ci idzie czytanie między wierszami – stwierdza z zachwytem.
Parskam śmiechem.
– Nikki, przecież wiesz, gdzie pracuję. Codziennie jestem okłamywana! Te dzieciaki… są cwane jak diabli. Wiedzą, co chcesz usłyszeć, i z całych sił usiłują mnie nabrać, żeby żyć sobie beztrosko na ulicy bez szkoły i dozoru. Wierz mi, wolałabym nie umieć czytać między wierszami.
Ale muszę.
Skrzypnięcie kosza zdradza, że Nikki wstała.
– Wiem, skarbie. Ale jesteś w tym dobra. Te dzieciaki mogą teraz nie zdawać sobie z tego sprawy, ale mają szczęście, że na ciebie trafiły. Jestem z ciebie dumna. – Serce mi rośnie. Kocham tę kobietę. – A teraz pospiesz się, żebyśmy mogły nadzorować nasze własne dziecko ulicy.
Zostawia mnie, żebym w spokoju mogła nałożyć odżywkę, a moje myśli wędrują do poprzedniej nocy. Zanim pozwolę sobie tam wrócić, zaczynam nucić piosenkę, byle o tym nie myśleć. Po to, żeby moi przyjaciele nie zauważyli, że coś mnie dręczy.
Moje unikalne wykonanie Pony Ginuwine powinno załatwić sprawę. A kiedy mówię unikalne, mam na myśli to, że nie byłabym w stanie nie fałszować, nawet gdyby zależało od tego moje życie. Ale lubię śpiewać. Więc walić to. Będę fałszowała do woli.
Zakładam szlafrok, owijam włosy ręcznikiem, po czym idę do salonu połączonego z aneksem kuchennym. Zauważam Dave’a, który siedzi przygnębiony na kanapie, gapiąc się w przestrzeń, podczas gdy Nikki stojąca w aneksie prowadzi z nim jednostronną rozmowę. Widać, że nie golił się od przynajmniej dwóch dni. Dodatkowo ma przekrwione oczy, co jest wyraźną oznaką tego, jak bardzo wpłynęło na niego zerwanie. Upija łyk musującego wina, które trzyma w dłoni.
Biedactwo.
Podchodzę do niego bez słowa, wyjmuję mu wino z dłoni, odkładam je na stolik, po czym siadam mu na kolanach. Obejmuję go, a potem kładę głowę w zagłębieniu jego szyi.
Nikt nie rozumie Dave’a tak dobrze jak ja. Wiem, bo sam mi o tym powiedział. Wiem o tym również dlatego, że Dave ze mną rozmawia. Mówi mi rzeczy, o których nie mówi nikomu innemu. Jestem jego konfesjonałem. A on moją terapią.
Nasza przyjaźń jest dziwna, ale działa świetnie.
Kocham go jak brata. Żałuję, że nim nie jest. Tego, którym obdarował mnie Bóg, zostawiłam za sobą dawno temu. A był dobrym bratem. Takim, z którego siostry są dumne.
Pamiętam, jak w dzieciństwie zawsze dawał mi pierwszeństwo. Oddawał większą część przełamanej tabliczki czekolady. Opowiadał najlepsze i najstraszniejsze historie. Znajdował dla mnie czas. Tęsknię za nim.
Wiem, że Dave potrzebuje uwagi. Podobnie jak ja. Pragniemy uczuć niczym narkoman działki. Ale nigdy nie mówimy o tym na głos. Nasze twarde pancerze chronią nasze miękkie wnętrza.
Dave pociąga nosem. Czuję wilgoć na szyi. Pozwalam mu w ciszy wylewać swój żal. Po kilku minutach, gdy łzy mu się kończą, szepczę mu do ucha:
– Masz ochotę na kakao à la Lexi?
Kiwa głową, co czuję przy mojej szyi. Wyczuwam też jego uśmiech. Jest smutny, ale nie załamany. Damy radę.
Kakao Lexi to inaczej kakao z prądem. Moja specjalność. I wiem, że Dave je lubi.
Dużo czekolady. Dużo cynamonu. Dużo alkoholu.
Wstaję, idę do Nikki, a następnie wyciągam rondel, by podgrzać mleko. Dzwoni minutnik, a przyjaciółka z uśmiechem otwiera drzwiczki piekarnika. Zapach uderza we mnie niczym obuch. Odwracam się do niej, by wyszeptać z szeroko otwartymi oczami:
– Ciastka z podwójną czekoladą i masłem orzechowym?
