Arnold Schwarzenegger

Pamięć absolutna. Nieprawdopodobnie prawdziwa historia mojego życia


Скачать книгу

gwiazdora, którego zdjęcie powiesiłem na ścianie i który stał się dla mnie inspiracją. Ledwo wydobywałem głos. Cały angielski, którego się nauczyłem, w jednej chwili wyparował mi z głowy.

      Reg mieszkał wtedy w Johannesburgu, gdzie miał sieć siłowni, ale kilka razy w roku przyjeżdżał do Anglii w interesach. Przyjaźnił się z Bennettami i wspaniałomyślnie zgodził się pokazać mi kilka sztuczek. Wag i Dianne uważali, że moje szanse na zdobycie tytułu Mister Universe wzrosną, gdy stanę się znany w Anglii. Kulturyści dawali się poznać publiczności, jeżdżąc w trasy – promotorzy z całych Wysp Brytyjskich organizowali lokalne imprezy i występując na nich, można było wyrobić sobie nazwisko i przy okazji zgarnąć trochę pieniędzy. Tak się złożyło, że Reg jechał na taką imprezę do Belfastu w Irlandii Północnej i zaproponował, żebym mu towarzyszył. Wyrabianie sobie nazwiska w świecie kulturystyki wygląda podobnie jak w świecie polityki: jeździ się od miasteczka do miasteczka, licząc, że ludzie zaczną o tobie mówić. Ta strategia okazała się skuteczna i popularność, jaką zdobyłem, pomogła mi w końcu zostać Mister Universe.

      Pewnego wieczoru stałem za kulisami i patrzyłem, jak Reg pozuje na scenie przed widownią złożoną z kilkuset rozentuzjazmowanych fanów. Później podszedł do mikrofonu i wywołał mnie na scenę. Umilkł, gdy ja popisywałem się swoją siłą: podniosłem sto dwadzieścia pięć kilogramów w podrzucie i wykonałem martwy ciąg, dźwigając pięć razy dwieście dwadzieścia sześć kilogramów. Na koniec zaprezentowałem pozy kulturystyczne, co wywołało owację na stojąco. Już miałem zejść ze sceny, gdy Reg powiedział:

      – Arnoldzie, podejdź tu.

      Podszedłem do mikrofonu, a wtedy rzucił:

      – Powiedz coś do tych ludzi.

      Odparłem:

      – Nie, nie, nie.

      – Dlaczego nie?

      – Bo nie mówię tak dobrze po angielsku.

      – Hej – on na to – nieźle ci idzie! Nagrodźmy go oklaskami. Facet, który nie zna angielskiego, musi mieć odwagę, żeby wypowiedzieć takie trudne zdanie. – Zaczął klaskać i wszyscy się do niego przyłączyli.

      Pomyślałem: Jezu, to niesamowite. Podoba im się to, co mówię!

      Reg tymczasem ciągnął:

      – Powiedz: „Lubię Irlandię”.

      – Lubię Irlandię. – Znowu oklaski.

      – Pamiętam, jak mi powiedziałeś, że pierwszy raz będziesz w Belfaście i że nie możesz się już doczekać, kiedy tam przyjedziemy.

      Tak było?

      – Tak.

      – Więc powiedz to teraz! „Nie mogłem się doczekać…”.

      – Nie mogłem się doczekać…

      – „Żeby tu przyjechać”. – O rany, i znowu oklaski. Za każde zdanie, które Reg kazał mi powtórzyć, dostawałem aplauz.

      Gdyby dzień wcześniej mnie uprzedził: „Kiedy wyjdziesz na scenę, poproszę cię, żebyś powiedział kilka słów”, byłbym śmiertelnie przerażony. A w ten sposób, nie stresując się, ćwiczyłem przemawianie do publiczności. Nie musiałem się martwić, czy ludzie mnie zaakceptują, ani myśleć, co mam mówić. Nie bałem się, bo przede wszystkim chodziło o prezentację ciała. Podnosiłem ciężary. Prezentowałem pozy. Wiedziałem, że mnie polubili. To było super.

      Później obserwowałem Rega na kilku imprezach. Wspaniale przemawiał. Potrafił rozbawić ludzi. Wychodził do nich. Opowiadał anegdoty. I był Herkulesem! Mister Universe! Poza tym znał się na winach, najedzeniu, mówił po francusku i włosku. Był jednym z tych wszechstronnych facetów. Przyglądałem się, jak trzyma mikrofon, i mówiłem sobie: „Ty też tak musisz. Nie możesz tylko pozować na scenie jak robot, a potem zaraz z niej schodzić, bo ludzie się na tobie nie poznają. Reg Park z nimi rozmawia. To jedyny znany mi kulturysta, który to robi. Dlatego go kochają. Dlatego jest Regiem Parkiem”.

