Aurora Belle

Raw


Скачать книгу

się w moją stronę.

      – Głodna?

      Marszczę brwi skonfundowana. To ja powinnam o to spytać.

      – Yyy, nie. Nic nie przełknę, nawet gdybym chciała.

      Kiwa głową ze zrozumieniem, po czym pyta, przyglądając mi się:

      – Wszystko w porządku?

      Spuszczam głowę i odpowiadam cicho:

      – Tak. A byłoby sto razy gorzej, gdyby nie ty, więc… – Serce mi przyspiesza. Nagle czuję zdenerwowanie oraz niepokój. – D-dziękuję. Z-za to, co zrobiłeś – jąkam.

      Wbija we mnie lodowaty wzrok.

      – Nie ekscytuj się za mocno. – Robi krok w moją stronę. Jego pociemniałe oczy niemal przewiercają mnie na wylot. – Nie wszystkie potwory czają się w ciemnościach. – Powoli przesuwa palcem po mojej szczęce. Nachyla się, jego oddech ogrzewa mnie, gdy mówi tuż przy moich ustach: – Niektóre kryją się w świetle dnia.

      Zamykam oczy. Na ciele czuję gęsią skórkę, a włoski na karku się unoszą. Kiedy gładzi kciukiem mój policzek tak bardzo, bardzo delikatnie, czuję jak twardnieją mi sutki.

      – Poobijałaś się – mruczy.

      Przełykam z trudem ślinę, a potem cofam się.

      Jest jak magnes, który przyciąga mnie do siebie. W tym momencie niesamowicie mnie to przytłacza.

      Gdy otwieram oczy, nadal na mnie patrzy.

      – Jak masz na imię? – pytam zduszonym głosem.

      Unosi kącik ust.

      – To bez znaczenia. Zapomnisz je, od razu, kiedy zniknę.

      Podchodzę bliżej.

      – Nie zapomnę – obiecuję.

      Tym razem to on się cofa.

      Patrzy na mnie jeszcze przez chwilę. Te oczy. Mam wrażenie, że widzą wszystko.

      – Jestem Twitch1 – mówi na wydechu.

      Twitch?

      Twitch? Serio?

      Czując się nieco odważniejsza, wyjaśniam cicho, co miałam na myśli:

      – Chodziło mi o twoje prawdziwe imię.

      Patrzy na mnie z irytacją.

      – To jest moje prawdziwe imię.

      Teraz to ja czuję się poirytowana.

      – Rodzice ci je nadali?

      – Nie. Czy przez to jest mniej prawdziwe? Innego ci nie podam, więc twój wybór.

      Hmm. Ciekawe.

      Rozglądam się po pomieszczeniu, żeby uniknąć jego wzroku, kiedy zadam to pytanie.

      – Dlaczego mnie – prześladujesz – obserwujesz?

      Nie dostaję odpowiedzi, więc unoszę wzrok. Widzę, że nadal mi się przygląda.

      To dziwne. Nie wygląda na typowego prześladowcę. Z pewnością się tak nie zachowuje. Więc o co chodzi?

      Czuję nagły przypływ irytacji. Kładę dłoń na biodrze, a potem pytam:

      – O co ci więc chodzi?

      Na to odpowiada. Uśmiecha się krzywo, świadom, że działa mi na nerwy.

      – To się nazywa obserwowanie ludzi.

      Krzywię się sfrustrowana.

      – Mógłbyś mówić, że obserwujesz ludzi, gdybyś obserwował więcej niż jedną osobę. Gdybyś obserwował różnych ludzi w różnych sytuacjach. Ale ty tego nie robisz. Ty jesteś stalke…

      Nagle znajduje się tuż przy mnie. Jest tak blisko, że czuję jego zapach.

      – Kim jestem? – pyta, zachęcając mnie, bym użyła tego brzydkiego słowa.

      Biorę głęboki oddech i natychmiast tego żałuję. Pachnie naprawdę dobrze. Wodą po goleniu, wiatrem… i wszystkim, czym pachnie mężczyzna.

      – Powiedz po prostu, dlaczego mnie obserwujesz? – szepczę.

      Nie odpowiada, zamiast tego stwierdza złośliwie:

      – Chyba naprawdę kurwa dobrze, że to robiłem, nie uważasz?

      Zapada niezręczna, okropna cisza.

      Jego oczy łagodnieją odrobinę.

      – Drżysz. – Wskazuje na kanapę. – Siadaj.

      Unosi moje dłonie, a ja dostrzegam, że rzeczywiście cała drżę.

      Ten mężczyzna – Twitch – coś ze mną robi.

      Podchodzę do kanapy, siadam na niej, po czym nakrywam się kocem. Dziwi mnie, że idzie za mną i zajmuje miejsce na drugim końcu. Moje zdziwienie zmienia się w niedowierzanie, kiedy wyciąga z kieszeni paczkę m&m’sów i wrzuca sobie kilka do ust.

      Przeżuwa wolno, patrząc, jak gapię się na jego usta. Nachyla się, wyciąga do mnie cukierki i wskazuje na nie podbródkiem.

      Gdy nie wykonuję żadnego ruchu, by się poczęstować, ani nie odrywam wzroku od jego ust, odsuwa się.

      – Jak chcesz.

      Po tym, kiedy adrenalina już opada, mamroczę:

      – Powinnam iść na policję.

      Z błyskiem w oku powoli kręci głową.

      – Nie. Nie musisz. Wszystko jest już załatwione.

      Słucham?

      Marszczę brwi.

      – Co masz na myśli, mówiąc, że jest załatwione?

      Przygląda mi się dłuższą chwilę, po czym stwierdza:

      – Zadzwoniłem do kumpla, który zajął się problemem.

      Zamieram.

      Przełykam z trudem ślinę, a chwilę później szepczę:

      – Czy o-on nie żyje?

      – A miałabyś coś przeciwko? – pyta poirytowany.

      Decyduję się na szczerość.

      – Nie. Kiedy mnie podniosłeś, życzyłam mu śmierci.

      Twitch kiwa głową, oczy mu łagodnieją. Chyba podoba mu się moja odpowiedź.

      – Nie pytaj i przekazuj dalej, Alexa.

      Otwieram szerzej oczy, wzdrygając się.

      – Wiesz, jak mam na imię – stwierdzam.

      Wrzuca do ust kolejne cukierki, a potem patrzy na mnie ze ściągniętymi brwiami.

      Wiem, co sobie myśli. Myślę to samo.

      Dlaczego jestem taka spokojna?

      Wtedy sobie przypominam.

      Wstaję, podchodzę do aneksu kuchennego, otwieram szafkę i wyciągam apteczkę. Przynoszę ją na kanapę, po czym sięgam po dłoń Twitcha, ale on ją odsuwa. Oczy mu ciemnieją.

      – Nie musisz tego robić.

      – Proszę, pozwól sobie pomóc.

      Dostrzegam błysk w jego oczach. Kręci lekko głową, jakby chciał coś przemyśleć. Zamyka oczy, mówiąc z oporem:

      – Okej.

      Cieszę się z tego małego zwycięstwa. Na moment ogarnia mnie euforia.

      W mojej pracy spotykam się z różnymi ludźmi. Wiem, że każdy jest inny, ale nie mam wątpliwości, że Twitch jest socjopatą.

      Otwieram buteleczkę wody utlenionej, uspokajam drżące dłonie,