gwiazdora, którego zdjęcie powiesiłem na ścianie i który stał się dla mnie inspiracją. Ledwo wydobywałem głos. Cały angielski, którego się nauczyłem, w jednej chwili wyparował mi z głowy.
Reg mieszkał wtedy w Johannesburgu, gdzie miał sieć siłowni, ale kilka razy w roku przyjeżdżał do Anglii w interesach. Przyjaźnił się z Bennettami i wspaniałomyślnie zgodził się pokazać mi kilka sztuczek. Wag i Dianne uważali, że moje szanse na zdobycie tytułu Mister Universe wzrosną, gdy stanę się znany w Anglii. Kulturyści dawali się poznać publiczności, jeżdżąc w trasy – promotorzy z całych Wysp Brytyjskich organizowali lokalne imprezy i występując na nich, można było wyrobić sobie nazwisko i przy okazji zgarnąć trochę pieniędzy. Tak się złożyło, że Reg jechał na taką imprezę do Belfastu w Irlandii Północnej i zaproponował, żebym mu towarzyszył. Wyrabianie sobie nazwiska w świecie kulturystyki wygląda podobnie jak w świecie polityki: jeździ się od miasteczka do miasteczka, licząc, że ludzie zaczną o tobie mówić. Ta strategia okazała się skuteczna i popularność, jaką zdobyłem, pomogła mi w końcu zostać Mister Universe.
Pewnego wieczoru stałem za kulisami i patrzyłem, jak Reg pozuje na scenie przed widownią złożoną z kilkuset rozentuzjazmowanych fanów. Później podszedł do mikrofonu i wywołał mnie na scenę. Umilkł, gdy ja popisywałem się swoją siłą: podniosłem sto dwadzieścia pięć kilogramów w podrzucie i wykonałem martwy ciąg, dźwigając pięć razy dwieście dwadzieścia sześć kilogramów. Na koniec zaprezentowałem pozy kulturystyczne, co wywołało owację na stojąco. Już miałem zejść ze sceny, gdy Reg powiedział:
– Arnoldzie, podejdź tu.
Podszedłem do mikrofonu, a wtedy rzucił:
– Powiedz coś do tych ludzi.
Odparłem:
– Nie, nie, nie.
– Dlaczego nie?
– Bo nie mówię tak dobrze po angielsku.
– Hej – on na to – nieźle ci idzie! Nagrodźmy go oklaskami. Facet, który nie zna angielskiego, musi mieć odwagę, żeby wypowiedzieć takie trudne zdanie. – Zaczął klaskać i wszyscy się do niego przyłączyli.
Pomyślałem: Jezu, to niesamowite. Podoba im się to, co mówię!
Reg tymczasem ciągnął:
– Powiedz: „Lubię Irlandię”.
– Lubię Irlandię. – Znowu oklaski.
– Pamiętam, jak mi powiedziałeś, że pierwszy raz będziesz w Belfaście i że nie możesz się już doczekać, kiedy tam przyjedziemy.
Tak było?
– Tak.
– Więc powiedz to teraz! „Nie mogłem się doczekać…”.
– Nie mogłem się doczekać…
– „Żeby tu przyjechać”. – O rany, i znowu oklaski. Za każde zdanie, które Reg kazał mi powtórzyć, dostawałem aplauz.
Gdyby dzień wcześniej mnie uprzedził: „Kiedy wyjdziesz na scenę, poproszę cię, żebyś powiedział kilka słów”, byłbym śmiertelnie przerażony. A w ten sposób, nie stresując się, ćwiczyłem przemawianie do publiczności. Nie musiałem się martwić, czy ludzie mnie zaakceptują, ani myśleć, co mam mówić. Nie bałem się, bo przede wszystkim chodziło o prezentację ciała. Podnosiłem ciężary. Prezentowałem pozy. Wiedziałem, że mnie polubili. To było super.
Później obserwowałem Rega na kilku imprezach. Wspaniale przemawiał. Potrafił rozbawić ludzi. Wychodził do nich. Opowiadał anegdoty. I był Herkulesem! Mister Universe! Poza tym znał się na winach, najedzeniu, mówił po francusku i włosku. Był jednym z tych wszechstronnych facetów. Przyglądałem się, jak trzyma mikrofon, i mówiłem sobie: „Ty też tak musisz. Nie możesz tylko pozować na scenie jak robot, a potem zaraz z niej schodzić, bo ludzie się na tobie nie poznają. Reg Park z nimi rozmawia. To jedyny znany mi kulturysta, który to robi. Dlatego go kochają. Dlatego jest Regiem Parkiem”.
