naoczny świadek podczas tajnego egipskiego śledztwa – na podłogę upadł kawałek papieru. Pułkownik schylił się, żeby go podnieść, i w tej chwili nastąpił wybuch”. Hafez został śmiertelnie ranny. Niektórzy z obecnych zeznawali, że kiedy leżał na podłodze, krzyczał: „Dopadliście mnie, psy!”142.
Następnego dnia wieczorem Natan Rotberg złożył wizytę wujowi, ojcu Roia. Specjalnie z tej okazji włożył mundur galowy. „Powiedziałem mu: «Szmariachu, w twoim imieniu wyrównałem rachunki z Mustafą Hafezem» – wspominał. – Czy mu to pomogło? Nie jestem pewien. Ale na pewno pomogło mnie. Byłem szczęśliwy. Szmariachu milczał. W jego oczach pojawiły się łzy. Podziękował mi za tę wiadomość”.
Egipcjanie czuli zbyt wielkie upokorzenie, aby publicznie przyznać, że ich ochrona zawiodła. Dzień po śmierci Hafeza w egipskiej gazecie „Al-Ahram” pojawiła się notatka: „Pułkownik Mustafa Hafez, stacjonujący w Strefie Gazy, zginął, gdy jego pojazd najechał na minę. […] Był jednym z bohaterów wojny w Palestynie i walczył o jej wyzwolenie. Jego bohaterskie czyny złotymi zgłoskami zapisały się w historii, a nazwisko budziło strach w Izraelu”.
W dniu śmierci Hafeza Salah Mustafa, egipski attaché wojskowy w Ammanie, otrzymał pocztą egzemplarz książki Achtung Panzer! Heinza Guderiana, niemieckiego bohatera wojennego i jednego z ojców koncepcji blitzkriegu. Awraham Dar, miłośnik historii wojskowości, wybrał akurat tę pozycję, ponieważ był pewny, że Salah uzna ją za cenny prezent. Dwóch mista’arwimów znalazło się we wschodniej Jerozolimie, która znajdowała się pod rządami Jordanii, i nadało stamtąd przesyłkę, dzięki czemu stempel pocztowy nie wzbudził podejrzeń. Salah, do którego nie dotarły jeszcze wieści o ataku na jego kolegę w Gazie, otworzył książkę, a ta wybuchła. Zmarł w szpitalu143.
Szef Sztabu Generalnego Sił Obronnych Izraela Mosze Dajan docenił znaczenie tych dwóch akcji i urządził w swoim ogrodzie wystawne przyjęcie z okazji zabicia Hafeza i Salaha. Listę gości ułożył Awraham Dar.
4
CAŁE NACZELNE DOWÓDZTWO ZA JEDNYM ZAMACHEM
Zamachy na Hafeza i Salaha wstrząsnęły egipskim wywiadem wojskowym i zmniejszyły liczbę ataków terrorystycznych w Izraelu. Z izraelskiego punktu widzenia był to sukces.
Jednak wkrótce potem niebo nad całym regionem zachmurzyło się z innego powodu.
26 lipca 1956 roku prezydent Egiptu Gamal Abdel Naser, płynąc na fali antykolonializmu, znacjonalizował Kanał Sueski, kluczowe połączenie między morzami Śródziemnym i Czerwonym. Rządy Francji i Wielkiej Brytanii, których obywatele byli głównymi udziałowcami w niezwykle dochodowej kompanii obsługującej drogę wodną, wpadły we wściekłość. Izrael pragnął odzyskać przeprawę przez kanał, ale równocześnie ujrzał w tym szansę na przekazanie Egiptowi jasnego komunikatu – a mianowicie, że Naser powinien w końcu zapłacić za wysyłanie bojowników do Strefy Gazy i że jego jednoznaczne pragnienie zniszczenia Izraela spotka się z miażdżącą reakcją.
Ta zbieżność interesów doprowadziła do zawarcia tajnego sojuszu między trzema państwami, w którym główną rolę odegrał energiczny młody dyrektor generalny Ministerstwa Obrony Izraela Szimon Peres. W myśl ambitnego planu wojennego Izrael miał najechać półwysep Synaj, dostarczając tym samym Francji i Wielkiej Brytanii pretekstu (był nim kryzys zagrażający Kanałowi Sueskiemu) do podobnego ataku. Francja obiecała zapewnić Izraelowi lotniczy parasol ochronny, by uniemożliwić ataki egipskim siłom powietrznym.
