Richard Osman

Morderców tropimy w czwartki


Скачать книгу

siedzi za stołem ustawionym w przedniej części wspólnego salonu. Opalony na mahoń, rozluźniony, z okularami odsuniętymi na włosy ostrzyżone w stylu lat osiemdziesiątych. Nosi kosztowną koszulkę polo i zegarek tak duży, że właściwie można by go nazwać zegarem. Zapewne pachnie dobrą wodą kolońską, ale nikt jakoś nie ma ochoty podejść na tyle blisko, by to sprawdzić.

      Obok Iana z jednej strony siedzi kobieta na oko piętnaście lat od niego młodsza, a z drugiej wytatuowany facet w podkoszulku, przeglądający coś w telefonie. Kobieta to architektka nowego budynku, a miłośnik tatuażu to Tony Curran. Ron już go tu widywał i sporo o nim słyszał. Ibrahim notuje każdą wypowiedź, a Ron nadal dźga palcem w stronę Venthama.

      – Nie ze mną takie numery, mój panie. To nie konsultacja, tylko zasadzka.

      – Wygarnij mu, Ron! – włącza się Joyce.

      A Ron o niczym innym nie marzy.

      – Dzięki, Joyce. Nazwał pan nowy budynek „Woodlands”, a wycinacie wszystkie drzewa. Śmiechu warte. I pokazuje nam pan tutaj ładne komputerowo obrobione obrazki – słońce, puszyste obłoczki, kaczuszki pływające po jeziorkach. Na komputerze wszystko da się udowodnić. Chcemy zobaczyć porządną makietę. Z drzewami i ludzikami.

      W sali rozlegają się oklaski. Wiele osób pragnie zobaczyć taką makietę, ale, według Iana Venthama, już się ich nie robi. Ron mówi dalej.

      – W dodatku umyślnie wybrał pan kobietę architekta, żebym nie mógł na nią krzyczeć!

      – Przecież krzyczysz – stwierdza Elizabeth, która dwa miejsca dalej czyta gazetę.

      – Nie mów mi, kiedy krzyczę, Elizabeth! – krzyczy Ron. – Ten dziad jeszcze usłyszy moje krzyki. Patrzcie go! Wystroił się jak Tony Blair. Czemu nie zbombardujesz Iraku, Ventham, skoro już się wziąłeś do roboty?

      Dobry tekst, myśli Ron, podczas gdy Ibrahim na wszelki wypadek sumiennie zapisuje każde słowo.

      W czasach kiedy trafiał na łamy gazet, nazywano go często „Czerwonym Ronem”, chociaż wtedy niemal każdy był trochę „czerwony”. Zdjęcia Rona w prasie zwykle opatrywał podpis typu: „Rozmowy między dwiema stronami zostały późnym wieczorem przerwane”. Ron to weteran pikiet, aresztów policyjnych, czarnych list oraz wszelkiej maści strajków: włoskich, okupacyjnych, protestacyjnych i dzikich. Był wszędzie – grzał ręce nad koksownikami ze starą wiarą w British Leyland. Oglądał na własne oczy upadek strajku dokerów. Pikietował w Wapping, gdzie był świadkiem zwycięstwa Ruperta Murdocha i porażki drukarzy. Szedł na czele górników z Kent autostradą A1 i aresztowano go w Orgreave, gdy zmiażdżono ostatni opór pracowników przemysłu węglowego. Prawdę mówiąc, człowiek mniej niezmordowany niż Ron mógłby uznać się za pechowca. Ale taki już los tego, kto stoi po stronie słabszych, a Ron po prostu uwielbiał to robić. Nawet jeżeli czasem działo się inaczej, tak długo wykręcał kota ogonem, aż przekonał wszystkich, że jest odwrotnie. Nigdy jednak nie zdradził swoich ideałów. Bez rozgłosu pomagał każdemu, kto potrzebował wsparcia, paru funtów na święta, garnituru lub adwokata na rozprawę w sądzie. Każdy, kto z jakiegokolwiek powodu zasługiwał na obronę, czuł się bezpieczny w wytatuowanych ramionach Rona.

      Tatuaże zblakły, ręce drżą, ale ogień wciąż płonie.

      – Wiesz, Ventham, gdzie możesz sobie wsadzić swoją umowę?

      – Nie krępuj się, oświeć mnie – odpowiada Ian.

      Ron zaczyna mówić o Davidzie Cameronie i referendum w sprawie wyjścia z Unii Europejskiej, ale traci wątek. Czuje na łokciu dłoń Ibrahima, kiwa głową jak człowiek, którego misja jest skończona, i siada, a panewki w kolanach trzeszczą mu, jakby ktoś strzelał z karabinu.

