ewangeliści wypadają blado. Poza tym tylko święty Jan wspomina, że Jezus sporządził sobie bicz ze sznurków, co bardzo mi się podoba. Kiedy dzieją się rzeczy skandaliczne, kiedy świątynię zamienia się w targowisko próżności i zgorszenia, trzeba reagować stanowczo, ostro, jednoznacznie. I mocno! Biczem!
Dla mnie podstawowe pytanie brzmi: czy krytyka Kościoła ze strony katolików otwartych w jakikolwiek sposób na ten Kościół wpływa? I w jaki? Czy postawa otwartych środowisk katolickich, takich jak „Więź”, „Tygodnik Powszechny”, „Znak”, „Magazyn Kontakt”, ma jakiekolwiek znaczenie dla kościelnego establishmentu? Czy afirmacja Kościoła jako rzeczywistości ziemsko-niebieskiej, Mistycznego Ciała Chrystusa, jako szafarza sakramentów niezbędnego do zbawienia, nie legitymizuje nagannych i mało mających wspólnego z Ewangelią działań Kościoła instytucjonalnego? Fascynuje mnie ten paradoks: dobrzy chrześcijanie muszą (sakramenty święte), a zarazem chcą przyznawać się do – w moim pojęciu – złej i niechrześcijańskiej instytucji Kościoła. Nie mogą się bez niej obyć. Bez wiary nie jestem oczywiście w stanie tego zrozumieć.
Wydaje mi się, ale mogę się mylić, że droga, jaką obrały te środowiska, jest drogą do katakumb (w których katolicy otwarci tkwią od dawna). Ale katakumby to według mnie bardzo dobry kierunek. Tam kiełkowało chrześcijaństwo bez Banku Watykańskiego, Kurii Rzymskiej i bez Konferencji Episkopatu Polski. Moi Drodzy, zaczynajcie więc jeszcze raz. Może nie popełnicie tych strasznych błędów.
Oto mój akt skruchy. Skłonił mnie do niego poznański naukowiec apelujący do polskich naukowców. Więc skruszam się jak polski naukowiec przed polskim naukowcem. Oto prośba o modlitwę o nawrócenie polskich naukowców:
Na koniec zwracam się z prośbą do czytelników, internautów i w ogóle ludzi dobrej woli o żarliwą modlitwę połączoną z postem w intencji wypędzenia złego ducha kosmopolityzmu z naszych uczelni wyższych, szczególnie uczelni ekonomicznych. Zły duch kosmopolityzmu chce nam bowiem obrzydzić i ośmieszyć w obszarze nauki przywiązanie do wartości katolickich i patriotycznych opartych na Dekalogu. Warto pamiętać, iż złego ducha kosmopolityzmu i najbardziej zwyrodniałego, złośliwego złego ducha internacjonalizmu zwanego też „gangreną zboczenia” możemy wyplenić i strącić do piekła ufną modlitwą. Magdalena Micińska w swojej książce Zdrada, córka nocy. Pojęcie zdrady narodowej w świadomości Polaków w latach 1861–1914 określa zjawisko zboczenia w sposób następujący: „Brak poczucia łączności z własnym narodem, jego tradycją i przyszłymi losami”.
Szczególnie proszę o codzienny różaniec oraz praktykowanie nabożeństw Pięciu Pierwszych Sobót Miesiąca, czyli wynagradzanie za pięć rodzajów zniewag i obelg wyrządzanych niepokalanemu Sercu Maryi.
Obudź się, Polaku! Powstań, polski naukowcu! Nie daj się. Nie poddawaj się pokusie, ułudzie kosmopolityzmu i internacjonalizmu, przed którą przestrzegał nas prymas Tysiąclecia Polski kardynał Stefan Wyszyński. Wszyscy Polacy w tych czasach fatimskich jako jedna polska biało-czerwona rodzina pokażmy wielką jedność i wiarę w niezwyciężoną, potężną Polskę. Po modlitwie zaśpiewajmy z całych sił i donośnym głosem Rotę Marii Konopnickiej. Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród, tak nam dopomóż Bóg.