Niedługo przed godziną zero funkcjonariusze Amanu dowiedzieli się, że delegacja, w której skład wchodził głównodowodzący egipskich sił zbrojnych generał Abd al-Hakim Amir i wielu innych oficjeli, ma wylecieć samolotem z Kairu do Damaszku. Druga taka okazja mogła się nie zdarzyć. Jednym precyzyjnym uderzeniem Izrael mógł się pozbyć niemal całego dowództwa egipskiej armii.
Lotnictwo zaczęło prowadzić intensywne ćwiczenia w nocnym przechwytywaniu, trudnej operacji wykorzystującej wszelkie dostępne wówczas możliwości techniczne. Ben Gurion i Dajan uznali, że Izrael musi zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby ukryć swój udział w akcji, tak aby nic nie wskazywało na to, że samolot nie rozbił się z powodu usterki144.
Operacja otrzymała kryptonim „Tarnegol” (hebr. „kogut”).
Egipcjanie mieli wrócić z Damaszku do Kairu w dwóch samolotach Ił-14. Aman przydzielił zadanie namierzenia powietrznego konwoju jednostce specjalizującej się w rozpoznaniu z kanałów łączności (SIGINT)145. Oddział (znany obecnie pod nazwą Jednostka 8200) odniósł już wiele znaczących sukcesów podczas pierwszej wojny izraelsko-arabskiej, a dzięki temu, że potem Aman zainwestował w jego rozwój, rozrósł się – i zdaniem niektórych stał się najważniejszy w Siłach Obronnych Izraela.
Inwestycja się opłaciła. Kilka dni przed wylotem delegacji z Kairu do Damaszku technikom z jednostki wywiadu z kanałów łączności udało się ustalić, z jakiej częstotliwości prawdopodobnie będą korzystać Egipcjanie podczas krótkiego lotu do stolicy Egiptu. Dwudziestu izraelskich radiooperatorów, wszyscy poniżej dwudziestego piątego roku życia, siedziało w napięciu w siedzibie w mieście Ramat ha-Szaron, na północ od Tel Awiwu, dyżurując na okrągło w oczekiwaniu, aż Egipcjanie opuszczą pas kołowania w Damaszku. Naczelne dowództwo wywierało silną presję na Jednostkę 8200, ponieważ na 29 października zaplanowano lądową inwazję na Synaj, a chaos z powodu utraty całego sztabu z pewnością wpłynąłby niekorzystnie na Egipcjan. Czas się kończył.
Dni mijały wolno, radiooperatorzy czekali cierpliwie na dźwięk w słuchawkach146. Nastał świt 28 października, dzień przed godziną zero, a Egipcjanie wciąż nie opuścili Syrii. W końcu, o drugiej po południu 28 października, nadszedł sygnał, którego Izraelczycy oczekiwali: piloci iłów-14 przygotowywali się do wylotu.
Do dramatycznej misji wyznaczono Mattiasa „Chatto” Birgera, dowódcę 119. Eskadry Sił Powietrznych Izraela i najlepszego pilota tamtych czasów. Około dwudziestej jednostka wywiadu łączności poinformowała lotnictwo wojskowe, że tylko jeden z dwóch egipskich iłów wzbił się w powietrze. Jednak liczono na to, że na jego pokładzie znajdują się wszyscy wyżsi rangą oficerowie. Operacja „Kogut” się rozpoczęła.
Chatto wsiadł do samolotu Gloster Meteor NF.Mk.13 i wystartował. Towarzyszył mu nawigator Eliasziw „Sziwi” Brosz. Noc była wyjątkowo ciemna, tak ciemna, że ledwie dostrzegali horyzont.
Chatto wzbił się na wysokość trzech tysięcy metrów i wyrównał lot. Radar wykrył zbliżający się samolot.
– Kontakt, kontakt, kontakt! – odezwał się Sziwi przez interkom. – Na drugiej, na naszej wysokości, pięć kilometrów przed nami, leci na trzecią. Teraz jest na czwartej! W prawo! Wolniej! Podchodzisz za szybko!
Na tle czarnego nieba Chatto ujrzał niewielkie pomarańczowe płomienie wydobywające się z rur wydechowych iła.
– Cel w zasięgu wzroku – poinformował kontrolę naziemną.
– Muszę mieć potwierdzenie, że to ten samolot – powiedział Dan Tolkowski, dowódca Sił Powietrznych, który dowodził kontrolą naziemną. – Takie ponad wszelką wątpliwość. Jasne?
Chatto obrócił się nieznacznie w lewo, aż ujrzał światło w oknach przedziału pasażerskiego samolotu. Okna kokpitu były większe od innych. Oto potwierdzenie, pomyślał. Tylko ił ma takie okna. Zauważył również ludzi w wojskowych mundurach krążących między siedzeniami.
– Identyfikacja