przyjaźni i partnerstwa, że dalsza współpraca także będzie przebiegać w duchu wzajemnego szacunku dla tożsamości i historycznej wrażliwości. Potem jest obiektywnie i o białych, i o czarnych kartach wspólnych dziejów:
Uznajemy i potępiamy każdy indywidualny przypadek okrucieństwa wobec Żydów, jakiego dopuścili się Polacy podczas II wojny światowej. Z dumą wspominamy heroiczne czyny licznych Polaków, w szczególności Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, którzy z narażeniem życia ratowali Żydów53.
Choć oczywiście w deklaracji zadbano o podkreślenie, że struktury Polskiego Państwa Podziemnego w żaden sposób nie były zaangażowane w kolaborację podczas eksterminacji Żydów – przeciwnie, stworzyły systemowe mechanizmy pomocy ofiarom.
Prawdziwy dyplomatyczny skarb znajdziemy jednak dopiero na koniec:
Oba rządy z całą mocą potępiają wszelkie formy antysemityzmu oraz dają wyraz swemu zaangażowaniu w zwalczanie jakichkolwiek jego przejawów. Oba rządy odrzucają również antypolonizm oraz inne negatywne stereotypy narodowe54.
Gdyby nie fakt, że konferencja odbyła się za pośrednictwem łącza elektronicznego – więc premier Morawiecki nigdzie nie podróżował – można by śmiało powiedzieć, że to właśnie dzięki temu zapisowi wrócił z negocjacji z tarczą. Być może straciliśmy przepis pozwalający skuteczniej karać tych, którzy pomawiają Naród Polski o współudział w Zagładzie – mógł powiedzieć – ale za to zdobyliśmy na piśmie potwierdzenie, że istnieje coś takiego jak antypolonizm. Bo największy problem turbopatriotów z antypolonizmem zawsze był taki, że gdziekolwiek się zwrócili, słyszeli, że coś podobnego w przyrodzie nie występuje.
To nie jest książka o antypolonizmie, tylko o turbopatriotyzmie. Bardziej od faktów interesuje mnie tu obraz świata przedstawiany przez polityków i publicystów, który staram się raczej opisać i zrozumieć, niż oceniać i konfrontować z rzeczywistością. Wydaje mi się jednak, że w tym miejscu warto powiedzieć wyraźnie, że z punktu widzenia badań nad kulturą antypolonizm jest faktem. Antypolskie uprzedzenia i stereotypy istnieją i mają się doskonale w wielu miejscach na świecie. Wydatnie przyczyniła się do tego imigracja – i ta starsza, na przykład do USA, i ta całkiem świeża, na przykład na Wyspy Brytyjskie. Antypolonizm – podobnie jak inne formy uprzedzeń wobec narodów, grup etnicznych, ras, klas, płci czy religii – przybiera różne formy. Od popularnych w USA „Polish jokes” (żartów o Polakach), przez cyniczne wykorzystywanie w debacie publicznej figur takich jak „polski hydraulik” zabierający pracę, aż po mowę nienawiści, a nawet akty przemocy. Jeżeli wierzymy, że ze słowami trzeba postępować ostrożnie, bo język ma moc kształtowania rzeczywistości, to niemieckie reklamy w „dowcipny” sposób nawiązujące do stereotypu Polaka złodzieja nie powinny nas bawić dokładnie tak samo jak kawały o „głupich blondynkach” czy „chciwych Żydach”55. Jednoznacznych przykładów antypolonizmu w najgorszej formie od kilku lat dostarczają też spory polityczne wokół brexitu. W ogniu kampanii na Wyspach pojawiały się obraźliwe, antypolskie graffiti, ulotki z hasłami w rodzaju „dość polskich szkodników – opuśćmy UE”. Odnotowano także przypadki agresji56.
Problem z turbopatriotycznym rozumieniem antypolonizmu nie polega więc w żadnym razie na tym, że widzi się coś, czego nie ma. Dotyczy natomiast dwóch bardzo konkretnych kwestii.
