Katarzyna Bonda

Miłość czyni dobrym


Скачать книгу

pokazywał, żeby poinformowała rozmówczynię, że go nie ma, ale nie dała się przekonać. Położyła słuchawkę na stole obok patelni i kręcąc przesadnie biodrami, wyszła z kuchni, ale zaraz wróciła. Oparta o framugę wpatrywała się w niego, co jakiś czas pocierając folię na przedramieniu i czekając, aż skończy, jakby miała dla niego jakiś komunikat. Daniel domyślił się, że zrobiła sobie wreszcie ten tatuaż, o który tak długo błagała Wolfa niczym mała dziewczynka tatusia. Słyszał ich dyskusje na ten temat każdego wieczoru i uważał ten pomysł za arcygłupi, acz pasujący do Carli. Tylko ktoś tak niepewny siebie jak ona chciałby tatuować sobie na przedramieniu napis głoszący, że jest wiedźmą, choć tekst brzmiał oczywiście bardziej górnolotnie i nie po niemiecku. Zauważył jej brudne paznokcie w odcieniu brunatnego fioletu, jakby grzebała w ziemi albo moczyła palce w farbie.

      – Cześć, Foczko – zagruchał do słuchawki. – Nie, nie wstałem dopiero co. Jestem trochę przeziębiony. Gardło mnie boli. Strasznie tutaj wietrznie, a biegam ze spotkania na spotkanie.

      Carla wzniosła oczy do góry, wykrzywiając twarz w grymasie pogardy.

      – Wiem, że jest po trzynastej – plątał się Daniel, starając się nie zwracać uwagi na żonę Wolfa, choć było to trudne, bo kimono nieustannie się rozchylało, a Carla nie no­siła bielizny. – W Niemczech jest taki sam czas, moje głupiutkie kochanie, dzwonisz przecież na stacjonarny. Jestem już po obiedzie. Wy też? To pięknie. Dostaliście pieniądze? Wysłałem wczoraj po południu. Powinny dojść najpóźniej pojutrze. Wiesz, to trwa tak długo, bo te skurwysyny zarabiają na ich przetrzymywaniu. Niech tata podejdzie do banku, sprawdzi, czy nic nie przyszło, i dogada się z urzędnikiem albo coś mu obieca. Gdyby długo się nie pojawiały, będę interweniował, ale nie prędzej niż za tydzień. Niestety, takie są procedury. Wiem, Foczko, że brakuje wam na jedzenie. Zdaję sobie sprawę, że masz dość pożyczania od mojej matki, ale ona cię kocha, z pewnością nie będzie chciała zwrotu, a jak przyjdzie to, co wam wysłałem, bo sama rozumiesz, że nie chcę podawać przez telefon kwoty – odchrząknął znacząco – wtedy oddasz rodzicom z nawiązką. No, nie wstydź się, jesteśmy rodziną, musimy się wspierać. Też cię kocham. Wiem, oboje musimy wytrzymać. Ucałuj Krystianka. Puść mu taśmę, którą nagrałem przed wyjazdem. To nie jest bez sensu. Dzięki temu on zawsze będzie pamiętał mój głos. Ja tutaj walczę o naszą przyszłość, Foczko. Jeszcze tylko dopnę ten biznes i wracam, obiecuję. A przy okazji, czy Fred złożył dokumenty do urzędów, jak go prosiłem? Dlaczego nie? Co się stało? Przypilnuj tego, bardzo cię proszę. I niech koniecznie wyśle mi statut spółki. Będę potrzebował tych dokumentów dla jednego kontrahenta. Nic nie szkodzi, że nie ma numeru identyfikacji podatkowej. Za granicą ten numer nie jest honorowany. To sprawa między mną a polskim fiskusem, załatwię to, jak wrócę. Tak, wszystko idzie dobrze, a nawet świetnie, zgodnie z moim planem, byle tylko nie zapeszyć. Trzymaj kciuki i nie smuć się. Niedługo przytulę. Pozdrowię pana Wolfa i jego żonę. Bardzo mili, tak. Dobrzy ludzie. – Chwycił gazetę i zaczął ją z impetem miąć. – Też słyszę te trzaski. Obawiam się, że zaraz nam przerwie. Myśl o mnie! Ja o tobie myślę każdego dnia przed zaśnięciem i po przebudzeniu. Czy masz na sobie tę szałową niebieską bluzeczkę? Och, już ty wiesz, jak bardzo ją lubię – wymruczał i rozłączył się w pół słowa, a potem z uśmiechem oddał słuchawkę Carli, która wpatrywała się w niego rozjuszona.

      – Bydlę – syknęła pod nosem.

      Daniel udał, że nie słyszy obelgi. Wstał, pozwalając, by ręcznik zsunął mu się z pośladków. Poprawił go nonszalanc­ko i całkowicie spokojny zaczął napełniać czajnik wodą, bo nagle nabrał ochoty na kolejną kawę.

