spuścił wzrok, ale Beria nie czekał na jego reakcję. Wiedział, co Zarubin miał na myśli, i uważał dokładnie tak samo.
– Na przełomie tysiąc dziewięćset dwudziestego ósmego i dwudziestego dziewiątego roku cała trójka została przerzucona do Polski – ciągnął major. – Dla Sosny i Jury sporządzono dokumenty na obywateli polskich pochodzenia niemieckiego. Obaj rzeczywiście pochodzą z zachodniej Polski, niegdyś pod panowaniem Niemiec. Legenda dla nich została opracowana w najdrobniejszych szczegółach: Sosna przedsiębiorca, Jura arystokrata, natomiast Lana, Polka, dziennikarka. Pochwalić trzeba tajną sekcję KPP za dobre przygotowanie legendy dla naszych ludzi i pomoc w ich adaptacji środowiskowej w Polsce – podkreślił Zarubin. – Głównym zadaniem Sosny i Jury było dotarcie do kręgów wojskowych Polski, natomiast Lana miała się zająć sferami politycznymi. W szczególności zależało nam na uzyskaniu dostępu do Oddziału Drugiego Sztabu Generalnego.
Zarubin zaczął teraz częściej zaglądać do notatek.
– W tysiąc dziewięćset trzydziestym pierwszym roku Sosna zwerbował do współpracy Władysława Kolińskiego, wówczas kapitana Wojska Polskiego. Otrzymał on kryptonim „Saxon”. Był szlachcicem, można nawet powiedzieć, że arystokratą. Pochodził z rodziny o silnych antyrosyjskich tradycjach. Jego dziadek został powieszony w czasie polskiego powstania tysiąc osiemset sześćdziesiątego trzeciego roku, Saxon uczestniczył w wojnie tysiąc dziewięćset dwudziestego roku w tak zwanych pułkach wielkopolskich, znanych ze zbrodni przeciw żołnierzom radzieckim. Koliński był zagorzałym zwolennikiem sojuszu polsko-niemieckiego przeciw ZSRR i podczas spotkań prywatnych dosyć swobodnie wyrażał swoje poglądy.
Przerwał na chwilę.
– No tak, Koliński pochodzi z Poznania – powiedział półgłosem, przeglądając notatki, po czym już głośno kontynuował: – Był agresywny, arogancki, próżny, bezkompromisowy, miał przerost ambicji, duże długi oraz słabość do kobiet. Brał udział w zamachu majowym i należał potem do bliskiego grona marszałka Piłsudskiego.
Zarubin poczuł, że jest jakby w transie. Nie widział rozmówców, tylko myśli, jak obrazy, w idealnym porządku przesuwały mu się przed oczami.
– Sosna zwerbował go pod flagą niemiecką nadzwyczaj łatwo. Do dzisiaj zapewne Koliński jest przekonany, że pracuje dla Niemców. Wrócę do tej sprawy nieco później – powiedział.
– Co to znaczy „nadzwyczaj łatwo”, towarzyszu Zarubin? Możecie to wyjaśnić? – zapytał Fitin.
Zarubin spodziewał się tego pytania.
– Saxon przed werbunkiem został wyjątkowo dobrze rozpracowany. Wiedzieliśmy o nim prawie wszystko. Zresztą otwarcie proniemieckie poglądy wypowiadało w tym czasie wielu oficerów z kręgów związanych z Piłsudskim. Podsumowując, można w skrócie powiedzieć, że Saxon jakby czekał na werbunek, choć oczywiście nie był oferentem. Już po drugim spotkaniu z Sosną zadeklarował ideowe podejście do sojuszu z Niemcami, oczywiście wsparte poważną kwotą pieniędzy. W rzeczywistości jest on zwyczajnym hipokrytą. Licząc się z możliwością podstawienia nam Saxona przez polski kontrwywiad, przeprowadziliśmy wobec niego dwie… – Zarubin spojrzał w notatki – nie, trzy dobrze zaplanowane kombinacje sprawdzeniowe, które dały jednoznacznie negatywny wynik. Po ugruntowaniu werbunku Sosna polecił Saxonowi zdecydowane wyciszenie jego otwarcie proniemieckich zachowań i generalnie powstrzymanie się od deklaracji politycznych, co ten wykonał bez zastrzeżeń. Przeszedł różne szczeble kariery wojskowej. Ostatnie stanowisko piastował w Głównym Inspektoracie Wojska Polskiego jako kontroler w stopniu pułkownika, stan na sierpień tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku. Przydział mobilizacyjny: Sztab Naczelnego Wodza.
Zarubin był autentycznie przekonujący i sprawiał wrażenie zadowolonego z przejrzystości swoich słów.
– W ciągu ośmiu lat Saxon przekazał nam szereg ważnych danych dotyczących planów mobilizacyjnych, dyslokacji jednostek, uzbrojenia Wojska Polskiego i innych. Szczególnie wartościowe były informacje o stanie armii polskiej w pasie wschodnim, wysoko ocenione przez nasz Sztab Generalny i osobiście towarzysza Stalina. Sosna otrzymał za to specjalne podziękowania kierownictwa partii.
