Richard Osman

Morderców tropimy w czwartki


Скачать книгу

i pochyla się ku gościom.

      – No więc jestem. Jeżeli chcą panie rozmawiać – bardzo proszę. Macie dwie minuty, potem wracam do łapania przestępców.

      Elizabeth lekko klaszcze w dłonie.

      – Wspaniale. Może zacznę od tego: po pierwsze proszę przestać udawać, że nie cieszy się pani na nasz widok, bo wiem, że tak nie jest. My też się cieszymy, że znów panią spotykamy. Będzie dużo przyjemniej, jeżeli wszystkie się co do tego zgodzimy.

      Donna nie odpowiada. Joyce nachyla się nad stojącym na stole magnetofonem.

      – Na potrzeby nagrania: posterunkowa De Freitas odmawia odpowiedzi, ale próbuje ukryć lekki uśmiech.

      – Po drugie, ale w związku z pierwszym – ciągnie Elizabeth – jeżeli od czegoś panią oderwałyśmy, to na pewno nie od łapania przestępców. Tylko od jakichś nudziarstw.

      – Bez komentarza – odpowiada Donna z kamienną twarzą.

      – Skąd jesteś, Donno? Mogę się tak do ciebie zwracać?

      – Proszę. Z południowego Londynu.

      – Przeniosłaś się ze stołecznej policji?

      Donna kiwa głową, a Elizabeth zapisuje coś w notesie.

      – Robi pani notatki? – pyta policjantka, a Elizabeth przytakuje.

      – Dlaczego? I czemu akurat do Fairhaven?

      – To długa historia. Może mi pani zadać jeszcze jedno pytanie, zanim wyjdę z pokoju. Chociaż jest tak miło.

      – Oczywiście. – Elizabeth zamyka notes i poprawia okulary. – Będzie to raczej dłuższa wypowiedź, ale obiecuję, że zakończę ją pytaniem.

      Donna gestem zachęca Elizabeth, żeby kontynuowała.

      – Otóż widzę to tak i, proszę, przerwij mi, jeżeli się w czymś pomylę. Masz dwadzieścia kilka lat i robisz wrażenie osoby bystrej i obdarzonej intuicją. Jesteś bardzo życzliwa, a jednocześnie, w razie konieczności, potrafisz użyć siły. Z powodu, najprawdopodobniej, problemów w związku opuściłaś Londyn, w którym praca i życie idealnie ci odpowiadały. Znalazłaś się w Fairhaven, gdzie przestępczość jest niska, a przestępcy drobni. Patrolujesz ulice. Może jakiś menel ukradnie rower? Może ktoś odjedzie ze stacji benzynowej bez płacenia, może w pubie pobiją się o dziewczynę? Na litość boską, co za nudy. Z powodów, których teraz nie będę wyjaśniać, pracowałam kiedyś przez trzy miesiące w barze w byłej Jugosławii i mój mózg rozpaczliwie domagał się stymulacji, pragnęłam, by wydarzyło się coś nadzwyczajnego. Brzmi znajomo? Jesteś sama, mieszkasz w wynajętym mieszkaniu, niełatwo ci się z kimś zaprzyjaźnić. Większość kolegów w komisariacie jest od ciebie starsza. Ten młody posterunkowy, Mark, na pewno zaprosił cię na randkę, ale nie ma szans, by zadowolił dziewczynę z południowego Londynu, więc musiałaś odmówić. Oboje nadal czujecie się niezręcznie. Biedny chłopak. Tobie duma nie pozwala zbyt szybko wrócić do stołecznej policji, więc na razie tu utknęłaś. Ciągle jesteś nowa i o awansie nie ma mowy, w dodatku niezbyt cię lubią, bo widzą, że popełniłaś błąd i nie znosisz tego miejsca. Nie możesz się nawet zwolnić. Po co wyrzucać przez okno tyle trudnych lat na służbie tylko dlatego, że podjęło się złą decyzję? Więc wkładasz mundur, idziesz na dyżur i z zaciśniętymi zębami czekasz, kiedy wreszcie wydarzy się coś ciekawego. Na przykład zjawi się rzekoma zakonnica, która udaje, że ukradziono jej torebkę.