prof. Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu
dr hab. Eryk Łon, członek Rady Polityki Pieniężnej
„Zły duch kosmopolityzmu” – to ja. „Gangrena zboczenia” – to o mnie. „Obrzydzić i ośmieszyć wartości katolickie” – to też o mnie. Zastanawiam się, skąd profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu doktor habilitowany Eryk Łon – od 2015 roku członek Narodowej Rady Rozwoju powołanej przez prezydenta Andrzeja Dudę, członek rady naukowej Spółdzielczego Instytutu Naukowego powiązanego z systemem spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych (SKOK), członek Rady Polityki Pieniężnej (w kadencji 2016–2022) – mnie zna? Bo ja go nie znam. Choć wiem, że w 2018 roku opublikował w Wydawnictwie Zysk i S-ka książkę przepojoną wartościami pod tytułem Patriotyzm gospodarczy. Chcę się więc włączyć w „żarliwą modlitwę połączoną z postem”, żeby nie być „strąconym do piekła” przez prof. UEP dr. hab. Eryka Łona. Ja chcę mieć „łączność z własnym narodem i jego tradycją”, dlatego razem z prof. UEP dr. hab. Erykiem Łonem będę codziennie odmawiał różaniec oraz „praktykował nabożeństwa Pięciu Pierwszych Sobót Miesiąca”. Co ja mówię: pięciu?! Dlaczego pięciu?! Ja będę praktykował nabożeństwa Dziesięciu Pierwszych Sobót Miesiąca! „Powstań, polski naukowcu!” – woła do mnie prof. UEP dr hab. Eryk Łon. Ja mu odpowiadam: „Wyklęty powstań ludu ziemi,/ Powstańcie, których dręczy głód”.
Śmieję się, żeby nie płakać.
Gdybym miał podać tylko jeden przykład przeanielenia w Polsce dobrej zmiany, nie śledziłbym lotu hostii, znajdującej bezpieczne schronienie w dłoniach prezydenta. Obróciłbym wzrok nie na Jasną Górę, gdzie zawsze byliśmy wolni, i nie na umiłowany Kraków. Nie spojrzałbym też na Toruń, gdzie wznosi się zwieńczony koroną betonowy namiot kościoła Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i Świętego Jana Pawła II, mieszczący na dolnym poziomie kaplicę Pamięci Męczenników Polskich. Nie obróciłbym wzroku na stojący czterysta metrów dalej kompleks budynków Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, pominąłbym wszystkie dzieła Boże, jakie powstają pod patronatem Fundacji Lux Veritatis, czyli – dobrze to zapamiętajmy – światła prawdy. Nie zajrzałbym nawet, choć ogromna to pokusa, do hali Arena, gdzie najwyżsi przedstawiciele partii i rządu utworzyli żywy łańcuch rąk i serc, kiwając się w hipnotycznym transie i śpiewając Abba, Ojcze! – napisany przez ojca Jana Górę hymn VI Światowych Dni Młodzieży, które w sierpniu 1991 roku odbyły się w Częstochowie.
Powędrowałbym spojrzeniem do Waszyngtonu, tam, gdzie żyje, mieszka i pracuje największy przyjaciel Polski. Jest czerwiec 2019 roku. Prezydent Duda, stojący przed Białym Domem ramię w ramię z prezydentem Trumpem, macha z anielskim uśmiechem do przelatujących po amerykańskim niebie myśliwców F-35. W tym geście jest wszystko: spontaniczność męża stanu, który potrafi zrzucić dyplomatyczny gorset; dziecięca niewinność i chłopięcy zachwyt (o! samolot leci!); oraz ta błogosławiona sancta simplicitas, święta naiwność, otwierająca duszom czystym drogę do Nieba. No i oczywiście jest Niebo – niepokalanie błękitne – i trawa soczyście zielona… „Dusza z ciała wyleciała, na zielonej łące stała” – jak czytamy w czternastowiecznej pieśni na Dzień Zaduszny, czyli Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych. A więc anielski uśmiech, stalowe ptaki niebieskie, Niebo, zieleń łąki i przeświadczenie o realnym obcowaniu świętych.
Biskupi
Według danych oficjalnej strony Konferencji Episkopatu Polski wszystkich biskupów katolickich mamy stu pięćdziesięciu trzech. Biskupi zamknięci i biskupi otwarci w organicznej symbiozie. Świetnie się razem prezentują. Wszyscy, wraz z pionem administracyjnym, mieszczą się w gmachu przy skwerze Kardynała Stefana Wyszyńskiego 6 w Warszawie, którego budowę zainicjował Prymas Tysiąclecia. W 1979 roku prymas Wyszyński poświęcił kamień węgielny. Okazało się po latach, że część robotników budowlanych pracowała na drugim (a raczej na pierwszym) etacie w Służbie Bezpieczeństwa. Założono podsłuchy w kilku pomieszczeniach, między innymi w sali plenarnej. Współczuję agentom zmuszonym do wysłuchiwania tych obrad. Pewnie można było się zanudzić na śmierć. Dziś atrakcyjność siedziby KEP niewątpliwie podnosi przechowywana tam relikwia drugiego stopnia: ornat, w którym święty Jan Paweł II odprawił mszę świętą na placu Defilad podczas III Pielgrzymki do Ojczyzny w czerwcu 1987 roku.
Mnie interesują biskupi o tyle, o ile zabierają publicznie głos: pisząc listy pasterskie, wydając oświadczenia i komunikaty – in gremio, a także wypowiadając się indywidualnie. Naszkicowanie stu pięćdziesięciu trzech portretów polskich biskupów przerasta moje siły, byłoby też nie do strawienia dla czytelników. Poza tym naprawdę nie ma takiej potrzeby. Ograniczę się więc