Po powrocie do Monachium skupiłem się na rozwijaniu biznesu, czyli siłowni. Stary Putziger rzadko się w niej pokazywał, co Albertowi i mnie bardzo odpowiadało. Tworzyliśmy zgraną ekipę. Albert kierował wszystkim – wysyłkową sprzedażą odżywek, czasopismem i siłownią – wykonując robotę za kilku ludzi. Ja miałem za zadanie, oprócz treningów, pozyskiwać nowych klientów. Oczywiście naszym celem było prześcignięcie Smolany i zdobycie pozycji najlepszej siłowni w mieście. Pierwszym krokiem była, rzecz jasna, reklama, ale nie bardzo mogliśmy sobie na nią pozwolić, więc sami zlecaliśmy druk plakatów, czekaliśmy do późnego wieczora, a potem chodziliśmy po mieście, rozklejając je na budowach, ponieważ sądziliśmy, że bodybuilding może zainteresować budowlańców.
Jednak ta strategia nie przynosiła takich efektów, jakich się spodziewaliśmy. Zachodziliśmy w głowę, dlaczego tak się dzieje, aż któregoś dnia Albert przechodził obok jednego z placów budowy i zauważył na murze plakat Smolany, w tym samym miejscu, w którym wcześniej znajdował się nasz. Okazało się, że Smolana wysyłał swoich ludzi na miasto, żeby przyklejali jego plakaty na naszych, zanim jeszcze zdążył wyschnąć klej. Zmieniliśmy więc system. Rozlepialiśmy plakaty o północy, a potem o czwartej nad ranem robiliśmy drugą rundkę, by się upewnić, że gdy budowlańcy przyjdą do pracy, nasze będą na wierzchu. W efekcie tej plakatowej wojny szeregi naszych klientów zaczęły powoli rosnąć.
Wprawdzie Smolana miał więcej miejsca, ale u nas była lepsza atmosfera i lepsza zabawa. To stanowiło nasz atut. Przychodzili też do nas zapaśnicy. Obecnie wrestling to potężna dyscyplina sportu, którą interesuje się telewizja, jednak w tamtych czasach zapaśnicy jeździli od miasta do miasta i walczyli na imprezach. Gdy przyjeżdżali do Monachium, występowali w Circus Krone, gdzie znajdowała się wielka arena. Na walki zapaśników przychodziły tłumy.
Zapaśnicy zawsze szukali miejsc, w których mogliby trenować, i gdy usłyszeli o mnie, zaczęli wybierać naszą siłownię. Trenowałem z takimi facetami jak Harold Sakata z Hawajów, który grał niegodziwego Oddjoba w Goldfingerze, filmie o Jamesie Bondzie z 1964 roku. Jak wielu zawodowych zapaśników, Harold zaczynał od podnoszenia ciężarów – na letniej olimpiadzie w Londynie w 1948 roku zdobył srebrny medal dla Stanów Zjednoczonych. Przychodzili do nas także zapaśnicy węgierscy i francuscy – goście z całego świata. Czasami otwierałem dla nich siłownię w porach, gdy zwykle była zamknięta, a wieczorami chodziłem oglądać, jak walczą. Na wszelkie sposoby chcieli zrobić ze mnie zapaśnika, ale ja miałem inne plany.
Byłem jednak dumny, że nasza siłownia stała się takim małym ONZ-etem, bo chciałem, żeby wszystko, co robię, miało wymiar globalny. Zachodzili do nas również przejeżdżający przez miasto amerykańscy i angielscy kulturyści, a wieść, że Universum Sport Studio to doskonałe miejsce do ćwiczeń, rozeszła się niebawem także wśród stacjonujących w pobliżu amerykańskich żołnierzy.
Szeroka i różnorodna klientela służyła jednocześnie reklamie. Jeśli ktoś mi mówił:
– Hm, byłem w jednej z siłowni należących do Smolany, mają tam lepszy sprzęt niż wy.
– Może rzeczywiście mają jedno pomieszczenie więcej – odpowiadałem. – Ale zastanów się, dlaczego wszyscy wolą przychodzić tutaj. Jeśli amerykański kulturysta przybywa zza oceanu, trenuje u nas. Jeśli żołnierz szuka siłowni, trenuje u nas. Jeśli zawodowy zapaśnik zatrzymuje się w mieście, trenuje u nas. Przychodzą do nas nawet kobiety! – Włączyłem tę gadkę do stałego repertuaru.
Pierwsze sukcesy w Londynie upewniły mnie, że jestem na właściwej drodze i że to, co chcę osiągnąć, nie jest niedorzecznym wymysłem.