– Jak rozumiem, Saxon przez tyle lat nie zorientował się, dla kogo pracuje – wtrącił spokojnie Fitin. – Jeżeli tak było, to chwała dla Sosny, ale jak uzasadnialiśmy nasze zainteresowanie informacjami dotyczącymi ZSRR? I drugie pytanie: czy istnieje możliwość odkrycia przed Saxonem, kto jest rzeczywiście jego partnerem?
Beria się ożywił i wpatrywał w Zarubina przez swoje pince-nez.
– Nie sądzę, byśmy w ogóle mogli stawiać sprawę w ten sposób – odparł szybko, zdecydowanym głosem Zarubin, bo od razu zauważył, że Fitin jeszcze słabo rozumie, na czym polega filozofia wywiadu. – Może nie powiedziałem tego wyraźnie – ciągnął – ale Saxon jest ideowym antykomunistą i polskim nacjonalistą. Gdybyśmy się odkryli, byłoby to szokiem nawet dla takiego hipokryty jak on. Trudno przewidzieć jego reakcję, ale w mojej ocenie rozłożyłoby to naszą współpracę. Saxon przekazywał informacje wojskowe z pasa wschodniego, gdyż uważał, że armia polska jest niedostatecznie przygotowana do starcia z ZSRR, a zbyt wiele inwestuje w przygotowania do wojny z Niemcami. Ostatnie spotkanie odbyło się przecież… w lipcu trzydziestego dziewiątego roku – odczytał z notatek. – Dojście Hitlera do władzy i zaostrzenie stosunków polsko-niemieckich nie złagodziło jego podejścia do sojuszu antysowieckiego. Nie ma zatem potrzeby, byśmy zmieniali formułę współpracy z Saxonem i zdejmowali niemiecką flagę.
To ostatnie stwierdzenie Zarubin wygłosił z pełnym przekonaniem.
– Saxon wykorzystywany był w jednym z naszych najważniejszych przedsięwzięć operacyjnych w Europie, obecnie nabierającym szczególnego znaczenia strategicznego dla bezpieczeństwa ZSRR. Towarzysze znają w ogólnych zarysach sprawę kryptonim „Krab” – powiedział Zarubin, myśląc, że nie zaszkodzi trochę się zabezpieczyć. – Sprawa „Krab” dotyczy niemieckiego systemu szyfrowania opartego na maszynie Enigma, najnowocześniejszego i praktycznie nie do złamania. Tak oceniają go nasi specjaliści. W tysiąc dziewięćset trzydziestym roku Andriej przy pomocy towarzyszy francuskich zwerbował młodego oficera wojskowej służby wywiadowczej Deuxième Bureau o kryptonimie „François”. Rok później został on oddelegowany do radiowywiadu francuskiego i współpracował przez pewien czas blisko z pułkownikiem Gustave’em Bertrandem, kryptonim „Orieł”, szefem tej jednostki. Mimo że nie miał bezpośredniego dostępu do interesujących nas źródeł, na podstawie jego informacji mogliśmy ustalić następujące fakty…
Zarubin znów pochylił się nad swoim notatnikiem i odliczywszy pięć głębokich oddechów, kontynuował:
– Pod koniec lat dwudziestych, w bliżej nieznanych okolicznościach, Polacy przejęli egzemplarz niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma i powołali w Biurze Szyfrów Oddziału Drugiego specjalny zespół naukowców mających rozpracować system. Początkowo nasi kryptolodzy nie mogli uwierzyć, by przedsięwzięcie to miało jakiekolwiek szanse powodzenia, tym bardziej że było prowadzone przez Polaków, ale w miarę napływu nowych informacji od naszych źródeł sytuacja wyglądała coraz poważniej. W tysiąc dziewięćset trzydziestym drugim roku na podstawie szczątkowych informacji od François ustaliliśmy, że znany nam dobrze agent francuski Rodolphe Lemoine, pseudonim „Joseph”, prawdopodobnie dokonał werbunku niemieckiego szyfranta. Sprawę zleciliśmy naszym ludziom w Berlinie. Nasze źródło w niemieckim kontrwywiadzie nie miało żadnych konkretnych informacji, jednak na podstawie analizy wytypowaliśmy, że Lemoine zwerbował szyfranta Hansa-Thilo Schmidta. Nie chcieliśmy zbyt intensywnie chodzić koło Schmidta, żeby go nie przypalić, bo przyjęliśmy założenie, że wcześniej czy później uzyskamy przez Francuzów lub Polaków dostęp do Enigmy, a im wcześniej, tym lepiej, więc Schmidta trzeba było chronić. Paradoksalnie korzystne było, że niemiecki kontrwywiad nic o tym nie wiedział.
Zarubin dostał zadyszki,