Lynn H. Blackburn

Pod powierzchnią


Скачать книгу

i dokładnie zbadała ciało. Dobra wiadomość była taka, że Ryan lubił tę specjalistkę. Była błyskotliwą kobietą, która świetnie współpracowała z biurem szeryfa. Zła wiadomość to fakt, iż co najmniej do poniedziałku rano nie będzie możliwa żadna identyfikacja.

      Adam i Lane wypłynęli na powierzchnię i cała grupa zebrała się na końcu pomostu Leigh.

      – Co musimy zrobić, żeby ten śmigłowiec sobie poleciał? – rzucił Gabe.

      Ryan poklepał go po ramieniu.

      – Po prostu patrz w dół.

      Gabe nie znosił, gdy ktoś robił mu zdjęcia. Tak się działo z ludźmi, którzy kiedykolwiek pracowali pod przykrywką.

      – Dobrze. – Spojrzał na pomost. – Mogę zejść na dół, ale nie jestem pewny, czy znajdziemy resztę tego faceta. Po co odcinać mu kończyny, żeby wyrzucić je w pobliżu? – powiedział mężczyzna. – Morderca pozbył się ich gdzie indziej.

      – Albo sobie zostawił – stwierdził Adam.

      Grupa wydała z siebie zbiorowe jęknięcie.

      – Co? – Detektyw śledczy zajmujący się przestępstwami gospodarczymi, Adam Campbell, nie miał zamiaru się poddawać. – Może nie chcecie tego powiedzieć na głos, ale ja wiem. – Uniósł rękę w kierunku Anissy, która zamierzała mu przerwać. – Wiem, że nie mamy jeszcze żadnych dowodów. Ale jeśli ktoś zadaje sobie trud i odcina wszystko, a potem wyrzuca zwłoki z takimi obciążnikami w jedno z najgłębszych miejsc na jeziorze, to wymaga planowania. Nie możemy wykluczyć możliwości, że morderca jest zbieraczem.

      Nikt się z tym nie sprzeczał. Ponieważ nikt nie był w stanie. Nie trzeba było śledczego z FBI, aby wiedzieć, że ktokolwiek to zrobił, był poważnie zaburzony. Ale kolekcjoner? Czy mogli mieć seryjnego zabójcę na wolności w Karolinie Północnej?

      – To mógł być gang – odezwał się Gabe. – Myślę przynajmniej o trzech, które mogłyby stać za czymś takim. Chociaż nie sądzę, że pojawiły się w Carrington.

      Okrutny gang albo seryjny morderca? Oznaczało to, że w mieście działo się coś złego. Ryan powstrzymał napływ myśli. To były jedynie hipotezy. Wymagały dowodów.

      – Zacznijmy od faktów i idźmy tam, dokąd nas poprowadzą. – Mówiąc, patrzył po kolei na wszystkie osoby w grupie. – Sprawdzimy wszystkie możliwości. Teraz skończmy obszary, które wcześniej wyznaczyliśmy. Nie chcę, żeby się potem okazało, że była tam jakaś poszlaka, którą przegapiliśmy.

      Narada się zakończyła, a Ryan i Gabe przygotowywali się do zejścia na dół.

      – Co u Leigh? – spytał Gabe.

      – Dobrze. – Sprawdził manometry na butlach.

      – Tak myślałem – mruknął pod nosem mężczyzna.

      – Zaczekaj. Skąd znasz Leigh?

      – Gdzieś tam ją widziałem.

      – Ale gdzie?

      – Na pogotowiu, w kościele. Jest piękna. Szczególnie jeśli lubisz dziewczyny z długimi, czarnymi włosami, które poruszają się z pewnością siebie i wdziękiem, tak jak ona. Parę razy mnie opatrywała. Ma delikatne dłonie.

      Ryan nie odpowiedział.

      – Twoje milczenie sugeruje, że nie tylko się ze mną zgadzasz, ale i nie chcesz, żebym w ogóle o tym mówił.

      – To młodsza siostra mojego najlepszego kolegi.

      – To siostra Kirka. Jest już dorosła i jestem pewien, że sama potrafi podejmować decyzje. Mogę się założyć, że on chciałby mieć takiego szwagra jak ty. – Gabe zaśmiał się z własnego żartu, zakładając maskę na twarz.

