Agnieszka Lingas-Łoniewska

Molly


Скачать книгу

się w ekran komórki i mimowolnie się uśmiechałem. Mogłem się domyślać, że łatwo z tą dziewczyną nie pójdzie. Była przekorna, złośliwa, szalona. Odważna. To mnie nieco martwiło… Jeśli robiła takie rzeczy ze mną, robiła je zapewne z innymi. Akurat o tym nieszczególnie chciałem myśleć, ale… Narażała się. No tak, kradła samochody, to już wystarczający powód, aby się niepokoić o jej bezpieczeństwo. Ale przecież mogła trafić na jakiegoś zboka, psychola… Potarłem twarz i wstałem z łóżka. Zastanawiałem się, co właściwie robię. I dlaczego. Nie chciałem wracać do przeszłości. Ale to, że spotkałem Molly… a właściwie Melanię, coś musiało oznaczać.

      Po południu, kiedy szykowałem się na spotkanie (po którym zupełnie nie wiedziałem, czego się spodziewać), zadzwonił do mnie Jacek.

      – Cześć, wstałeś?

      – Jak słychać – odparłem. – Żyjesz po wczorajszym?

      – Jakoś. Gdzie się wczoraj ulotniłeś z tą blondyną?

      – Poszliśmy pogadać, a potem odwiozłem ją do domu. – No, może niezupełnie tak, ale nie zamierzałem dzielić się tym z nikim.

      – Aha, tylko gadaliście?

      – Po co dzwonisz, Jacek? – spytałem oschle.

      – Bo powiem ci, że byłem trochę w szoku, gdy się z nią spiknąłeś. Ona tak bardzo nie jest w twoim typie, że to aż bije po oczach.

      Oparłem się o komodę, w której szukałem kąpielówek, i zapytałem zniecierpliwiony:

      – A jaki jest mój typ?

      – No, na przykład Beata.

      – Weź przestań mnie z nią żenić.

      – Ona sama by chciała, ja nie muszę nic robić.

      Beata była naszą główną księgową i córką prawnika mojego starego. Nic nas nie łączyło, poza pracą. No i tym, że nasi starzy mieli wspólne sprawy, bo ojciec Beaty od lat znał się z moim i zajmował jego firmą. A ja i Beata… No cóż. Wcale nie była w moim typie, a ona od dawna miała obsesję na punkcie tego, żebyśmy byli razem. Kiedyś, na jakiejś imprezie, całowaliśmy się w łazience gospodarzy, ale do niczego więcej nie doszło. Byłem trochę pijany, dawno nie miałem kobiety i tak wyszło. Wiem, słabe to, ale w porę się powstrzymałem. Co niewiele zmieniło, bo ta babka nie zamierzała tak łatwo odpuścić. Postawiła sobie za cel zaciągnąć mnie do łóżka. A stamtąd prosto przed ołtarz.

      – Dlatego się zdziwiłem, bo ta laska z klubu to całkowite przeciwieństwo naszej Beci.

      – Może właśnie dlatego mi się spodobała. – Westchnąłem. Podszedłem do okna, zauważyłem sąsiada z dołu, który niedawno kupił nowy samochód. SUV-a. Teraz próbował wjechać tyłem na dość małe miejsce parkingowe. Z zainteresowaniem śledziłem te poczynania, tłumiąc śmiech, bo jego ekwilibrystyczne manewry wyglądały co najmniej komicznie.

      – Aaaa, szukasz odmiany i wrażeń. Spoko. Kumam.

      Jacek nic nie kumał, ale nie zamierzałem mu tego wyjaśniać. Widziałem, że sąsiad nadal walczy, kręcąc kierownicą raz w prawo, raz w lewo. Samochód nijak nie chciał się zmieścić. Odszedłem od okna i włączyłem ekspres. Musiałem napić się kawy.

      – Po co właściwie zadzwoniłeś? Żeby analizować moje życie osobiste? – spytałem już zirytowany.

      – Nie, chciałem ci powiedzieć, że Marek i Eryk tak zabalowali, że ktoś ich okradł. Zajęci pannami nie skumali, że nie mają portfeli. Musiałem za nich płacić, dupki jedne!

      – Okradł? A może zgubili? – Westchnąłem, wyciągnąłem z szafki swój ulubiony kubek z napisem „WROCLOVE” i podstawiłem pod kranik w ekspresie. Wcisnąłem guzik z napisem „kawa czarna” i patrzyłem, jak do kubka ścieka ciemnobrązowy pachnący płyn.

