czynnikiem w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.
Przynajmniej udało jej się wczoraj znaleźć świetne miejsce do parkowania. Nie musiała podjeżdżać darmowym autobusem na drugi koniec rozległego terenu szpitala. Wsiadła do auta i ruszyła spod budynku o całe dziesięć minut wcześniej niż zwykle.
Prognoza przewidywała słoneczny wiosenny dzień, ale poranna mgła jeszcze nie zdążyła do końca opaść. Kobieta włączyła ogrzewanie szyby i siedzeń, kiedy czekała, aż zniknie czerwone światło i będzie mogła skręcić w lewo, na autostradę.
Nie zawsze kładła się spać po nocnej zmianie, ale dzisiaj zamierzała to zrobić. Ryan zapewnił ją, że ekipa nurków będzie kontynuować poszukiwania na dnie jeziora. Pomyślała o człowieku, który zginął, i nie mogła znieść myśli, że jego rodzina może się zastanawiać, gdzie on jest i co się z nim dzieje. Cieszyła ją perspektywa zaśnięcia głębokim snem. Może byłby to najlepszy sen od roku. Chociaż jeśli nadal rozmyślałaby o Ryanie Parkerze, nie będzie to takie pewne.
Nie mogła uwierzyć w to, jak uspokajała ją jego obecność. Jak jego śmiech sprawiał, że jej samej było łatwiej się śmiać. Mężczyzna zmienił się od czasów szkoły średniej, ale to, co lubiła w nim najbardziej, pozostało. Nadal śmiał się długo i głośno. Nadal poważnie traktował swoje obowiązki. I ciągle był lojalny wobec swojej rodziny. Jego nieskrywana wrogość wobec szwagra w ogóle jej nie zaskoczyła. Nie miała wątpliwości, że wkładał wiele wysiłku w to, by nie złożyć wizyty doktorowi Fowlerowi i nie zostawić go w znacznie gorszym stanie, niż go zastał.
Fowler dyżurował zeszłej nocy. On i doktor Evans zatrzymali się na chwilę przy automacie do kawy w pokoju socjalnym oddziału ratunkowego. Wszyscy wiedzieli, że jest tam najlepsza kawa w całym szpitalu. Gdy Leigh ich zobaczyła, odwróciła się i poszła w innym kierunku. Może było to z jej strony dziecinne, ale nie akceptowała człowieka, który porzucił swoje dzieci. Kiedy wymagała tego sytuacja, zachowywała się wobec niego profesjonalnie, ale nie zamierzała prowadzić z nim pogawędek na korytarzu.
Skręciła na najbliższym zjeździe. Mogłaby jechać tą drogą przez sen. Pewnie parę razy jej się to zdarzyło. Powroty do domu były najgorsze w pracy na nocnej zmianie. Wjechała pod górę i zachwyciła się scenerią poniżej. Uwielbiała to miejsce. Jeszcze kilka kilometrów pastwisk i kurzych ferm i będzie w domu. Szybki prysznic, wygodne ubranie. Potem spokojny sen.
Ziewnęła i mocno zamrugała oczami, kiedy zbliżyła się do znaku stop u stóp wzgórza. Nacisnęła hamulec. Ponownie go nacisnęła. Mocno na niego nastąpiła. Nic.
Zmęczenie zniknęło, zastąpione przerażeniem. Co trzeba robić, kiedy nie działają hamulce? Hamulec ręczny? To wydawało się sensowne. Pociągnęła za hamulec ręczny. Spowolniło ją to nieco, ale nie wystarczająco. Znak stop był coraz bliżej. Po swojej prawej stronie zobaczyła ciężarówkę. Pojazd miał pierwszeństwo. Czy się zatrzyma?
Ciężarówka wjechała na skrzyżowanie. Leigh gwałtownie skręciła w lewo i przejechała pierwsza. Kierowca zatrąbił, a ona spróbowała wjechać z powrotem na swój pas. Nie usłyszała żadnych dźwięków miażdżonego metalu. Tamten facet był pewnie wściekły, ale przynajmniej w jednym kawałku.
Droga stała się nieco bardziej płaska, jednak nie na tyle, by samochód sam się zatrzymał. Jezdnia ciągnęła się, opadając w dół pod niewielkim kątem przez niecały kilometr, po czym znacząco obniżała się w kierunku doliny. Jeśli nikt nie wyjechałby przed nią, zanim dotrze do stóp wzniesienia, i jeśli udałoby jej się utrzymać auto na drodze – powinno być w porządku. Nie było szans, aby samochód dał radę wjechać pod górę. Jeżeli uda jej się zwolnić, zjedzie z drogi i wezwie pomoc.
Ponownie wcisnęła hamulec. Nadal nic. Jak to było w ogóle możliwe? Rozejrzała się dokoła, czując w uszach gwałtowny puls. Myśl, Leigh, myśl.
