Agnieszka Lingas-Łoniewska

Molly


Скачать книгу

– Nie byłam spokojna ani racjonalna, nie w kwestii Marietty. Ta suka zniszczy mu życie.

      – A czy ja ci mówię, z kim masz się bzykać? – Robert skrzyżował ramiona na piersi, jego bicepsy się napięły, a tatuaż wielkiego węża okalający jego lewą rękę zdawał się pulsować.

      – Ale ta dziwka?! A co z Alicją?

      – Nico. Nie wyszło nam. – Wzruszył ramionami.

      – I od razu pukasz największą zdzirę, jaką ziemia nosi?

      – Laska jak laska. Zna się na rzeczy. Poza tym zabezpieczam się.

      – To kurwiszon!

      – Zawsze działała ci na nerwy. Nie będę żyć w celibacie. Tobie też by się przydało małe pukanko, bo się jakaś wrażliwa zrobiłaś.

      Zerwałam się z łóżka i wskazałam wściekłym gestem drzwi.

      – Wynoś się.

      Robert się zreflektował, uniósł dłonie w uspokajającym geście i ruszył w moim kierunku.

      – Powiedziałam coś. Nie chcę teraz nawet na ciebie patrzeć! – warknęłam.

      Robert gwałtownie mnie odwrócił i przytulił się do moich pleców. Objął mnie ramionami i unieruchomił.

      – Nie musisz na mnie patrzeć. Ale wysłuchać możesz. Bawię się, póki mogę. Ala mnie olała, nie byłem dla niej dość dobry.

      – Tak to sobie tłumacz! – burknęłam. Chciałam go sprowokować, bo doprowadził mnie do szału. Ale się nie dał. Nadal mówił spokojnie.

      – Marietta jest z takiego samego świata co ty i ja. Wiesz, że jesteś dla mnie ważna, ale to ty kiedyś mnie nie chciałaś. – Zmarszczył czoło. Westchnął. – Zostaliśmy kumplami i jest mi z tym dobrze. Więc nie zamieniaj się w świętoszkowatą sukę, bo dobrze wiem, jaka jesteś, Molly. Taka jak ja. Kochasz niszczyć ludzi i świat. Wyluzuj i daj się pobawić. Ja tobie nie przeszkadzam – szeptał nieprzerwanie, czułam jego ciężki oddech na szyi i twarde ciało przytulone do mojego. Był podniecony i wkurzony. Ja też. Wyrwałam się z jego objęć i spojrzałam na niego.

      – Po co wspominasz coś, co było milion lat temu, kiedy byliśmy dziećmi? – spytałam ze smutkiem.

      – Bo chcę, żebyś zdecydowała się, kim dla mnie jesteś. Dziewczyną czy starszą siostrą?

      – Przyjaciółką – odpowiedziałam cicho, nie patrząc na niego.

      – Okej. Pasuje mi. – Robson wyglądał na pogodzonego z sytuacją.

      – I wolałabym, żebyś nie przyprowadzał jej tutaj, gdy ja jestem. – Uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.

      Robert patrzył na mnie przez chwilę, wreszcie kiwnął głową.

      – Przyjąłem. Ale chodzi ci o nią czy ogólnie o jakąkolwiek dupę?

      Wzruszyłam ramionami.

      – Ogólnie. I rób to u siebie. Żebym nie słyszała.

      Zaśmiał się.

      – Mała, dobrze wiesz, że to akurat niemożliwe. Przy mnie kobieta po prostu MUSI krzyczeć. Powinnaś pamiętać. – Uśmiechnął się złośliwie i wyszedł, szybko zamykając za sobą drzwi.

      Wkurzona opadłam na łóżko i wrzasnęłam ze złości. Potem włączyłam ponownie serial i oglądałam go, zupełnie nic nie rozumiejąc. Tak samo jak nie rozumiałam, co właściwie robię i dokąd zmierza moje popierdolone życie.