Po pierwsze, turbopatriotyzm traktuje antypolonizm użytkowo. Nie jako coś po prostu godnego potępienia, z czym należy walczyć, lecz jako swego rodzaju „kapitał moralny”, który powinniśmy wykorzystywać niczym kartę przetargową, angażując się w „rywalizację ofiar”57. Kto cierpiał i cierpi bardziej? Kto jest bardziej szykanowany i dyskryminowany? Komu należy się więcej współczucia, być może także wyrażonego w twardej walucie reparacji? „Skala antypolonizmu, który ujawnił się przy okazji całego tego zamieszania wokół ustawy o IPN-ie, jest bez porównania większa w środowiskach żydowskich niż skala antysemityzmu w Polsce” – przekonywał na przykład wicepremier Jarosław Gowin, stosując jak gdyby biblijną zasadę drzazgi i belki58. Antysemityzm przestaje być problemem, jeżeli antypolonizm przerasta go skalą o rząd wielkości. Niemcy nie mają prawa wtrącać się w kwestię naszej energetyki, praworządności, lasów czy czego tam jeszcze, bo przecież mordowali Polaków i burzyli polskie miasta. A Niemcy pouczający Polaków w kwestii walki z antysemityzmem to już szczyt wszystkiego. Rozpoznanie antypolonizmu nie prowadzi zatem w ramach turbopatriotycznej wizji świata do większej wrażliwości na cudze cierpienia, lecz przysłania skomplikowane i często niejednoznaczne mechanizmy współczesnej polityki, zastępując je prostą logiką: wycierpieliśmy najwięcej, więc najwięcej nam się należy.
Po drugie, antypolonizm przedstawia się często jako uniwersalny klucz do całej historii, zmieniając go z kategorii socjologicznej w teorię spiskową. Tak rozumiany antypolonizm łączy się doskonale z obsesją niepodległości, w perwersyjny sposób sycąc zarazem naszą potrzebę uznania i potrzebę cierpienia. To kolejny przykład turbopatriotycznej rozkoszy odczuwanej z powodu bólu. Skoro nie jesteśmy najmocniej lubiani ani najbardziej szanowani, to może przynajmniej będziemy tymi, których nienawidzi się i dyskryminuje najintensywniej. W ten sposób o antypolonizmie od lat mówiły autorytety polskiej skrajnej prawicy – Stanisław Michalkiewicz czy zmarły w 2017 roku Bogusław Wolniewicz. Tak opowiada się o nim na antenie Radia Maryja, pisze na prawicowych portalach.
O antypolonizmie pisze dziś wielu autorów, ale najważniejszym chyba teoretykiem tego pojęcia pozostaje Jerzy Robert Nowak. To fascynująca postać. Urodzony w roku 1940 historyk i publicysta, pierwotnie specjalizujący się w historii Węgier. W biogramie na jego oficjalnej stronie internetowej można przeczytać, że „po 1989 roku prof. J. R. Nowak odegrał większą niż ktokolwiek inny w Polsce rolę w ukazywaniu zagrożeń antypolonizmu i przełamywania tabu wokół problematyki żydowskiej”. I nie jest to czcza przechwałka. Nowak jest w tematyce antypolonizmu, zwłaszcza żydowskiego, publicystą niezwykle płodnym.
Od lat cierpliwie walczy też o uznanie w polityce. W 1989 roku kandydował do Senatu pod hasłem „Demokracja naszym wzorem – Robert Nowak senatorem”59, cztery lata później próbował sił w wyścigu do Sejmu z list Porozumienia Centrum, w roku 2001 kandydował z Ligi Polskich Rodzin, a w 2005 roku z własnej partii Dom Ojczysty, którą już rok później wykreślono z ewidencji. Niezrażony Nowak wkrótce spróbował ponownie, powołując do życia Ruch Przełomu Narodowego. (Pojęcie „przełomu narodowego” zapożyczył wprost z ideologii przedwojennej Falangi). Obecnie współpracuje z Ruchem Narodowym, z którego list startował w 2018 roku do Sejmiku Województwa Mazowieckiego. Żadna z tych prób nie zakończyła się sukcesem.
Znacznie lepiej idzie Nowakowi pisanie. Ma już na koncie imponujący zbiór kilkudziesięciu książek. Większość z nich ukazała się nakładem niszowego wydawnictwa MaRoN. (Tak się składa, że to zarazem pseudonim, pod którym teksty Nowaka publikowano w „Tygodniku Solidarność”).
Na początku lat dziewięćdziesiątych Nowak współpracował z Jarosławem Kaczyńskim, ale dziś publicznie wyraża swoje rozczarowanie rządami PiS. W swojej krytyce jest znacznie łagodniejszy niż wielu przedstawicieli Ruchu Narodowego, potępia jednak działania Kaczyńskiego takie jak odsunięcie od władzy Antoniego Macierewicza czy Jana Szyszki albo uczynienie premierem „bankstera Morawieckiego”60.
A jego zdanie słychać coraz głośniej, bo dzięki zręczności