym niebieskim segregatorze, dlatego miała ze sobą torbę na zakupy, którą położyła obok, na pustym siedzeniu. Nie wspomniałam jeszcze, że podróżowałyśmy pierwszą klasą. Wciąż miałam nadzieję, że ktoś będzie sprawdzał bilety, ale nic takiego się nie wydarzyło.

      Elizabeth przejrzała wszystkie papiery, ale nie umiała się w nich połapać. Potrzebowała kogoś, kto je przeczyta i wytłumaczy, o co chodzi. Może coś się nie zgadza? Jakiś szczegół, któremu w wolnej chwili warto by się przyjrzeć? Była przekonana, że gdzieś w sprawozdaniach finansowych kryją się ważne wskazówki. Tylko gdzie?

      Zapytałam, dlaczego nie ustalił tego mężczyzna, który je dla niej odszukał. Elizabeth odparła, że niestety ten ktoś był jej winien tylko jedną przysługę, a nie dwie. Zdziwiła się także, że przy moich poglądach z góry założyłam, że to „mężczyzna”. Słusznie, niedobry nawyk, ale i tak uważałam, że był to mężczyzna, a ona potwierdziła.

      Gdzieś w okolicach Orpington nie wytrzymałam i zapytałam, dlaczego wybrała akurat Joannę. Objaśniła, że potrzebujemy osoby, która zna się na nowoczesnej księgowości i wie, jak ocenić wartość firmy, a Joanna potrafi i jedno, i drugie. Czy Ventham ma kłopoty? Albo długi? Czy planuje budowę kolejnych nieruchomości? Czy ktoś je finansuje? Potrzebujemy też osoby, której można całkowicie zaufać, i tu Elizabeth również się nie pomyliła. O Joannie różne rzeczy da się powiedzieć, ale na pewno nie to, że nie umie dochować tajemnicy. Wreszcie potrzebujemy osoby, do której mamy łatwy dostęp i która jest nam winna przysługę. Zapytałam, jaką przysługę jest nam winna Joanna, i usłyszałam, że chodzi o powszechnie znane poczucie winy dziecka, które nie dość często widuje się z mamą. Tutaj też trafiła.

      Krótko mówiąc, potrzebowaliśmy kogoś z żyłką detektywistyczną, lojalnego i będącego w pobliżu.

      Elizabeth napisała do Joanny mejl i nie chciała słyszeć odmowy. Poprosiła też, by nie wspominała mi o tym, to będę miała miłą niespodziankę. I tak się stało.

      Wszystko to po napisaniu brzmi logicznie, ponieważ Elizabeth ma dar przekonywania. Ja jednak absolutnie nie dałam się nabrać. Na pewno mogła znaleźć wiele osób, które lepiej wykonają takie zadanie. Wiecie, co myślę? Po prostu chciała poznać Joannę.

      Z czego, swoją drogą, byłam bardzo zadowolona. Miałam okazję spotkać się z córką i pochwalić się nią przed Elizabeth, przy okazji unikając skrępowania, bez którego by się nie obyło, gdybym sama próbowała to zorganizować. Zawsze wtedy robię coś nie tak i Joanna się irytuje.

      W dodatku dzisiaj nie czekała mnie rozmowa z Joanną o jej pracy, nowym chłopaku albo nowym domu (w Putney, jeszcze tam nie byłam, ale przysłała mi zdjęcia, no i są plany na święta Bożego Narodzenia). Miałyśmy rozmawiać o morderstwie. I niech spróbuje w takiej sytuacji zachowywać się jak zblazowana nastolatka. Jak to mówią, życzę ci szczęścia, kochanie.

      Przyjechałyśmy na stację Charing Cross z czternastominutowym opóźnieniem z powodu „powolnej jazdy pociągu”, co Elizabeth skomentowała niechętnym pomrukiem. Na szczęście podczas podróży nie musiałam iść do toalety. Ostatni raz byłam w Londynie dawno temu. Pojechałyśmy z dziewczynami zobaczyć musical Jersey Boys. Cała nasza czwórka. Robiłyśmy wypady do stolicy trzy, cztery razy do roku. Tamtego dnia chciałyśmy obejrzeć popołudniowe przedstawienie i zdążyć na pociąg przed godzinami szczytu. W Marks & Spencer sprzedawali dżin z tonikiem w puszkach, próbowaliście go kiedyś? Piłyśmy potem ten dżin, wracając do domu pociągiem, i dostałyśmy głupawki ze śmiechu. Moich dziewczyn już nie ma. Dwa raki i wylew. Nie miałyśmy pojęcia, że to będzie nasza ostatnia wyprawa. Zawsze wiemy, kiedy robimy coś po raz pierwszy, prawda? Ale bardzo rzadko zdajemy sobie sprawę, kiedy coś dzieje się po raz ostatni. W każdym razie żałuję, że nie zachowałam programu z tamtego przedstawienia.

      Wsiadłyśmy z Elizabeth do czarnej taksówki (bo niby jakiej) i pojechałyśmy do Mayfair. Na Curzon Street pokazała mi biuro, w którym kiedyś pracowała. Zamknęli je w latach osiemdziesiątych z powodu niewielkiej opłacalności.

      Byłam u Joanny zaraz po przeprowadzce ich firmy do tego budynku, ale od tamtej pory zdążyli go odnowić. Mają teraz stół do ping-ponga i wybór napoi. Jest także winda, w której zamiast naciskać guzik mówi się numer piętra. Bardzo to eleganckie, chociaż nie w