      Ryan próbował się skupić na swojej rutynie przed wejściem do wody. Nurkowanie było świetne, ale była to równocześnie poważna sprawa. Nie mógł się rozpraszać myślami o brązowych oczach i kształtnych ustach Leigh… Nie, nie, nie. Nie zmierzał w tamtym kierunku. Nie z młodszą siostrą Kirka. Z nikim. Stawiał czoła różnym niebezpieczeństwom – nurkowaniu, rozwiązywaniu zagadek kryminalnych, opiece nad siostrzeńcem i siostrzenicą – wszystkie groźne i warte podejmowania ryzyka, ale żadnych związków. Nie. Absolutnie. To było coś, od czego chciał się trzymać jak najdalej.

      Wziął powolny oddech i zanurzył się w jeziorze. Nie spodziewał się, że cokolwiek znajdzie, ale powaga sytuacji wymagała, by się postarać. Gdzieś tam ktoś zastanawiał się, co dzieje się z tym człowiekiem. Mogli przynajmniej poszukać reszty jego szczątków.

* * *

      Leigh jedną ręką podtrzymywała tacę z kanapkami, a drugą sięgnęła po dwie paczki chipsów z kuchennego blatu. Żałosny poczęstunek, ale było to wszystko, co miała. Nie spodziewała się przecież dzisiaj goszczenia grupy policjantów. Miała jedynie nadzieję, że nastroje po skromnym posiłku poprawi dobry deser.

      Normalnie nie miałaby nawet tyle jedzenia, gdyby nie planowała przygotowania czegoś dla swoich współpracowników. Większość z nich przynosiła z domu kanapki na dwunastogodzinne zmiany na oddziale ratunkowym, a było miło mieć w pokoju socjalnym coś, co można było przekąsić, kiedy biegało się z jednej sali do kolejnej.

      Szła powoli przez trawnik w kierunku pomostu. Mogłaby przejść tą ścieżką z zamkniętymi oczami, ale znając jej szczęście, dziś pewnie by się przewróciła. W pobliżu Ryana Parkera zachowywała się zawsze niezdarnie i jeśli dzisiejszy poranek miał coś pokazać, to jedynie to potwierdził.

      Dlaczego faceci stawali się z wiekiem jeszcze przystojniejsi? To nie było fair. Ryan był uroczy jako chłopiec. Ale jako mężczyzna był… Odczuła ściśnięcie w żołądku. Nie chodziło jedynie o jego twarz czy budowę ciała, chociaż i tutaj nie można mu było niczego zarzucić. W przypadku Ryana zawsze podobała się jej jego osobowość. Ekspresyjność. Jego śmiech. Ile nocy przesiedziała w ciemności, słuchając, jak on i Kirk żartują w pokoju obok? Wiedziała o Ryanie więcej, niż mogło mu się wydawać.

      Skupiła myśli na chwili obecnej. Warto było wracać do wspomnień, ale żyła przecież w realnym świecie. A w tym realnym świecie faceci tacy jak Ryan Parker nie doczekiwali do trzydziestki, nie żeniąc się, chyba że mieli problemy z poważnymi zobowiązaniami. Nie było to jednak ważne. Ona nie szukała teraz związku.

      Głęboki głos przerwał jej zadumę:

      – Pozwól, że ci pomogę.

      W ułamku sekundy, kiedy uświadomiła sobie, że to przyjazny głos, inna część jej mózgu z trudem pohamowała krzyk, który stał się jej odruchową reakcją na zaskoczenie. Z jej ust wydobyło się stłumione piśnięcie.

      Odczuła gorąco na twarzy i karku. Nigdy wcześniej nie była krzykaczem. I nie piszczała… jakkolwiek to nazwać. Terapeuta powiedział, że to minie z czasem. Kłamca.

      Ryan wziął od niej tacę z kanapkami.

      – Wszystko w porządku? – spytał cicho.

      Leigh zrobiła kilka uspokajających wdechów, po czym skinęła głową.

      – Tak.

      Mężczyzna odezwał się głośniej.

      – Co my tu mamy?

      Nie wiedziała, dlaczego nie zadawał tylu pytań co wcześniej, ale cieszyła się, że nie konfrontował się z nią przed swoimi współpracownikami.

      – Niewiele. Trochę kanapek. Ser pimento i sałatka z kurczaka.

      – Nie musiałaś tego robić.

      – Byliście tu cały dzień, a nie widziałam, żeby ktokolwiek z was się stąd ruszał.

      – Mamy jakieś przekąski.

      – A