K.C. Lynn

Fighting Temptation


Скачать книгу

Moje podeszwy ślizgają się na żwirze, kiedy ruszam z miejsca i upadam obok Julii.

      – Pokaż buzię, mała. – Podnoszę jej twarz na wysokość mojej, strach wykręca mi żołądek na widok krwi cieknącej z jednej strony jej czoła.

      Kayla zdejmuje z szyi szalik i podaje mi go. Staram się zatamować krew, przykładając materiał do rany, która jest całkiem spora.

      – Nic mi nie jest – zapewnia nas Julia słabym głosem, jej wzrok jest rozmyty.

      – Masz go aresztować, McKay. Wnoszę oskarżenie! – krzyczy Wyatt, wstając i plując krwią.

      – Nie, nie rób tego! – zawodzi Julia, wzdrygając się z bólu na donośny dźwięk własnego głosu.

      – Cii, wszystko będzie dobrze. – Podnoszę ją i ruszam w stronę samochodu. – Jedziemy, Coop, trzeba ją zabrać do lekarza. – Zwalniam kroku i rzucam wściekłe spojrzenie w stronę Wyatta. – Przysięgam, że za to zapłacisz!

      – To był wypadek. Julia, przecież wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził, prawda? Kocham cię.

      Co on właśnie, kurwa, powiedział?

      Wyatt rusza w naszą stronę ze wzrokiem wbitym w Julię.

      Ten koleś jest bardziej bezczelny, niż myślałem.

      Cooper zatrzymuje go, zanim zdąży się bardziej zbliżyć.

      – Jedź do domu, Jennings. Później złożę ci wizytę – mówi stanowczo i popędza płaczącą Kaylę, żeby weszła przed nim do ciężarówki.

      Wdrapuję się na tylne siedzenie i układam Julię między nogami, przytulając jej głowę do piersi tak, żeby szalik był porządnie dociśnięty do rany.

      – Tak bardzo przepraszam, mogłam cię posłuchać – szepcze z żalem w przymglonym spojrzeniu.

      Nie wiem, co odpowiedzieć, więc pochylam się i ostrożnie całuję ją w czoło. Zaczynam panikować, gdy jej oczy się zamykają.

      – Hej, Jula, nie zasypiaj. Musisz być przytomna, okej? No dalej, spójrz na mnie.

      – Jestem taka zmęczona – mamrocze z trudem.

      – Wiem, maleńka, ale jeszcze nie zasypiaj, poczekaj, aż zobaczysz się z lekarzem.

      Widzę, że stara się nie odpłynąć, ale nie wiem, jak długo wytrzyma.

      – Szybciej, Coop. Dlaczego to trwa tak kurewsko długo?

      – Jedziemy dopiero jakieś dwie minuty. Jesteśmy prawie na miejscu.

      Po krótkiej chwili parkujemy przed wejściem na oddział ratunkowy. Kayla otwiera z impetem szklane drzwi, a ja nie marnuję czasu. Kiedy tylko przechodzę przez próg, zatrzymuje mnie pielęgniarka, podjeżdżając z łóżkiem.

      – Co się stało?

      – Upadła i uderzyła się w głowę – wyjaśnia Kayla, gdy kładę Julię na materacu, niechętnie wypuszczając ją z objęć. Szybkim krokiem podążam za pielęgniarką pchającą łóżko wzdłuż holu.

      – Jest na coś uczulona? Na jakieś leki?

      Może… Nie pamiętam, żeby była… Tak mi się przynajmniej wydaje. Cholera jasna! Powinienem to wiedzieć.

      – Nie – odpowiada znowu Kayla.

      – Słyszy mnie pani? Jak ma pani na imię?

      Mówi głośno, przez co Julia jęczy z bólu.

      – Jezu, kobieto, musisz się tak drzeć? Przecież boli ją głowa.

      – Spokojnie, Jaxson, ona wykonuje tylko swoją pracę – wtrąca się Cooper.

