Marcin Dudziński

Za nami wszystkimi


Скачать книгу

masz Emmę – odparł, wspominając o terapeutce.

      – Wiem, ale to jest proces. To nie działa tak, że pogadam sobie z nią raz na tydzień i będę jak nowa. I wiesz co jeszcze? Jej nie zgwałcili, ona nie wie, jak to jest. Sama mówi, że jest dla mnie tylko ścianą, od której odbijam najgorsze z emocji. Próbuję się przyzwyczaić do ich obecności. Wszystko, co najważniejsze, dzieje się we mnie, w środku!

      – Masz mnie… – odparł. – Jestem, zawsze…

      – Wiem, słońce, wiem – również ściszyła głos. Helen zaczęła grymasić. – I jesteś dla mnie najważniejszy. Ty i Helen. Ale to, co się stało, to też jest część mnie, część mojego życia… naszego życia, Henrik.

      – Tę część zamknęliśmy…

      – Najwidoczniej nie do końca. Nie ja. Tylko myślałam, że mi się udało.

      – Alicja… – zawiesił głos, podniósł się i stanął koło niej. – Aluś, Alice, skarbie… wiesz, że powrót do sprawy Waltera to nie jest jedynie powrót do tego, co ci zrobił, prawda? Zdajesz sobie z tego sprawę? – Spojrzał jej w oczy. Kiwnęła głową, ale on kontynuował: – Nie wiadomo, do czego może doprowadzić oskarżenie biskupa. A jak podniesie kwestię zniknięcia Juliana? – Wypowiadając ostatnie słowa, uczynił symbol cudzysłowu w powietrzu. – Myślisz, że jego brat, ten glina, znowu ci pomoże?

      – Nie pomoże.

      – O! Czyli jest jeszcze coś, o czym mi nie mówisz!

      – On zniknął.

      – Jak to zniknął? Uciekł, rozpłynął się w powietrzu, wyparował?

      – Nikt nie wie, co się stało. Był człowiek i nie ma człowieka. Wszystkie media w Polsce o tym huczą. Pewnie gdybyśmy mieli czas na przeglądanie netu i oglądanie telewizji, to dowiedzielibyśmy się o tym i ze szwedzkich mediów. Aguero mi trochę opowiedział…

      – I naprawdę chcesz się w to pakować? Pomyśl tylko!

      – Myślę, Henrik! Może, kurwa, nigdy nie przestałam myśleć! Chciałbyś, żeby to było takie proste, ale to nie jest proste! – powiedziała to na tyle głośno, że Helen postanowiła włączyć się do dyskusji. Mała zaczęła płakać.

      – Świetnie… – mruknął Henrik.

      Alicja podniosła córeczkę i przytuliła do piersi.

      – I co ci to wszystko da? – spytał. – Sprawiedliwość? Czy po prostu chcesz, żeby coś się działo? Powiedz, bo ja, do cholery, nie rozumiem!

      – Nie wiem! Nie wiem, co mi to da, ale wiem, że chcę to zrobić. Czuję, że muszę. Z każdą godziną coraz bardziej.

      Henrik pokiwał głową. Był bardzo zdenerwowany.

      – Nie godzę się na to – powiedział. – Rozumiesz? Ja-się-na-to-nie-go-dzę – dokończył, stawiając akcent na każdej sylabie ostatniego zdania. Minął ją bez słowa i wyszedł do przedpokoju.

      Patrzyła, jak wkłada buty, płaszcz i wychodzi z mieszkania.

      – Przemyśl to – rzucił jeszcze, stojąc w drzwiach.

      Chwilę potem podeszła do okna i patrzyła, jak nerwowo kręci się pod budynkiem, moknąc w strugach deszczu.

      Helen przestała płakać, ale wciąż była niespokojna. Alicja delikatnie głaskała córeczkę po głowie.

      – Wszystko będzie dobrze. Mamusia wszystko przemyślała – powiedziała do niej i pocałowała ją w policzek.

      Dziecko złapało palec matki i ścisnęło najmocniej w swoim życiu.

      Fragment protokołu z przesłuchania Zenona Dryły

      Data: poniedziałek, 31.08.2015, godzina 10.30

      Przesłuchująca: prokurator Edyta Lichota

      Obecny: Leszek Haratyk

      Zenon Dryła: Jak długo to potrwa?

