na przedramionach i patrzyłem w jej niebieskie oczy. Była naprawdę bardzo ładna. Delikatna, z lekko zadartym noskiem, pełnymi ustami i zdecydowaniem w spojrzeniu. Patrzyła na świat, ciągle rzucając mu wyzwanie, zaczepnie. Wszystkie inne uczucia głęboko skrywała. To była tylko poza. Byłem o tym przekonany.
– Nieczęsto. Nie zdarza się.
Patrzyłem na nią i zastanawiałem się, w jaki sposób mam jej powiedzieć, że to ja, Wiktor. Była mała, mogła mnie nie pamiętać. Kiedy ostatni raz się widzieliśmy, ja miałem lat dwanaście, ona – zaledwie pięć.
– Skoro gramy w dwanaście pytań, teraz moja kolej. – Usiadła wygodniej.
– Ale dopiero zadałem dwa – zaoponowałem.
– Dobra, to jeszcze dziesięć ci zostało. Teraz ja. Kiedy ostatni raz uprawiałeś seks? Nie liczę naszej zabawy z wczoraj. – Nie zamierzała mi niczego ułatwiać. Zastanawiałem się, co z tego było prawdziwe, a co było maską.
Pokręciłem głową.
– Wiesz, że jesteś niemożliwa?
– No co ty? – Wrzuciła winogrono do ust i zaśmiała się cicho.
– Dwa miesiące temu.
– I jak było?
– To już drugie pytanie – zaznaczyłem. – Było okej.
– To niewiele znaczy. – Pochyliła się, zainteresowana, bezczelna, piękna.
– To właśnie znaczy tyle, ile powiedziałem. A ty?
– Sprawdzasz moją gotowość?
– Ty zaczęłaś.
– Niech ci będzie. Dawno temu, jak żyły dinozaury.
Na mojej twarzy chyba malowało się zdziwienie. Dokończyła wino i pochyliła się ku mnie.
– Widzisz? Stereotypy. Też im uległeś. – Już nie wyglądała na wkurzoną czy rozbawioną. Teraz była smutna, może nieco rozczarowana. – Właśnie w tej chwili. Uznałeś, że skoro wyrwałam cię w klubie i zrobiłam ci dobrze ręką, to zapewne jest to moja ulubiona dyscyplina sportowa. A jednak nie. – Objęła się ramionami gestem, który sprawił, że pragnąłem sam ją przytulić. Wydała mi się teraz tak bardzo bezbronna. – Wyrwałam cię, bo mi się podobasz. – Spojrzała mi śmiało w oczy. Widniał tam smutek, ale i rezerwa. – A poza tym… pamiętam cię, Wiktor. Wikuś, jak mówiła do ciebie twoja mama. Zawsze byłeś grzeczny i nawet jak rozpieprzałam ci klocki, nie umiałeś się na mnie zezłościć. Nie wolno tłumić tego, co siedzi w środku, to grozi zawałem. Wiesz, Wikuś? – Zaśmiała się nerwowo, znowu udając, że to nic takiego. Zerwała się z koca i pobiegła do wody.
A ja patrzyłem na nią i próbowałem zrozumieć to, co właśnie usłyszałem. I poczułem radość. I strach. Pamiętała mnie. Z tego się cieszyłem. Ona mnie pamiętała… Tego się bałem. Że wszystko się zakończy, zanim na dobre się zaczęło, a ona nie będzie chciała mieć ze mną nic wspólnego.
Rozdział 5
Szukam cię po shot-barach.
Z dziewczynami wyglądacie, jakbyście były na Oscarach.
Ja i koledzy oświadczymy wam się od zaraz,
choć stanowimy pewnie jakąś bandę ciot dla was.
Wiążesz włosy w cebulę
i pewnie świat cię denerwuje jak Alutka Jędrulę.
Pewnie cię bolą oskrzela, a teraz dymem je czule
opatuliłaś i zamawiasz sobie wódkę z red bullem.
Latacie po mieście jak Bójka, Bajka, Brawurka,
dźwigając swoje atrybuty: wóda, szampan, bibułka.