***

      Po powrocie do Monachium skupiłem się na rozwijaniu biznesu, czyli siłowni. Stary Putziger rzadko się w niej pokazywał, co Albertowi i mnie bardzo odpowiadało. Tworzyliśmy zgraną ekipę. Albert kierował wszystkim – wysyłkową sprzedażą odżywek, czasopismem i siłownią – wykonując robotę za kilku ludzi. Ja miałem za zadanie, oprócz treningów, pozyskiwać nowych klientów. Oczywiście naszym celem było prześcignięcie Smolany i zdobycie pozycji najlepszej siłowni w mieście. Pierwszym krokiem była, rzecz jasna, reklama, ale nie bardzo mogliśmy sobie na nią pozwolić, więc sami zlecaliśmy druk plakatów, czekaliśmy do późnego wieczora, a potem chodziliśmy po mieście, rozklejając je na budowach, ponieważ sądziliśmy, że bodybuilding może zainteresować budowlańców.

      Jednak ta strategia nie przynosiła takich efektów, jakich się spodziewaliśmy. Zachodziliśmy w głowę, dlaczego tak się dzieje, aż któregoś dnia Albert przechodził obok jednego z placów budowy i zauważył na murze plakat Smolany, w tym samym miejscu, w którym wcześniej znajdował się nasz. Okazało się, że Smolana wysyłał swoich ludzi na miasto, żeby przyklejali jego plakaty na naszych, zanim jeszcze zdążył wyschnąć klej. Zmieniliśmy więc system. Rozlepialiśmy plakaty o północy, a potem o czwartej nad ranem robiliśmy drugą rundkę, by się upewnić, że gdy budowlańcy przyjdą do pracy, nasze będą na wierzchu. W efekcie tej plakatowej wojny szeregi naszych klientów zaczęły powoli rosnąć.

      Wprawdzie Smolana miał więcej miejsca, ale u nas była lepsza atmosfera i lepsza zabawa. To stanowiło nasz atut. Przychodzili też do nas zapaśnicy. Obecnie wrestling to potężna dyscyplina sportu, którą interesuje się telewizja, jednak w tamtych czasach zapaśnicy jeździli od miasta do miasta i walczyli na imprezach. Gdy przyjeżdżali do Monachium, występowali w Circus Krone, gdzie znajdowała się wielka arena. Na walki zapaśników przychodziły tłumy.

      Zapaśnicy zawsze szukali miejsc, w których mogliby trenować, i gdy usłyszeli o mnie, zaczęli wybierać naszą siłownię. Trenowałem z takimi facetami jak Harold Sakata z Hawajów, który grał niegodziwego Oddjoba w Goldfingerze, filmie o Jamesie Bondzie z 1964 roku. Jak wielu zawodowych zapaśników, Harold zaczynał od podnoszenia ciężarów – na letniej olimpiadzie w Londynie w 1948 roku zdobył srebrny medal dla Stanów Zjednoczonych. Przychodzili do nas także zapaśnicy węgierscy i francuscy – goście z całego świata. Czasami otwierałem dla nich siłownię w porach, gdy zwykle była zamknięta, a wieczorami chodziłem oglądać, jak walczą. Na wszelkie sposoby chcieli zrobić ze mnie zapaśnika, ale ja miałem inne plany.

      Byłem jednak dumny, że nasza siłownia stała się takim małym ONZ-etem, bo chciałem, żeby wszystko, co robię, miało wymiar globalny. Zachodzili do nas również przejeżdżający przez miasto amerykańscy i angielscy kulturyści, a wieść, że Universum Sport Studio to doskonałe miejsce do ćwiczeń, rozeszła się niebawem także wśród stacjonujących w pobliżu amerykańskich żołnierzy.

      Szeroka i różnorodna klientela służyła jednocześnie reklamie. Jeśli ktoś mi mówił:

      – Hm, byłem w jednej z siłowni należących do Smolany, mają tam lepszy sprzęt niż wy.

      – Może rzeczywiście mają jedno pomieszczenie więcej – odpowiadałem. – Ale zastanów się, dlaczego wszyscy wolą przychodzić tutaj. Jeśli amerykański kulturysta przybywa zza oceanu, trenuje u nas. Jeśli żołnierz szuka siłowni, trenuje u nas. Jeśli zawodowy zapaśnik zatrzymuje się w mieście, trenuje u nas. Przychodzą do nas nawet kobiety! – Włączyłem tę gadkę do stałego repertuaru.

      Pierwsze sukcesy w Londynie upewniły mnie, że jestem na właściwej drodze i że to, co chcę osiągnąć, nie jest niedorzecznym wymysłem.