      – Raczej mało prawdopodobne. No ale takie rzeczy w klubach się zdarzają, za dużo wódy, za dużo kobiet, za mało kontroli.

      – Tak bywa. – Coś mnie tknęło, ale nie miałem czasu teraz się nad tym zastanawiać. – Dobra, kończę.

      – Spieszysz się gdzieś?

      – A co ty taki dociekliwy? Książkę czytam.

      – Książkę, tak? – Jacek się zaśmiał. – Używaj sobie, to młoda, ładna dupa, należy ci się.

      – Cześć! – warknąłem i się rozłączyłem. Zdenerwowany podszedłem do okna, gotów krzyknąć do sąsiada, żeby poczekał, zejdę i zaparkuję mu tę krowę, a swoją drogą, kto mu dał prawo jazdy! Ale faceta już nie było, zauważyłem, że zaparkował koło drugiego bloku, na miejscu dla niepełnosprawnych. Dupek!

      Potarłem twarz i pokręciłem głową.

      To wcale nie było tak! Ja… chciałem po prostu naprawić to, co przed laty spierdolił mój stary!

      Rozdział 4

      Powiedz mi, czemu kiedy jesteś tutaj obok,

      każdy alkohol lepiej mi smakuje z tobą.

      Widzę, że lubisz, kiedy wciąż pachnę marlboro,

      a to, że palę, to zaleta, a nie kłopot,

      Ty wiesz, że ciebie mi mało wciąż,

      chcesz, bym cię szarpał całą noc,

      a przed nami jeszcze długa droga.

      White 2115, Noc

      Czekałam na Wiktora i zastanawiałam się, czy w ogóle wiedziałam, co robię. Ale jednocześnie czułam coś dziwnego. Jakieś niesamowite podekscytowanie, niecierpliwość, czułam je wszędzie, a najbardziej w żołądku. Zupełnie tego nie rozumiałam, zawsze podchodziłam do wszystkiego na zimno, realistycznie oceniając wszelkie za i przeciw. Ale przy tym facecie było inaczej i wiedziałam to od momentu, kiedy nasze spojrzenia skrzyżowały się wczoraj w Fantomie. Najpierw moje fantazje o nim, gdy podczas tańca wyobrażałam sobie, że do mnie podchodzi, jak wygląda z bliska, jak pachnie. Nigdy tak nie myślałam o żadnym mężczyźnie. Potem nasze rozmowy, pełne podtekstów, i to, co wydarzyło się pod gwiazdami. To było dla mnie coś nowego, bo nie robiłam takich rzeczy, ale z nim… Po prostu chciałam. I tak ponętnie wyglądał, zmieszany, zaskoczony, ale niesamowicie nakręcony. To mnie też bardzo podniecało. Ale potem, gdy widziałam w jego spojrzeniu coś na kształt zachwytu, zainteresowania, pragnienia… To było cudowne. Wzbraniałam się przed pójściem na całość, bo przecież to była tylko przygoda, zabawa, igranie z grzecznym, ułożonym facetem. Molly lubiła się bawić, prawda? I to właśnie robiła. A jednak miałam się z nim dzisiaj spotkać i cholernie się z tego powodu cieszyłam. Co nie zdarzało się w moim życiu zbyt często. Małe radości, duża fascynacja. Co się właściwie działo?

      Zanim zaczęłam to bardziej analizować, do mojego pokoju wszedł wystrojony Robson. Ubrany w czarne dżinsy, jasny T-shirt i ciężkie motocyklowe buty wyglądał jak bad boy z filmu o gangu motocyklowym. W ręku trzymał telefon i czarne lustrzane ray-bany.

      – Spadam, mała. Umówiłem się z Alicją.

      – Gdzie idziecie?

      – Na grilla z jej znajomymi. – Robson błysnął białym uśmiechem.

      – Masz zamiar pokazać im swoją lepszą stronę?

      – Mam zamiar pokazać, jak to jest nie być lekarzem.

      Alicja robiła specjalizację z pediatrii, pracowała w szpitalu i była jedynaczką. Śliczna blondynka z dużymi, pełnymi ustami jak Angelina Jolie. Spokojna, wyciszona, stanowiła kompletne przeciwieństwo Robsona. Spotkałyśmy się kilka razy i zawsze była dla mnie bardzo miła. Ala to taka dobra dusza, całkowicie oddana swojej pracy – kochała dzieci,