      – Nie ma nic w lodówce – rzekł koszmarnym fran­cuskim.

      – Może więc ruszysz dupę i pójdziesz do sklepu?

      – Ja? – szczerze się zdziwił.

      – Nie masz pieniędzy, nie jesz. Tak w każdym razie mnie uczono. I nie musisz się wysilać. Mów po polsku. Wszystko rozumiem.

      – Coś taka nabzdyczona? Spotkanie z wewnętrznym dzieckiem nie poszło?

      Carla zmrużyła oczy, wykrzywiła usta z obrzydzeniem. Podeszła do Daniela, wycelowała w jego nagą pierś wskazujący palec i wyrecytowała:

      – Nie lubię cię. Nie obchodzi mnie, nad czym pracujecie z Wolfem, ale nie chcę cię tutaj. Wypierdalaj. Najlepiej dziś i na amen.

      Daniel pozostał spokojny.

      – Chodzi ci o to, że Wolf wyjechał, a chcecie mieć z mistrzem wolną chatę? – uśmiechnął się kpiąco. – Nie ma sprawy. Trzeba było mówić.

      Uderzyła go w twarz. Dotknął policzka w tym miejscu, lecz nadal się uśmiechał. Jak ta kobieta go bawiła! Napawał się jej wściekłością.

      – Jesteś pijawką, oszustem, nieudacznikiem. Nigdy do niczego nie dojdziesz. Nie wiem, co Wolf w tobie widzi, ale ja nie dam się nabrać.

      – I cała sesja restartingu poszła w pizdu – rzucił i sięgnął po rzeczy, w których występował na kolacji z Ottonem i Dieterem.

      – Zostaw to, skurwysynu! – Carla wyrwała mu z ręki pstrokate ubrania. – To nie twoje.

      Ręcznik opasający biodra Daniela spadł, odsłaniając go w całej krasie, wraz z nabrzmiałym brzuszyskiem, pod którym chowało się zawstydzone przyrodzenie.

      Carla odsunęła się gwałtownie, jakby odkryła robactwo w szufladzie z bielizną. Daniel wyglądał na znacznie mniej skrępowanego. Wyprostował się, wciągnął brzuch, a potem rzucił rzeczy Wolfa na polówkę, sięgnął do swojej torby i wydobył zgniłozielony dwurzędowy garnitur, w którym przyjechał do Hamburga.

      – Chciałbym się przebrać – oświadczył po niemiecku. Był zadowolony ze swojej wymowy i wiedział, że Carla też to dostrzeże. W tej jednej chwili pojęła, że od zawsze wszystko rozumiał, a jedynie przed Wolfem udawał, że brakuje mu słów. – Pozwolisz?

      Nie wyszła. Nie ruszyła się na milimetr.

      – Zabierz swoje rzeczy – powiedziała twardo. – Wszystkie.

      Bardzo powoli wciągał pogniecione spodnie, wkładał koszulę, a kiedy zapinał guzik po guziku, patrzył na nią wyzywająco.

      – Wiesz, kiedy się złościsz, stajesz się całkiem ładna.

      Twarz Carli przypominała teraz kolorem grzebień rozjuszonego koguta.

      – Nie przedłużaj. To nic nie da.

      – Kiedy to prawda. Bo normalnie straszny z ciebie harpagon.

      W tym momencie w drzwiach pojawił się Vaanat. Położył dłoń na ramieniu Carli i wyprowadził ją do korytarza. Przytulił.

      – Oddychaj – szepnął, nie zwracając uwagi na krzywy uśmieszek Daniela. – To twoja projekcja ojca. Nie daj się sprowokować. Jesteś przestrzenią, w której się to dzieje.

      Daniel zawiązywał buty, zapinał swoją torbę. Kiedy wychodził, spojrzał na Carlę i rzekł miękko, aksamitnie:

      – Pożałujesz tego. Myślę, że już żałujesz.

      Kobieta była w takim szoku, że nawet nie zauważyła, kiedy Daniel wsunął swoją torbę pod stół.

      Spacerował uliczkami Hamburga, aż się ściemniło. Co jakiś czas siadał w kawiarni, otwierał gazetę i udawał, że czyta. Tylko raz zamówił kawę, a kiedy ją wypił, podszedł do kontuaru i wszczął awanturę, że była kwaśna. Nie dał się przejednać, groził zgłoszeniem do biura konsumentów i dopiero kiedy menedżer zaproponował, że zaserwują mu w ramach rekompensaty obiad, uspokoił się. Do posiłku zażyczył sobie kieliszek najlepszego wina z karty, choć kelnerka rozpłakała się, że sprzedają je tylko na butelki