Karolina Wójciak

Nigdy nie wygrasz


Скачать книгу

na nas bezpośrednio.

      – Jasne! – ucieszyłem się, że jego wizyta wcale nie oznaczała kłopotów i że wyrwę się stąd choć na chwilę. – Nawet nie wiesz, jaką frajdę sprawiasz mi tą delegacją.

      – Ty serio? Nie mów, że ci się w małżeństwie pieprzy. – Spojrzał na mnie przenikliwie. – Nie uwierzę. Ty i Daga to jak idealny związek. Jak przykład z jakiejś pieprzonej książki o tym, jak żyć w parach.

      – Bo tak jest – powiedziałem, choć daleko nam było do ideału. – To kiedy mam jechać?

      – Jak ci wygodnie. Spotkanie jest pojutrze. Jak chcesz odpocząć od dzieciaków, to jedź już dzisiaj – zażartował. – Powiedz starej, że wysyłam cię na dwa dni, że nie masz wyjścia, a wykorzystasz ten czas i odeśpisz. Do baru sobie wyjdziesz. Jest klub ze striptizem niedaleko… jakby co.

      – Daj adres – rzuciłem rozbawiony. – Za wódkę i kobiety płaci firma, tak?

      – Lubię cię, ale nie aż tak. – Odwrócił się na pięcie i zostawił mnie samego.

      Usiadłem przy biurku i od razu podniosłem słuchawkę telefonu stacjonarnego. Wiedziałem, że Dagmara nie będzie miała nic przeciwko delegacji. Nawet jakbym wprost przyznał się do wzięcia jednego dnia więcej na wyjazd po to, by zobaczyć miasto czy odpocząć po podróży, nie miałaby obiekcji. Mimo to skorzystałem z podpowiedzi szefa i przez telefon zakomunikowałem jej, że wyjeżdżam już dziś i na jak długo. Gdybym mówił jej o tym, patrząc na nią, i gdyby choć w najmniejszym stopniu okazała niezadowolenie, odwołałbym wyjazd od razu albo skrócił go do minimum. Zawsze jej szczęście, jej satysfakcja były dla mnie ważniejsze niż moje własne zadowolenie. Nie umiałem inaczej. Zdawało się też, że przywykła do tego, co potwierdzała nasza rozmowa w sobotni wieczór, kiedy okazała się głucha na moje propozycje. Na moje potrzeby. Nauczyła się je lekceważyć. Skoro mnie nie zależało, to jej też nie.

      MAJA. ZEZNANIE

      Rzuciłam się w ubraniach na łóżko i poszłam spać. Rano budzik swym żałosnym wyciem obudził mnie zdecydowanie za późno. Zapomniałam go przestawić po tym, jak przestałam pracować w zajeździe. Tam zaczynałam zmianę popołudniową. W hotelu miałam sprzątać od bladego świtu.

      Nawet się nie przebrałam. Umyłam tylko zęby i wybiegłam z pokoju. Po drodze minęłam mężczyznę, który wykonywał wszystkie naprawy w budynku. Szedł z narzędziami, ale jak tylko mnie zobaczył, zatrzymał się i postawił je na kafelkach. Z pewnością chciał pogadać, ale biorąc pod uwagę, że byłam już spóźniona, nie mogłam marnować na niego czasu. Przeprosiłam go i nadal biegnąc, przeskoczyłam nad jego narzędziami. Zaśmiał się, pytając, czy pożar trawi hotel. Potem rzucił, że ma do naprawy pralkę i może to spowodować odcięcie wody u mnie w pokoju. Zupełnie mi to nie przeszkadzało.

      Wyskakując na korytarz, prawie wpadłam na Marlenę pchającą wózek. Wychodziła z magazynku, w którym zapewne uzupełniała płyny i inne produkty.

      – Będę cię kryła – powiedziała Marlena, rozglądając się na boki – jak dziś zrobisz wszystkie kible.

      – Dobrze.

      Weszła z powrotem do środka i trzymając drzwi, zaprosiła mnie ruchem dłoni. Nigdy tu nie byłam, więc zaskoczyło mnie, że w pomieszczeniu znajdował się rząd szafek. To jednak nie był magazyn, tylko szatnia. Co ona robiła tutaj z wózkiem? Nie miałam jednak czasu na analizowanie jej zachowania. Pokazała mi wieszak z ubraniem. Była to szara ciemna koszula i czarne garniturowe spodnie.

      – Nie wiem, czy to twój rozmiar – zaczęła – ale to jedyny komplet, jaki został. Jeśli potrzebujesz innego, to będziesz musiała to zgłosić managerce. A na razie załóż to i zobaczymy, czy nie będą ci portki leciały z tyłka.