      Elizabeth unosi brew i czeka na odpowiedź. Donna pozostaje obojętna i niewzruszona.

      – Ciągle czekam na pytanie.

      Starsza dama kiwa głową i znów otwiera notes.

      – Moje pytanie brzmi: czy chciałabyś prowadzić śledztwo w sprawie zabójstwa Tony’ego Currana?

      Donna w milczeniu, powoli, splata ręce i opiera na nich podbródek. Bardzo uważnie przygląda się Elizabeth, wreszcie zabiera głos.

      – Jest już zespół prowadzący śledztwo w sprawie zabójstwa Currana. Zespół o wysokich kwalifikacjach. Niedawno zaniosłam im herbatę. Nie mają wakatu dla posterunkowej, która cmoka z niezadowoleniem za każdym razem, kiedy ktoś poprosi ją o zrobienie ksero. Chyba nie do końca rozumie pani, jak wygląda praca w policji.

      Elizabeth notuje jej słowa i mruczy:

      – Hm, możliwe. To musi być bardzo skomplikowane. Ale ileż przy tym emocji.

      – Mnóstwo – przytakuje Donna.

      – Podobno ktoś go uderzył. Dużym kluczem francuskim. Możesz to potwierdzić?

      – Bez komentarza.

      Elizabeth przerywa pisanie i znów unosi wzrok.

      – Nie chciałabyś brać w tym udziału?

      Donna zaczyna bębnić palcami po stole.

      – Okay. Załóżmy, że chciałabym brać udział w śledztwie w sprawie morderstwa…

      – No właśnie, załóżmy. Zacznijmy od tego i zobaczymy, dokąd nas to zaprowadzi.

      – Wie pani, jak wygląda praca w wydziale zabójstw? Nie mogę ot tak poprosić, by dołączono mnie do konkretnego śledztwa.

      – Tym się nie martw, Donno – uśmiecha się Elizabeth. – To już my załatwimy.

      – Wy?

      – Właśnie.

      – Jak?

      – Zawsze znajdzie się jakiś sposób, prawda? Ważne, czy w to wchodzisz. Jeżeli uda nam się wszystko załatwić.

      Donna spogląda na ciężkie drzwi. Są starannie zamknięte.

      – Kiedy możecie to zrobić?

      Elizabeth spogląda na zegarek i lekko wzrusza ramionami.

      – Za jakąś godzinę.

      – I wszystko, co powiem, zostanie między nami?

      Elizabeth kładzie palec na ustach.

      – W takim razie chcę. Tak. Proszę. – Donna unosi dłonie i mówi otwarcie i szczerze: – Marzę o tym, żeby ścigać morderców.

      Elizabeth z uśmiechem chowa notes do kieszeni.

      – Znakomicie. A więc właściwie odczytałam sytuację.

      – A co pani będzie z tego miała? – pyta Donna.

      – Nic. To przysługa dla nowej przyjaciółki. Może od czasu do czasu zadamy ci pytanie w sprawie śledztwa. Tylko po to, aby zaspokoić ciekawość.

      – Wie pani, że nie wolno mi zdradzić niczego poufnego? Na to nie mogę się zgodzić.

      – Nic nieprofesjonalnego, obiecuję. – Elizabeth robi znak krzyża. – Słowo sługi bożej.

      – Powiedziała pani: za godzinę?

      – Mniej więcej. – Elizabeth znów spogląda na zegarek. – Zależy, czy na drodze będą korki.

      Donna kiwa głową, jakby słowa te brzmiały najzupełniej sensownie.

      – A co się tyczy tamtej małej przemowy. Nie wiem, czy chciała pani zrobić na mnie wrażenie, czy też popisać się przed przyjaciółką, ale były to raczej oczywistości.

      Elizabeth przyjmuje do wiadomości ten punkt widzenia.

      – Oczywistości, ale prawdziwe, kochanie.

      – Nie do końca. Jednak nie jest pani panną Marple, prawda?

      – O, nie – wtrąca Joyce. – Przecież ten chłopiec, Mark, jest gejem. Musisz być ślepa, Elizabeth, jeśli tego nie widzisz.

      – Dobrze, że ma siostra ze sobą przyjaciółkę – uśmiecha się Donna. Podoba