Po obu stronach drogi ciągnęły się ogrodzenia, a pas po jej prawej był porośnięty lasem iglastym, wzdłuż którego biegł głęboki rów. Jeśli skręciłaby w drugą stronę i zjechała w dół po lewej, pokonałaby tamten rów, sforsowałaby ogrodzenie i zatrzymałaby się gdzieś w polu. Słupy ogrodzeniowe były delikatniejsze niż drzewa i powinna przeżyć takie zderzenie. Miała nadzieję.
Mocniej ścisnęła kierownicę, kiedy zwiększał się spadek, a równocześnie – jej prędkość. Nadal naciskała hamulec. Czy pomogłoby, gdyby to robiła pompującym ruchem? W tym momencie nie mogło to raczej zaszkodzić. Jednak nic nie spowolniało jej zjazdu w kierunku zamglonej doliny.
Nagle zza mgły ukazał się przed nią sporych rozmiarów traktor. Niedzielny poranek był zwykle dobrą porą, by jeździć po drodze gigantycznym pojazdem rolniczym, jednak nie dzisiaj. Może mogłaby wyprzedzić…
Na przeciwnym pasie mignęły światła. Stopniowo zbliżała się do traktora, a równocześnie samochód naprzeciwko był coraz bliżej. Nie było szans zmieścić się między nimi. Teraz nie miała wyboru. Szybkim ruchem skręciła w lewo i zacisnęła dłonie na kierownicy, kiedy samochód przejechał przez oś jezdni, przeciął przeciwny pas i potoczył się przez płytki rów. Jego brzeg był jednak bardziej stromy, niż podejrzewała. Przód pojazdu zarył się w ziemię na tyle mocno, że uruchomiła się poduszka powietrzna. Leigh uderzyła głową o oparcie fotela, a tył samochodu uniósł się do góry, po czym skierował w bok.
Kobieta straciła orientację. Kiedy upewniła się w końcu, że już się nie rusza, jej lewa ręka była przygnieciona do drzwi od strony kierowcy. Próbowała się przekręcić, ale odczuła silny ból, tak że z trudem łapała oddech. Deska rozdzielcza znajdowała się znacznie bliżej, niż powinna, a kierownica mocno naciskała na brzuch. Lewa noga była ściśnięta w niewielkiej przestrzeni między kierownicą, drzwiami i deską.
Leigh powoli nabrała powietrza. Potem kolejny raz. Zaczęła oceniać swój stan. Mogła bez większych trudności ruszyć głową, szyją i prawą ręką. Nic więcej niż to, czego się spodziewała po wypadku. Była w stanie poruszać tułowiem i prawą nogą. Wszystko ją bolało, ale kiedy skupiała się na kolejnych częściach swojego ciała, uświadomiła sobie przerażający niedowład lewej stopy.
Spróbowała przejechać ręką po nodze, na tyle, na ile mogła dosięgnąć. O! Nie była w stanie zobaczyć bolesnego wybrzuszenia po wewnętrznej stronie uda, ale nie musiała. Widziała takie rzeczy, kiedy miała zajęcia z budowy układu krwionośnego. Ból i lokalizacja potwierdzały, że to było prawdopodobnie to.
Czy uderzenie mogło spowodować uszkodzenie tętnicy udowej? A może kość uległa złamaniu i jej odłamek przebił tętnicę? Ale jeśli tak by się stało, ból byłby większy. W każdym razie miała kłopoty. Jeżeli krew nie będzie dochodzić dalej, może stracić nogę. Lub się wykrwawić, jeśli ratownicy medyczni nie dadzą rady jej stąd wydostać.
4
Zachowaj spokój. Leigh próbowała wymyślić racjonalne wyjaśnienie swoich symptomów, jednak wszystko, co przyszło jej do głowy, prowadziło do tego samego wniosku. Próbowała się zmusić do powolnego wdechu przez nos i wypuszczenia powietrza ustami. Nie pomagało. To niedobrze. Bardzo niedobrze. Nie chciała umrzeć. Nie dzisiaj.
Tętno gnało jak szalone. Czy już się wykrwawia? Dobry Boże… co zazwyczaj mówiła panikującym pacjentom? „Weź głęboki oddech”. Już tego próbowała. Bezskutecznie. Co jeszcze? „Zamknij oczy. Skup się na moim głosie”. To również by się nie sprawdziło… Czy miała jeszcze jakieś sposoby? Śpiewała dzieciom. Też nie pomoże. Nastolatkom opowiadała zabawne historyjki o swoich współpracownikach. Zapewniała matki, że z ich dziećmi wszystko dobrze, a ojców, że przeżyją, aby mogli zabierać swoje pociechy na ryby. Żaden z tych pomysłów nie mógł jej w tej chwili pomóc. Leigh była sama. I całkiem możliwe, że umierała.
Jej matka doświadczała takiego pokoju, kiedy odchodziła. Przyjmowała