      Nie wiem, co we mnie wstąpiło, że dzisiaj do niej pojechałem. Nawet nie wiedziałem dokładnie, gdzie mieszka, czatowałem pod blokiem i na szczęście wychodził jej kumpel z jakąś zdzirowatą laską, uwieszoną na jego ramieniu. Kiedy mnie dojrzał, zauważyłem zaskoczenie w jego oczach, zaraz potem obawę i niechęć. Ale powiedział mi uprzejmie, że Molly zaraz wróci z pracy. Towarzysząca mu dziewczyna na dźwięk jej imienia parsknęła i pogardliwie wydęła napompowane usta. Doszedłem do wniosku, że nie przepadała za Melanią. Już jej nie lubiłem. A co do tego Robsona… Nie mogłem go rozszyfrować. Nie do końca też wiedziałem, co jest między nimi. Znaczy między nim a Molly, tamta laska zupełnie mnie nie obchodziła. Ale ona, Melania… obchodziła mnie, i to bardzo.

      Dzisiaj w firmie Jacek powiedział mi, że uważa, że chłopaków okradły te dziewczyny.

      – Stary, ja nie wiem, co ty kręcisz z tą blondi – zaczął niepewnie – ale ona chyba jest złodziejką. A jeśli nie ona sama, to te laski albo ten wysoki gość – dodał pospiesznie. – Oczywiście chłopaki w ogóle nie skumały, cycki im przesłoniły wszystko, zdrowy rozsądek też. Ale ja tak to skojarzyłem.

      – Oni byli tak zalani, że mogli zgubić portfele wszędzie, w kiblu, na parkiecie. To klub, Jacek – odparłem, kręcąc głową. Czułem, że mój przyjaciel może mieć rację, ale jednocześnie nie dopuszczałem takiej myśli do siebie. Że śliczna, mała Melania mogła okraść moich kumpli. Ale przecież… ukradła mój samochód. Zdenerwowany spojrzałem na kumpla. On doskonale znał ten mój wyraz twarzy.

      – No jasne. Mówię ci tylko, żebyś się nie zdziwił, że zostaniesz kiedyś bez kasy. – Jacek wycofał się z dalszej konwersacji na ten temat.

      – Spokojnie. Znasz mnie. Jestem ostrożny.

      Popatrzył na mnie z powagą.

      – No właśnie nie wiem.

      Ja też nie wiedziałem.

      Jasne, byłem spokojny, uważny, rozsądny. Ale kiedy byłem przy niej… coś we mnie drgało, coś się ze mnie wyrywało. Tak jakby ona coś we mnie budziła, coś, co zawsze we mnie tkwiło, a teraz dopiero dostało impuls, który wyzwalał wszelkie szalone pragnienia. To ona była tym impulsem. A ja nie potrafiłem mu się oprzeć.

      Dlatego pojechałem do niej i sterczałem pod jej blokiem jak idiota. Kiedy tylko ją zobaczyłem, od razu poczułem i spokój, i zdenerwowanie. Ambiwalencja przepełniających mnie odczuć była czymś bardzo męczącym. Ale nie zniechęcała mnie. Jedyne, czego pragnąłem, to przebywać z nią. Molly. I już nie mogłem doczekać się piątku.

      Jednocześnie czułem obawę graniczącą ze strachem. Bo zdałem sobie sprawę, że jeśli ona pozna całą prawdę o tym, co się wydarzyło, znienawidzi mnie tak samo, jak ja nienawidziłem mojego starego.

      Rozdział 6

      Cause girls like you run ‘round with guys like me

      Til sun down when I come through

      I need a girl like you, yeah yeah

      Girls like you love fun, and yeah, me too

      What I want when I come through

      I need a girl like you, yeah yeah.

      Maroon Five, Girls Like You

      Ten tydzień miał minąć szybko, a ciągnął się niemożliwie. Gdyby nie to, że zaczęliśmy wymieniać z Melanią esemesy, chybabym oszalał. Miałem mnóstwo spotkań, potem konferencję z głównym wykonawcą i podwykonawcami. Ale wreszcie nastał piątek, a ja liczyłem już nie dni, lecz godziny do spotkania z Molly. Siedziałem w swoim gabinecie i czytałem wiadomości od tej szalonej dziewczyny.

      Najpierw spytałem ją, czy lubi sushi.

      Odpisała mi:

      Z ryb najbardziej lubię czekoladę. Ale okej, sushi też zjem.

      Na to odpowiedziałem:

      Czyli deser musi być?

      Ona od razu napisała:

      Deser jest nieodzowny. Bez deseru nie ma co zasiadać do stołu.

      Moja