      Edyta Lichota: Tak długo, aż skończymy, panie Dryła.

      Zenon Dryła: O dwunastej prowadzę zajęcia. Jeśli mielibyśmy się nie wyrobić, to wolałbym to wiedzieć teraz. Muszę zadzwonić i odwołać. Przeprosić…

      Edyta Lichota: Nikogo nie musi pan przepraszać. Zdążymy.

      Zenon Dryła: No, mam nadzieję.

      Edyta Lichota: Panie Dryła, proszę powiedzieć, co robił pan dwudziestego pierwszego lipca tego roku.

      Zenon Dryła: Nie rozumiem. Jak to, co robiłem?

      Edyta Lichota: Proszę nam po prostu opowiedzieć, jak przebiegał ten dzień.

      Zenon Dryła: Przecież już wam o tym opowiadałem! Znowu każecie mi wracać do tamtych dni?! Serca nie macie, cholera?

      Edyta Lichota: Taką mamy pracę. Zresztą ze mną pan jeszcze nie rozmawiał. Proszę mówić. Szybciej skończymy.

      Zenon Dryła: To był normalny dzień. Nic szczególnego. Do osiemnastej byłem w mojej szkole tenisa. Potem wróciłem do domu i spędziłem wieczór z żoną. I tyle.

      Edyta Lichota: A pana syn? Co on wtedy robił?

      Zenon Dryła: (westchnięcie, długa pauza) O piętnastej miał przyjść na mały sparing z kolegą, ale się nie stawił. Dzwoniłem do niego, ale nie odbierał. Zresztą ten kolega też próbował i nic. Nie miałem czasu się tym przejmować, pomyślałem, że pogadam z nim następnego dnia. Bo wiecie, on wieczorami to w pubie pracuje i późno wraca… (pauza)… wracał… zanim to się stało… kurwa…

      Edyta Lichota: Potem już pan do niego nie dzwonił?

      Zenon Dryła: Nie. A co? Jeszcze tego nie wiecie? Przecież chyba sprawdziliście już billingi, co nie? Rano się dowiedziałem, co się stało. Od was zresztą!

      Edyta Lichota: Proszę odpowiadać na pytania.

      Zenon Dryła: Trzymacie mnie tu jak jakiegoś podejrzanego!

      Edyta Lichota: Nikt nie powiedział, że jest pan podejrzany.

      Zenon Dryła: Ale tak się czuję!

      Edyta Lichota: A ma pan powody?

      Zenon Dryła: Zwariowała pani?!

      Edyta Lichota: Zadam pytanie inaczej. Czy mamy powody, żeby traktować pana jak podejrzanego w sprawie morderstwa pańskiego syna i trzech innych osób?

      Zenon Dryła: Nie, nie macie!

      Edyta Lichota: Czy mówi panu coś nazwisko Filip Kański?

      Zenon Dryła: Nie.

      Edyta Lichota: Krystian Kubera?

      Zenon Dryła: Też nie.

      Edyta Lichota: A takie nazwiska, jak Arkadiusz Marczyński, Jan Kubera i Artur Kański coś panu mówią?

      Zenon Dryła: Nie, nic mi nie mówią.

      Edyta Lichota: Szybko pan odpowiada. Niech się pan tak nie spieszy, zdąży pan na zajęcia o dwunastej. Proszę się jeszcze raz zastanowić, jest pan całkowicie pewien, że nie zna pan tych osób?

      Zenon Dryła: Tak, jestem całkowicie pewien.

      Edyta Lichota: I nigdy pan ich nie widział?

      Zenon Dryła: Skoro ich nie znam, to ich nie widziałem, to chyba logiczne, prawda?

      Edyta Lichota: To ciekawe, bo ponoć ktoś widział was razem.

      Zenon Dryła: Kpi sobie pani ze mnie, pani prokurator? Czy to jeden z waszych testów?! Kim w ogóle jest ten człowiek obok pani?! Dostał zadanie, żeby się nie odzywać czy co?

      Edyta Lichota: Leszek Haratyk, kolega z pracy.

      Zenon