Taco Hemingway, Gdybyś nie istniała
Oczywiście, że go pamiętałam. Na początku było to tylko takie wspomnienie, ale kiedy wpatrywał się we mnie nieruchomym wzrokiem, a w jego głowie szalała burza… Nie mogłam uwierzyć, że to on. Kiedy zaczęliśmy tańczyć i był tak blisko, dojrzałam małą bliznę koło prawej brwi. Pamiętałam, że kiedyś bawiliśmy się razem, właściwie to ja przeszkadzałam jemu. Rzuciłam w niego lokomotywą i rozwaliłam mu łuk brwiowy. Zapamiętałam to, było bardzo dużo krwi, ja płakałam, a on patrzył na mnie i zapewniał, że nic się nie stało, ale żebym już nie rzucała wagonikiem, bo popsuję. To utkwiło mi na wiele lat w głowie. Kiedy już moje życie się popieprzyło, zawsze wspominałam to zajście i zastanawiałam się, co stało się z Wiktorem, Wikusiem, chłopakiem, który zawsze był bardzo poważny i mało się śmiał. Gdy go spotkałam, uznałam, że sprawdzę, czy nadal jest taki poważny i sztywny. Okazało się, że nie do końca. Lubiłam takie wyzwania. On właśnie tym dla mnie był. Wyzwaniem.
Tamtego dnia nie rozmawialiśmy już o przeszłości. Pływaliśmy, wygłupialiśmy się, potem dostałam wiadomość od Robsona, która mnie nieco zaniepokoiła. Kazałam Wiktorowi zawieźć się do domu. Chociaż usiłował wymóc na mnie obietnicę kolejnego spotkania, odparłam, że zobaczymy, co czas przyniesie.
Tymczasem minął tydzień, a ja pracowałam i zmagałam się z wkurzonym Robertem. Na tamtej imprezce pojawił się eks Alicji. Jakiś znany chirurg.
– Kleił się do Ali, a ona nie chciała lub nie mogła się mu przeciwstawić, sam nie wiem – burczał, leżąc na moim łóżku i pijąc piwo z butelki. – A potem dopytywał mnie, jakie studia ukończyłem i kim są moi starzy.
– A co on, w dziewiętnastym wieku utknął, że cię pyta o pochodzenie? – Pokręciłam głową.
– Jebany bufon. – Robson odstawił z trzaskiem butelkę i usiadł, opierając się o poduszki.
– Co mu powiedziałeś? – spytałam ostrożnie. Miałam nadzieję, że obyło się bez rękoczynów.
– A jak myślisz? – Robson się uśmiechnął. – Prawdę. Że wychowałem się w domu dziecka i w rodzinie zastępczej. I że żyję z innych ludzi.
– No, w sumie, malujesz dla nich. – Przypomniałam, unosząc znacząco palec.
– Ha, ha, i okradam. – Robert wykrzywił się, a ja puknęłam go w głowę.
– Ale tylko tych złych – zawtórowałam.
– A co u ciebie i u pana mustanga? Sorry, że cię wyrwałem z jego łapek. – Objął mnie, wtulając twarz pod moją pachę.
– Od tego mnie masz. Żebym była przy tobie, jak dzieje się jakieś bagno. – Odepchnęłam go i rzuciłam w niego poduszką, którą wsadził sobie pod głowę i ułożył się wygodnie na moim łóżku.
– No i jak z nim? – drążył.
– Spoko.
– To znaczy? – Nie zamierzał tak łatwo odpuszczać.
– Jest nawet zabawny. I fajnie się denerwuje, kiedy go onieśmielam. – Nie chciałam mówić mu, co czułam do Wiktora. To, co działo się w mojej głowie, co działo się z moim ciałem, kiedy byłam blisko niego… zaskakiwało mnie, martwiło, nawet przerażało. A Robson zrobiłby z tego zaraz wielkie halo.
– Bawisz się? – Robert patrzył na mnie z uniesioną brwią.
– Ja ci nie mówię, jak masz się bawić. – Zmarszczyłam czoło.
– No problem, mała. Jeśli cię to kręci, to rób tak dalej.
– Taki właśnie mam zamiar. Dopóki mnie to kręci. – Uśmiechnęłam się. – A co do Ali… co ona na to wszystko?
– Nie wiem. Teraz piłka po jej stronie. Wiesz, ja nie latam za laskami. To one muszą chcieć. – Robert skrzyżował