      – To niech to robi ciszej.

      Po chwili docieramy do pokoju, a pielęgniarka próbuje mnie zatrzymać.

      – Proszę pana, nie może pan wejść, proszę zaczekać tutaj.

      – Nie ma szans. Idę tam, gdzie ona.

      – Przykro mi, ale…

      – Proszę pozwolić mu wejść ze mną – prosi cicho Julia, chwytając moją dłoń.

      Mrużę oczy, patrząc na pielęgniarkę. Niech tylko spróbuje powiedzieć „nie”.

      – No dobrze, niech będzie. Ale proszę się zachowywać, w przeciwnym razie pana wyproszę – ostrzega, mierząc we mnie palcem. – Szeryfie, proszę wejść z nami, w razie gdyby trzeba było tego pana wyprowadzić.

      – Poczekam na was tutaj – szepcze Kayla, na jej policzkach widnieją ślady po łzach. – Tylko powiedzcie mi od razu, jak już będzie po wszystkim.

      Coop przyciąga ją do pocałunku.

      – Nic jej nie będzie, kochanie. Może przyniesiesz nam kawy? Możliwe, że gdy wrócisz, będziemy już mieli jakieś informacje.

      Nie słyszę, o czym jeszcze rozmawiają, ponieważ idę tuż za pielęgniarką, a Julia nadal trzyma mnie za rękę. Kiedy światła zostają przyciemnione i cała sala okrywa się przyjemnym półmrokiem, otwiera trochę szerzej oczy.

      – Tak lepiej? – pyta cicho pielęgniarka.

      Cóż, przynajmniej przestała tak kurewsko krzyczeć. Na razie.

      – Tak, trochę lepiej. Dziękuję.

      – W skali od jeden do dziesięciu: jak bardzo panią boli?

      – Chyba osiem.

      – Boli panią coś poza głową?

      – Żebra – odpowiada, wskazując na lewą stronę brzucha.

      Cholera, nawet nie pomyślałem, żeby sprawdzić, czy gdzieś indziej nie została zraniona.

      Pielęgniarka kładzie prześcieradło na dolną część ciała Julii i podnosi jej sukienkę, ukazując jej piękny gładki brzuch. Łapię gwałtowny oddech na widok jej żeber. Kwitnie na nich niebieski siniak, a skóra od biodra aż do stanika jest zdarta od żwiru.

      – Moja droga, gdzieś ty tak upadła?

      – Na podjeździe. W zasadzie to się poślizgnęłam… – wyjaśnia, patrząc na mnie z niepokojem.

      Siedzę na krześle zaraz obok i przyciągam jej dłoń do ust, starając się panować nad ogarniającą mnie wściekłością.

      – Doktor zaraz tutaj przyjdzie. Tymczasem przyniosę pani tabletki przeciwbólowe.

      Gdy pielęgniarka wychodzi, Julia zwraca się do mnie:

      – Skąd wiedziałeś, żeby przyjechać?

      – Kayla powiedziała, że chcesz dać mu kosza. Wiedziałem, że to się źle skończy.

      – Tak strasznie namieszałam. Przepraszam cię – mówi, dotykając rozcięcia na moich ustach, które zostało mi po potyczce z Cooperem.

      Kręcę głową.

      – To nie twoja wina.

      Przerywa nam pukanie do drzwi i po chwili do sali wchodzi bardzo młodo wyglądający lekarz.

      – Cześć, Julia – Uśmiecha się tak, jakby dobrze ją znał.

      – Cześć, doktorze Carson.

      – Miałaś mi mówić Blake, pamiętasz? – przypomina, puszczając do niej oko.

      Kim w ogóle jest ten palant, do kurwy nędzy?

      Spogląda na biodro Julii, gdzie skóra nie jest zasłonięta prześcieradłem, więc ciągnę gwałtownie za materiał, zasłaniając część brzucha, i rzucam mu ostrzegawcze spojrzenie.

      Koleś traci trochę pewności siebie.

      – A