Moje podeszwy ślizgają się na żwirze, kiedy ruszam z miejsca i upadam obok Julii.
– Pokaż buzię, mała. – Podnoszę jej twarz na wysokość mojej, strach wykręca mi żołądek na widok krwi cieknącej z jednej strony jej czoła.
Kayla zdejmuje z szyi szalik i podaje mi go. Staram się zatamować krew, przykładając materiał do rany, która jest całkiem spora.
– Nic mi nie jest – zapewnia nas Julia słabym głosem, jej wzrok jest rozmyty.
– Masz go aresztować, McKay. Wnoszę oskarżenie! – krzyczy Wyatt, wstając i plując krwią.
– Nie, nie rób tego! – zawodzi Julia, wzdrygając się z bólu na donośny dźwięk własnego głosu.
– Cii, wszystko będzie dobrze. – Podnoszę ją i ruszam w stronę samochodu. – Jedziemy, Coop, trzeba ją zabrać do lekarza. – Zwalniam kroku i rzucam wściekłe spojrzenie w stronę Wyatta. – Przysięgam, że za to zapłacisz!
– To był wypadek. Julia, przecież wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził, prawda? Kocham cię.
Co on właśnie, kurwa, powiedział?
Wyatt rusza w naszą stronę ze wzrokiem wbitym w Julię.
Ten koleś jest bardziej bezczelny, niż myślałem.
Cooper zatrzymuje go, zanim zdąży się bardziej zbliżyć.
– Jedź do domu, Jennings. Później złożę ci wizytę – mówi stanowczo i popędza płaczącą Kaylę, żeby weszła przed nim do ciężarówki.
Wdrapuję się na tylne siedzenie i układam Julię między nogami, przytulając jej głowę do piersi tak, żeby szalik był porządnie dociśnięty do rany.
– Tak bardzo przepraszam, mogłam cię posłuchać – szepcze z żalem w przymglonym spojrzeniu.
Nie wiem, co odpowiedzieć, więc pochylam się i ostrożnie całuję ją w czoło. Zaczynam panikować, gdy jej oczy się zamykają.
– Hej, Jula, nie zasypiaj. Musisz być przytomna, okej? No dalej, spójrz na mnie.
– Jestem taka zmęczona – mamrocze z trudem.
– Wiem, maleńka, ale jeszcze nie zasypiaj, poczekaj, aż zobaczysz się z lekarzem.
Widzę, że stara się nie odpłynąć, ale nie wiem, jak długo wytrzyma.
– Szybciej, Coop. Dlaczego to trwa tak kurewsko długo?
– Jedziemy dopiero jakieś dwie minuty. Jesteśmy prawie na miejscu.
Po krótkiej chwili parkujemy przed wejściem na oddział ratunkowy. Kayla otwiera z impetem szklane drzwi, a ja nie marnuję czasu. Kiedy tylko przechodzę przez próg, zatrzymuje mnie pielęgniarka, podjeżdżając z łóżkiem.
– Co się stało?
– Upadła i uderzyła się w głowę – wyjaśnia Kayla, gdy kładę Julię na materacu, niechętnie wypuszczając ją z objęć. Szybkim krokiem podążam za pielęgniarką pchającą łóżko wzdłuż holu.
– Jest na coś uczulona? Na jakieś leki?
Może… Nie pamiętam, żeby była… Tak mi się przynajmniej wydaje. Cholera jasna! Powinienem to wiedzieć.
– Nie – odpowiada znowu Kayla.
– Słyszy mnie pani? Jak ma pani na imię?
Mówi głośno, przez co Julia jęczy z bólu.
– Jezu, kobieto, musisz się tak drzeć? Przecież boli ją głowa.
– Spokojnie, Jaxson, ona wykonuje tylko swoją pracę – wtrąca się Cooper.
– To niech to robi ciszej.
Po chwili docieramy do pokoju, a pielęgniarka próbuje mnie zatrzymać.
– Proszę pana, nie może pan wejść, proszę zaczekać tutaj.
– Nie ma szans. Idę tam, gdzie ona.
– Przykro mi, ale…
– Proszę pozwolić mu wejść ze mną – prosi cicho Julia, chwytając moją dłoń.
Mrużę oczy, patrząc na pielęgniarkę. Niech tylko spróbuje powiedzieć „nie”.
– No dobrze, niech będzie. Ale proszę się zachowywać, w przeciwnym razie pana wyproszę – ostrzega, mierząc we mnie palcem. – Szeryfie, proszę wejść z nami, w razie gdyby trzeba było tego pana wyprowadzić.
– Poczekam na was tutaj – szepcze Kayla, na jej policzkach widnieją ślady po łzach. – Tylko powiedzcie mi od razu, jak już będzie po wszystkim.
Coop przyciąga ją do pocałunku.
– Nic jej nie będzie, kochanie. Może przyniesiesz nam kawy? Możliwe, że gdy wrócisz, będziemy już mieli jakieś informacje.
Nie słyszę, o czym jeszcze rozmawiają, ponieważ idę tuż za pielęgniarką, a Julia nadal trzyma mnie za rękę. Kiedy światła zostają przyciemnione i cała sala okrywa się przyjemnym półmrokiem, otwiera trochę szerzej oczy.
– Tak lepiej? – pyta cicho pielęgniarka.
Cóż, przynajmniej przestała tak kurewsko krzyczeć. Na razie.
– Tak, trochę lepiej. Dziękuję.
– W skali od jeden do dziesięciu: jak bardzo panią boli?
– Chyba osiem.
– Boli panią coś poza głową?
– Żebra – odpowiada, wskazując na lewą stronę brzucha.
Cholera, nawet nie pomyślałem, żeby sprawdzić, czy gdzieś indziej nie została zraniona.
Pielęgniarka kładzie prześcieradło na dolną część ciała Julii i podnosi jej sukienkę, ukazując jej piękny gładki brzuch. Łapię gwałtowny oddech na widok jej żeber. Kwitnie na nich niebieski siniak, a skóra od biodra aż do stanika jest zdarta od żwiru.
– Moja droga, gdzieś ty tak upadła?
– Na podjeździe. W zasadzie to się poślizgnęłam… – wyjaśnia, patrząc na mnie z niepokojem.
Siedzę na krześle zaraz obok i przyciągam jej dłoń do ust, starając się panować nad ogarniającą mnie wściekłością.
– Doktor zaraz tutaj przyjdzie. Tymczasem przyniosę pani tabletki przeciwbólowe.
Gdy pielęgniarka wychodzi, Julia zwraca się do mnie:
– Skąd wiedziałeś, żeby przyjechać?
– Kayla powiedziała, że chcesz dać mu kosza. Wiedziałem, że to się źle skończy.
– Tak strasznie namieszałam. Przepraszam cię – mówi, dotykając rozcięcia na moich ustach, które zostało mi po potyczce z Cooperem.
Kręcę głową.
– To nie twoja wina.
Przerywa nam pukanie do drzwi i po chwili do sali wchodzi bardzo młodo wyglądający lekarz.
– Cześć, Julia – Uśmiecha się tak, jakby dobrze ją znał.
– Cześć, doktorze Carson.
– Miałaś mi mówić Blake, pamiętasz? – przypomina, puszczając do niej oko.
Kim w ogóle jest ten palant, do kurwy nędzy?
Spogląda na biodro Julii, gdzie skóra nie jest zasłonięta prześcieradłem, więc ciągnę gwałtownie za materiał, zasłaniając część brzucha, i rzucam mu ostrzegawcze spojrzenie.
Koleś traci trochę pewności siebie.
– A