Śmieje się przez nos, kładąc blachę na blacie.
– No raczej! Przy takiej okazji nie mogło być inaczej. Nie sądzisz?
To oczywiste.
Nie ma takiej okazji, przy której ciastka z podwójną czekoladą i masłem orzechowym byłyby niewłaściwe.
Chrzest, bar micwa, ślub, Ramadan, nadejście czterech jeźdźców apokalipsy, spotkanie AA, zmartwychwstanie Chrystusa, szczyt G8, spotkanie rodzinne… te ciasteczka nadałyby się na każdą z tych okazji. A ja mam interes w tym, by wymyślać te odpowiednie okoliczności, bo z Nikki jest twardy zawodnik. A mówiąc to, mam na myśli, że jest wredna! Potrafi być słodziakiem, ale nie kiedy chodzi o ciastka z podwójną czekoladą i masłem orzechowym.
Nie robi ich za często.
Chrząka, kiedy widzi, jak patrzę na jej wypieki niczym lis na kurę, która oddaliła się od kurnika. Gdy unoszę na nią wzrok, wskazuje na rondel w mojej dłoni.
Racja! Kakao Lexi! Robi się.
Może ten wieczór nie będzie taki trudny, jak myślałam. Tak mi się wydaje, dopóki Nikki nie marszczy brwi i nie podchodzi do mnie, bacznie mi się przyglądając. Wyciąga rękę, by pogładzić mnie po policzku, a potem po wardze.
– Skarbie? – szepcze cicho.
Cholera, cholera, cholera.
Policzki mi płoną, a ona przysuwa się, by lepiej mi się przyjrzeć. Zerka na Dave’a, po czym ciągnie mnie w róg kuchni i syczy:
– Mów.
No to zaczynamy festiwal szeptów.
– To nic takiego. Przysięgam. Nie rób afery. Nie chcę, by Dave się przejął.
– Jeśli chcesz, żebym nic nie mówiła, sugeruję, żebyś zaraz wyjaśniła, o co chodzi, żebym ja się nie przejmowała. Wtedy nie będzie potrzeby martwić naszego uroczego, ale smutnego przyjaciela – dodaje.
Walę ją w ramię, sycząc:
– Cii! Usłyszy cię! – Za nic mając mój dramatyzm, patrzy na mnie wyczekująco, stukając stopą. Poddaję się. – Okej, ale obiecaj, że nie ześwirujesz.
Jednak gdy tylko mówię jej, co się stało, oczywiście świruje. Odsuwa się z szeroko otwartymi oczami.
– Kto ci to zrobił? – szepcze głośno. – George? To był George, tak? Mówiłam, że nie chcę, żebyś mieszkała obok psychola!
George, mój bipolarny sąsiad, w życiu by mnie nie tknął. Facet mnie uwielbia! Jako że jestem opiekunką społeczną, w trakcie naszej pierwszej rozmowy od razu zwróciłam uwagę na jego zachowanie. Z pewnością nie przywykł do reakcji, jaka spotkała go ode mnie.
Przytuliłam go.
Powiedziałam George’owi, że pracowałam z wieloma ludźmi cierpiącymi na choroby psychiczne i że jeśli będzie miał atak paniki, może na mnie liczyć; wystarczy, że do mnie zadzwoni. Co robił wiele razy. A ja zawsze uspokajałam go i pomagałam wrócić do siebie. Nigdy nie zachowywał się wobec mnie agresywnie. Więc te słowa Nikki trochę mnie wkurzają.
Patrzę na nią spode łba.
– Nie mówi tak, Nikki! To nie w porządku, skarbie.
– Co takiego? – pyta poirytowana.
Gapię się na nią przez chwilę.
– Nie ulegaj stereotypom.
Unosi brwi, szepcząc:
– Jasna cholera, uległam, co? – Odsuwa się ze zmarszczonym czołem, wyraźnie zła na siebie. Przez co teraz ja czuję się okropnie.
Z westchnieniem ujmuję jej dłoń.
– Kochanie, później wszystko ci wyjaśnię, obiecuję. Ale teraz mam kakao do zrobienia, ty musisz wyłożyć ciastka, a potem trzeba wymyślić, co zrobić, żeby Dave odzyskał Phila. – Wskazuję na siebie, po czym mówię: – Co innego jest teraz priorytetem. – Przygląda mi się