      Jest szczęśliwy. Spostrzega, że drżenie rąk na chwilę ustało. Wrócił do walki. Czy coś może się z tym równać?

      7

      Kiedy ksiądz Matthew Mackie wślizguje się do salonu, wielki facet w koszulce z logo West Ham krzyczy właśnie coś o Tonym Blairze. Nadzieje księdza się spełniły – na zebranie przyszło mnóstwo ludzi. Znakomicie, na pewno zgłoszą wiele zastrzeżeń w związku z budową Woodlands. W pociągu z Bexhill nie było wagonu restauracyjnego, więc ksiądz z aprobatą spogląda na herbatniki.

      Gdy nikt nie patrzy, bierze pełną garść i sadowi się na niebieskim plastikowym krześle w ostatnim rzędzie. Facet w obcisłej koszulce piłkarskiej stracił rozpęd i siada, ale w górę podnosi się wiele rąk. Ksiądz Mackie ma nadzieję, że jego przyjazd okaże się niepotrzebny, jednak lepiej dmuchać na zimne. Denerwuje się. Poprawia koloratkę, przeczesuje palcami śnieżnobiałe włosy i sięga do kieszeni po herbatnik. Jeżeli nikt nie zapyta o cmentarz, może sam powinien to zrobić. Odwagi. Pamiętaj, że musisz wykonać zadanie.

      Dziwnie się czuje w tym pokoju. Wstrząsa nim dreszcz. Pewnie z zimna.

      8

      Zebranie konsultacyjne dobiegło końca. Ron i Joyce siedzą tuż przy trawniku do gry w kule. Zimne piwo połyskuje w słońcu. Niestety Dennis Edmonds, emerytowany jednoręki jubiler z Ruskin Court, postanowił zakłócić im spokój.

      Dennis, z którym Ron nigdy wcześniej nie zamienił słowa, chce mu teraz pogratulować różnych niezmiernie istotnych sugestii zgłoszonych podczas zebrania.

      – Dały mi do myślenia, Ron, naprawdę dały mi do myślenia. Jest się nad czym zastanawiać.

      Ron dziękuje Dennisowi za miłe słowa i czeka na kolejne, które zaraz padną. To nieuniknione.

      – To pewnie twój syn? – mówi Dennis, odwracając się w stronę Jasona, który także trzyma w ręku piwo. – Czempion!

      Grzeczny jak zwykle Jason uśmiecha się i kiwa głową, a Dennis wyciąga rękę.

      – Dennis. Jestem przyjacielem pana taty.

      – Jason. – Młody mężczyzna ściska podaną dłoń. – Miło pana poznać.

      Dennis przez chwilę czeka, czy Jason rozpocznie rozmowę, po czym ciągnie z entuzjazmem.

      – Mnie również, jestem pana wielkim fanem. Widziałem wszystkie walki. Mam nadzieję, że niedługo znów pana zobaczymy.

      Jason uprzejmie potakuje i Dennis powoli odchodzi, zapominając choćby udać, że żegna się z Ronem. Ojciec i syn, przyzwyczajeni do podobnych sytuacji, wracają do rozmowy z Joyce.

      – Program nazywa się Sławne drzewa genealogiczne – tłumaczy Jason. – Zbadali historię naszej rodziny i teraz chcą mnie zabrać w różne miejsca i opowiedzieć trochę, no wiecie, rodzinnych historii. O prababci, co była prostytutką, i tak dalej.

      – Nie znam tego programu – mówi Ron. – Gdzie on leci? Na BBC?

      – Na ITV. Bardzo dobry program – wyjaśnia Joyce. – Oglądałam niedawno – a ty, Jasonie? – ten odcinek z aktorem. Tym, co grał lekarza w Szpitalu Holby City, ale występował też w Poirocie.

      – Nie widziałem. – Jason kręci głową.

      – Bardzo ciekawa historia. Okazało się, że jego dziadek zamordował swojego kochanka. Gejowskiego kochanka. Aktor był w szoku. Musisz tam wystąpić, Jasonie! – Joyce klaszcze w ręce. – Pomyśl tylko! Może Ron miał dziadka geja! Chciałabym to zobaczyć.

      Jason kiwa głową.

      – Z tobą, tato, też chcą porozmawiać. Przed kamerą. Pytali, czy się zgodzisz, a ja powiedziałem, że życzę szczęścia, bo wątpię, czy dadzą radę zmusić cię, żebyś się wreszcie zamknął.

      Ron się śmieje.

      – Chcesz wziąć też udział w programie Gwiazdy tańczą na