      Nie ruszyła się na milimetr. Zrozumiałam, że miałam przebrać się w tym pomieszczeniu, przed nią. Przełknęłam, szykując się do zabrania głosu. Już miałam poprosić o prywatność, gdy zrozumiała moją konsternację, i odwróciła się. Rozbierając się, zerkałam na nią, żeby się upewnić, że nie podgląda. Życie nauczyło mnie, by nikomu nie ufać. Zwłaszcza gdy stałam półnaga. Podświadomie czułam, że to jakaś pułapka, że ktoś wpadnie do środka i zacznie się śmiać. Może nawet zrobi mi zdjęcie. Coś, co mogłoby mnie upokorzyć. Nic jednak się nie stało. Zapięłam ostatni guzik koszuli i odetchnęłam z ulgą.

      – Wyglądasz w tym jeszcze gorzej niż ja – stwierdziła, gdy stanęłam przed nią, prezentując swój nowy kostium.

      – Na tobie leży dobrze – zaprotestowałam.

      Marlena należała do osób, którym nawet w worku byłoby do twarzy. Była proporcjonalnie zbudowana, atrakcyjna i zgrabna. Choć jej włosy miały nijaki kolor, bo trochę blond, trochę brązowy, a cera była blada i bez wyrazu, wcale nie należała do brzydkich dziewczyn. Jedynie jej wystające zbyt mocno czoło skupiało na sobie uwagę. Pewnie w dzieciństwie cierpiała na krzywicę. Chcąc zamaskować taki kształt czaszki, nosiła grzywkę, która zaczynała się z jednej strony głowy i opadała w dół, zakrywając jej twarz. Nad uchem spinała ją wsuwkami, tak by włosy nie wpadały jej do oczu w trakcie pracy.

      – Nie musisz być dla mnie miła – powiedziała, przybierając poważny wyraz twarzy.

      – Ale chcę. Uważam, że dobra atmosfera to podstawa. Dla mnie to, że wczoraj płakałaś i nikt się nie zainteresował, jest po prostu okrucieństwem. Tak nie powinno być. Bardzo mnie drażni, że tak łatwo… tutaj… lekceważy się pracowników.

      Choć miałam na myśli siebie, nie mówiłam tylko o sobie. Wczoraj byłam świadkiem, że ją też managerka zlekceważyła. Dostrzegła, że coś było nie tak, widziała jej zapłakaną twarz, ale wybrała ciszę. Udała ślepą.

      – Wiesz, że ludzie się z ciebie śmieją.

      Jej uwaga zbiła mnie z tropu. Zdecydowałam jednak postawić wszystko na jedną kartę.

      – Nie mam niestety na to wpływu. Jedyne, co mogę zrobić, to postępować inaczej. Nie grać tak nisko jak oni. No i przede wszystkim się nie tłumaczyć. Oni już dawno mnie zaszufladkowali.

      – A czemu po prostu nie powiesz, żeby się odpierdolili?

      Zaśmiałam się.

      – Próbowałam, ale to tak jak z tymi więźniami, którzy są gwałceni przez resztę skazanych. Raz staniesz się obiektem i nie ma odwrotu.

      – Skąd o tym wiesz?

      – Kiedyś słyszałam, jak dwóch klientów rozmawiało o tym w zajeździe. Naśmiewali się z grupki młodych ludzi, którzy mieli spodnie spuszczone z tyłka tak, że widać im było bieliznę. No i jeden z tych klientów powiedział, że tak było kiedyś w więzieniach. Ci, którzy byli cwelami, nosili je nisko, jako znak dla pozostałych.

      – Co ty mówisz? Naprawdę? Muszę to powiedzieć mojemu bratu. Pewnie nawet nie wie, że to taka symbolika. Tylko nosi spodnie, pokazując gacie i myśląc, że to takie cool. – Szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy. – Ty wcale nie jesteś głupia.

      – Słucham? – Spoważniałam, nie wiedząc, jak interpretować te słowa.

      – W sensie, że źle cię oceniają. To nie tak, że nie widzisz, jak o tobie nadają. Ty po prostu nie reagujesz z wyboru, a na co dzień jesteś normalną dziewczyną. Nie jakimś przygłupem.

      – Nie wiem, czy traktować to jako komplement, czy się obrazić, bo mnie…

      – Bo tego nie da się tak łatwo wytłumaczyć – weszła mi w słowo. – Chodziło mi o to, że każdy w tym hotelu robi sobie z ciebie jaja, dokucza ci, myśląc, że tego nie zauważasz, że jesteś za głupia, by zrozumieć żart czy docinek.

      Pokręciłam przecząco głową.

      – Teraz