takie manewry.
– Chyba coraz ciężej, już nawet nie pamiętam, kiedy był ostatni raz…
– Muszę kończyć, Edyta, naprawdę. Myślę o tobie. Narobiłaś mi ochoty.
– To dobrze, Burasku, to dobrze… – Zaśmiała się raz jeszcze.
Jednak kiedy się rozłączyli, poczuła falę narastającej tęsknoty i bólu, który sprawił, że nie zasypiała szczęśliwa. Następnego dnia wyładowała swą złość na współpracownikach i lokalnych funkcjonariuszach policji. Ani razu się nie uśmiechnęła.
Smutek, który ją opanował, przykryty maską bezwzględnej i twardej kobiety, znała tylko jej nowa przyjaciółka, towarzyszka ostatnich dni i kompanka wielu kolejnych.
Częstochowa obejmowała Edytę Lichotę i wraz z każdym płytkim nocnym oddechem wtłaczała w jej płuca ciężkie powietrze.
Fragment protokołu z przesłuchania Anny Sztern
Data: środa, 26.08.2015, godzina 10.30
Przesłuchująca: prokurator Edyta Lichota
Obecny: Leszek Haratyk
Edyta Lichota: To jak to było z tym listem do Jerzego Waltera? Proszę nam powiedzieć coś więcej na ten temat.
Anna Sztern: Znalazłam go w korespondencji.
Edyta Lichota: Kiedy?
Anna Sztern: W zeszłym roku. Jakoś w połowie listopada.
Edyta Lichota: Co zawierał?
Anna Sztern: Mam zacytować?
Edyta Lichota: Oczywiście. Jeśli da pani radę.
Anna Sztern: Nie całkiem.
Edyta Lichota: Proszę się skoncentrować.
Anna Sztern: Ktoś pytał, czy komendant Walter go pamięta. Mówił, że nie tak miało być. Właściwie tylko tyle.
Edyta Lichota: Ktoś? Czyli kto?
Anna Sztern: Podpisał się jako „E”.
Edyta Lichota: Okej. I co pani zrobiła z tym listem?
Anna Sztern: Schowałam do torebki.
Edyta Lichota: Nie zaniosła go pani do komendanta Jerzego Waltera?
Anna Sztern: Nie. To znaczy, tak. Tylko nie od razu.
Edyta Lichota: Czyli kiedy?
Anna Sztern: Później. O wiele później. Może za późno.
Edyta Lichota: Proszę mówić konkretniej.
Anna Sztern: Jedenastego sierpnia.
Edyta Lichota: Pięć dni przed jego zniknięciem… to ciekawe. A dlaczego akurat wtedy?
Anna Sztern: Sama nie wiem. Pomyślałam, że to jednak może mieć jakieś znaczenie.
Edyta Lichota: Ponownie proszę o konkrety. Jak pani myśli, kto mógł napisać ten list?
Anna Sztern: Pomyślałam, że być może ten Eryk Oruba, o którym słyszałam w pracy. Skojarzyłam fakty.
Edyta Lichota: I jak komendant zareagował, kiedy wręczyła mu pani list?
Anna Sztern: Wściekł się, że tak długo trzymałam go w tajemnicy.
Edyta Lichota: No właśnie. Przyznam, że mnie też to zastanawia. Wkłada pani służbową korespondencję do torebki i wynosi ją pani z komendy. Często się to pani zdarza?
Anna Sztern: Nie, nigdy. To był pierwszy raz.
Edyta Lichota: To dlaczego pani to zrobiła?
Anna Sztern: Pomyślałam, że to głupi żart, wie pani, takie rzeczy się zdarzają. Potem o nim zapomniałam. Znalazłam go przypadkiem.
Edyta Lichota: Akurat wtedy, kiedy zrobiło się głośno o Eryku Orubie? Chce pani powiedzieć, że to taki zbieg okoliczności?
Anna Sztern: No, tak wyszło…
Edyta Lichota: A dlaczego Jerzy Walter się wściekł?
Anna Sztern: Już mówiłam, że zdenerwował się, że wcześniej mu o tym nie powiedziałam.
Edyta Lichota: Zrobił coś jeszcze?
Anna Sztern: Powiedział mi, żebym się skupiła na wykonywaniu mojej pracy. Miał rację.
Edyta Lichota: A gdzie jest teraz ten list?
Anna Sztern: Nie mam pojęcia. Komendant zabrał go ze sobą.
Edyta Lichota: No to może wie pani, gdzie jest komendant?
Anna Sztern: Bardzo bym chciała, ale niestety nie wiem. Modlę się za niego.
Edyta Lichota: Modli się pani… A długo się znacie? Od kiedy pani tu pracuje?
Anna Sztern: Znam go od szesnastu lat.
Edyta Lichota: I jaki to jest człowiek?
Anna Sztern: Doświadczony. Sprawiedliwy. Profesjonalny. To dobry szef.
Edyta Lichota: A mimo to nakrzyczał na panią. Ponoć darł się tak, że ściany się trzęsły.
Anna Sztern: No tak… Był bardzo zdenerwowany tymi morderstwami, miał tyle na głowie.
Edyta Lichota: Jak pani sądzi, dlaczego zniknął?
Anna Sztern: Nie wiem.
Edyta Lichota: Może jest w to wszystko jakoś zamieszany?
Anna Sztern: Nasz komendant? Ale niby jak?
Edyta Lichota: To ja tu zadaję pytania.
Anna Sztern: Nie wiem, nie wydaje mi się to możliwe. Ja naprawdę nic nie wiem. Jestem tylko sekretarką, która zrobiła głupotę. Czy mogę już iść?
Rozdział 2
czwartek, 10 września 2015
Nie wiem.
Nie widzę. Szeroko otwieram oczy, wypatruję, ale nie potrafię sięgnąć wzrokiem dalej niż do jutrzejszego świtu.
Nie słyszę. Chowam się w ustronnym miejscu, skupiam myśli i wytężam słuch, ale nawet wtedy moją ciszę wypełnia jedynie hałas powszechnie znanych faktów.
Straciłam swoją tajemnicę. Zmarnowałam drogowskaz, który dał mi Pan. Miesiącami chowałam przed światem klucz do prawdy.
Dzisiaj sądzę, że od zawsze byłam ślepa.
Kim jestem teraz, kiedy treść listu do komendanta Waltera znana jest już nie tylko mnie samej? Kim byłam, gdy ukrywałam zawartą w kilkunastu słowach przestrogę? Dlaczego czuję się tak, jakbym stała pomiędzy Jerzym Walterem a Erykiem Orubą? Czy właśnie tam widzi mnie prokurator Lichota?
Nie wiem.
Dlaczego morderca niewinnych, Rzeźnik ze świętego miasta, to ten sam człowiek, który spalił nasz sklep z dewocjonaliami? Co naprawdę oznaczają krzyże celtyckie na jego przedramionach?
Czy mrowienie, które czuję podczas każdej modlitwy, to lęk przed karą, wstyd przed Wszechmogącym czy wprost przeciwnie, sygnał, że moje życie ma dla Niego szczególne znaczenie?
„Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą”, powiedział Pan, a ja go nie usłuchałam. Wpuściłam do serca zło, które pozbawiło mnie szczęścia. Nabrałam podejrzeń, złych domysłów, szukałam wytłumaczenia w mrocznym języku kart. Odpowiedzią była śmierć niosąca swą ostrą kosę. Śmierć jedna po drugiej. Każda tak samo okrutna jak poprzednia.
Dawałam fałszywe świadectwo, ukrywając list. Wątpiłam.
Chcę przywrócić czystość swej wiary,