Steven Kotler

Przyszłość jest bliżej, niż nam się wydaje


Скачать книгу

jedyny. Sięgając ponad stratosferę, trzej główni rywale biorą udział w zupełnie nowym rodzaju kosmicznego współzawodnictwa. Pierwszym z nich jest inżynier Greg Wyler. Ma on bogate doświadczenie związane z wykorzystaniem technologii do walki z ubóstwem. Na początku XXI wieku, dysponując bardzo ograniczonym budżetem, Wyler wprowadzał technologię 3G w afrykańskich społecznościach. Dzisiaj, wspierany miliardami dolarów od SoftBanku, Qualcomma i Virgin, uruchamia OneWeb, konstelację około 2 tysięcy satelitów zapewniającą powszechny dostęp do internetu z prędkością 5G.

      Chociaż OneWeb to znaczące ulepszenie sieci, Wyler jest jedynie Dawidem w porównaniu z finansowymi Goliatami – Amazonem i SpaceX. Na początku 2019 roku Amazon włączył się w to współzawodnictwo i ogłosił początek projektu Kuiper – konstelacji 3236 satelitów zaprojektowanych tak, żeby zapewnić całemu światu szerokopasmowy dostęp do sieci. SpaceX, mając czteroletnią przewagę nad Amazonem, podbił stawkę i w 2019 roku rozpoczął prace nad potężną konstelacją liczącą prawie 12 tysięcy satelitów (4 tysiące na wysokości 1150 kilometrów i 7,5 tysiąca na wysokości 340 kilometrów). Jeśli Elonowi Muskowi uda się zrealizować ten projekt, zapewni w ten sposób globalny dostęp do internetu z gigabitową prędkością.

      Jeszcze wyżej?

      Na wysokości 8 tysięcy kilometrów (specjalistyczne określenie to średnia orbita okołoziemska) ostatnim G w tej układance jest O3B. To skrót nazwy Other 3 Billion (Pozostałe trzy miliardy). Jest to zespół zbudowanych przez Boeinga satelitów zapewniających przepustowość rzędu terabitów, nazwany mPower network. Pozwoli on na dostęp do sieci wszystkim tym, którzy jeszcze go nie mają.

      Biorąc pod uwagę wszystkie te inicjatywy, możemy przyjąć, że w połowie tej dekady każdy, kto będzie chciał uzyskać dostęp do internetu, będzie go miał. Po raz pierwszy, przynajmniej w perspektywie sieci, spełni się nienowe marzenie, sięgające jeszcze lat 60. ubiegłego wieku – „Jedna planeta, jedna ludzkość”. A skoro liczba osób online wzrośnie dwukrotnie, będziemy najprawdopodobniej świadkami epokowego przyspieszenia technologicznej innowacyjności i globalnego wzrostu gospodarczego, jakiego świat jeszcze nie widział.

      Sensory

      W 2014 roku w laboratorium chorób zakaźnych w Finlandii badacz Petteri Lahtela dokonał ciekawego odkrycia. Doszedł do wniosku, że stany chorobowe, nad którymi prowadził badania, mają pewne cechy wspólne. Kiedy analizował choroby, które do tej pory lekarze uznawali za niepowiązane – na przykład boreliozę, choroby serca i cukrzycę – odkrył, że wszystkie mają negatywny wpływ na sen pacjentów.

      Skłoniło to Lahtelę do zadania sobie pytań, co jest przyczyną, a co skutkiem. Czy wszystkie te choroby powodowały problemy ze snem, czy było raczej na odwrót? Czy rozwiązanie problemów ze snem mogłoby doprowadzić do wyleczenia pacjentów lub przynajmniej do poprawy ich stanu? Co ważniejsze, jak to zrobić?

      Do odpowiedzi na te pytania, jak stwierdził Lahtela, były mu potrzebne dane. Dużo danych. Doszedł do wniosku, że do ich zbierania będzie mógł wykorzystać niedawne osiągnięcia technologiczne. W 2015 roku, dzięki szybkiemu rozwojowi smartfonów, nastąpiła konwergencja niewielkich baterii o dużej wydajności z małymi sensorami o ogromnych możliwościach. Tak miniaturowych, a równocześnie tak zaawansowanych, że Lahtela zdał sobie sprawę, iż będzie mógł ich użyć do skonstruowania monitora snu nowej generacji.

      Każde urządzenie elektroniczne, które mierzy jakąś wielkość fizyczną, na przykład natężenie światła, przyspieszenie lub temperaturę, a następnie wysyła te informacje do innych urządzeń w sieci, można uznać za sensor. Sensory, nad którymi zastanawiał się Lahtela, były monitorami akcji serca nowej generacji. Skutecznym sposobem monitorowania snu jest mierzenie częstości rytmu serca i jego odchyleń. Pewna liczba takich monitorów była już wówczas dostępna na rynku, były to jednak urządzenia poprzedniej generacji, które powodowały różnego rodzaju problemy. Fitbit i Apple Watch, na przykład, mierzyły przepływ krwi w nadgarstku za pomocą sensorów optycznych. Jednak tętnice w nadgarstku znajdują się zbyt głęboko pod skórą, żeby można było przeprowadzić dokładne pomiary. Na dodatek ludzie rzadko zakładają zegarki na noc – ze względu na to, że mogłyby przerwać sen, który powinny monitorować.

      Rozwiązaniem tych wszystkich problemów jest opracowana przez Lahtelę obrączka Oura. To elegancki pierścień z tytanu w kolorze czarnym, wyposażony w 3 sensory, które monitorują i obliczają 10 różnych parametrów związanych z funkcjonowaniem naszego ciała. Dzięki temu jest to najdokładniejszy monitor snu dostępny na rynku. O jego przewadze decyduje miejsce, w którym są dokonywane pomiary, i częstotliwość próbkowania sygnału. Tętnice palców przebiegają bliżej powierzchni skóry niż w nadgarstku, dzięki czemu za pomocą Oury można uzyskać znacznie lepszy obraz tego, co dzieje się z sercem. Urządzenia Apple’a i Garamonda mierzą przepływ krwi 2 razy na sekundę, w opaskach Fitbit liczba pomiarów została podniesiona do 12, natomiast Oura odczytuje dane 250 razy na sekundę. Badania przeprowadzone przez niezależne laboratoria potwierdzają, że połączenie lepszego obrazowania i wyższej częstotliwości próbkowania jest gwarancją, iż obrączka osiąga 99-procentową dokładność w porównaniu z medycznymi monitorami pracy serca i 98-procentową przy mierzeniu zmienności rytmu serca.

      Dwadzieścia lat temu sensory o takiej dokładności musiałyby kosztować miliony dolarów i zajmować sporej wielkości pomieszczenie. Dzisiaj Oura kosztuje około 300 dolarów i mieści się na palcu pacjenta – taki wpływ na sensory miał wykładniczy rozwój technologii. Branżowym określeniem tej sieci sensorów jest internet rzeczy – rozrastająca się sieć połączonych ze sobą inteligentnych urządzeń, która wkrótce opanuje cały świat. Warto prześledzić, jaki był przebieg tych rewolucyjnych zmian, co pozwoli nam zrozumieć, jak długą przeszliśmy drogę.

      W 1989 roku wynalazca John Romkey podłączył opiekacz do grzanek Sunbeam do sieci, tworząc w ten sposób pierwsze urządzenie internetu rzeczy. Dziesięć lat później socjolog Neil Gross właściwie odczytał pojawiające się oznaki i na łamach „BusinessWeek” opublikował słynną dzisiaj prognozę przyszłości. „W ciągu następnego wieku Ziemia przyoblecze się w elektroniczną powłokę. Będzie ona korzystała z internetu jako platformy do wzmacniania i transmitowania sygnałów z niej płynących. Taka powłoka powstaje już dzisiaj. Składa się z milionów wbudowanych elektronicznych urządzeń pomiarowych – termostatów, zaworów ciśnieniowych, wykrywaczy zanieczyszczeń, kamer, mikrofonów, czujników poziomu glukozy, aparatów EKG, elektroencefalografów. Będą one monitorować miasta i gatunki zagrożone wyginięciem, stan atmosfery, nasze statki, autostrady i floty ciężarówek, nasze konwersacje, nasze ciała – a nawet nasze marzenia”.

      Dekadę później przewidywania Grossa się potwierdziły. W 2009 roku liczba urządzeń podłączonych do internetu przewyższyła liczbę osób żyjących na Ziemi (12,5 miliarda urządzeń i 6,8 miliarda ludzi, czyli 1,84 podłączonego urządzenia na osobę). Rok później, w związku z rozwojem smartfonów, zaczęły gwałtowanie spadać ceny sensorów. W 2015 roku dzięki postępowi, jaki dokonał się w tym zakresie, pojawiło się 15 miliardów urządzeń podłączonych do sieci. Większość tych urządzeń zawiera co najmniej kilka sensorów – przeciętny smartfon ma ich około 20 – co wyjaśnia również, dlaczego rok 2020 oznacza początek tego, co zostało nazwane „naszym światem biliona sensorów”.

      Na pewno na tym nie poprzestanie. Naukowcy z Uniwersytetu Stanforda szacują, że do 2030 roku będzie 500 miliardów urządzeń podłączonych do internetu (a każde z nich będzie wyposażone w dziesiątki sensorów). Według badań przeprowadzonych przez Accenture stworzy to sektor gospodarki wart 14,2 biliona dolarów. Za tymi liczbami ukrywa się dokładnie to, co Gross miał na myśli – elektroniczna powłoka, która rejestruje wszelkie sygnały na Ziemi.

      Zastanówmy się nad sensorami optycznymi. Pierwszy cyfrowy aparat fotograficzny