nawet, o co chodzi. Przemknęło jej przez myśl, że może liczy na kolejny donos.
Zaparkowała na chodniku naprzeciw kawiarni. Nie było to miejsce parkingowe, ale uznała, że nadaje się w sam raz. Zresztą nie stała tu jako jedyna. Wyszła z samochodu, przejrzała się w oknie, a potem ruszyła do Green Caffè Nero.
Szczerbiński uniósł dłoń, dostrzegając prawniczkę. Siedział tuż przy oknie, zamówił sobie kawę i kanapkę, która wyglądem i zapachem działała na Chyłkę drażniąco.
– Co to jest? – zapytała.
Aspirant wyglądał na nieco zmieszanego.
– Dzień dobry – powiedział.
– Czołem – odparła, wskazując na danie. – Co to?
– Kanapka z łososiem i avocado.
Joanna długo milczała.
– Coś nie tak? – zapytał Szczerbaty.
– Nie – odpowiedziała, zajmując miejsce przy stoliku. Rozejrzała się niepewnie, czując, że jest na obcym, wrogim terenie. – Pełno tu hipsterów.
Szczerbiński również powiódł wzrokiem wokół. Nikt nie złowił jego spojrzenia. Najwyraźniej umundurowany policjant pozostawał dla bywalców niewidzialny.
Aspirant odchrząknął i napił się kawy.
– Ile to już minęło od sprawy Langera? – odezwał się.
– Półtora roku? Dwa lata? Nie wiem, nie śledzę upływu czasu tak skrupulatnie.
– Wydaje mi się, że…
– I nie przyszłam tu na wspominki.
– Rozumiem – odparł, odstawiając kawę i zawijając kanapkę w papier. – W takim razie co dla mnie pani ma?
– Przejdźmy na ty, aspirancie.
– Awansowali mnie na aspiranta sztabowego.
Joanna pokiwała głową z uznaniem, ułożyła ręce jak do klaskania, a potem spojrzała na niego spode łba.
– Nie robi to na mnie specjalnego wrażenia, aspirancie sztabowy – powiedziała. – I to nie ja przychodzę z czymś do ciebie, a ty do mnie.
Nie wyglądał na zadowolonego. Musiał szybko zrozumieć, że zjawienie się tutaj mogło okazać się potencjalnym błędem. Rozpakował na powrót kanapkę i ugryzł kawałek. Chyłka poczuła nieprzyjemny zapach łososia. Przywołał wspomnienia, które chciała upchnąć głęboko w odmętach pamięci.
– Robert Horwat – powiedziała. – A właściwie Bukano.
– Hm? – mruknął z pełnymi ustami policjant.
– Zostanie zatrzymany za dwa, może trzy dni, jeśli prokuratura będzie utrzymywać swoje zwyczajowe tempo.
– Przykro mi, ale nie wiem, o czym mówisz.
Joanna westchnęła i powiodła wzrokiem po lokalu. Złowiwszy wzrok baristy, uniosła rękę, by go przywołać. Ten zrobił bezradną minę i rozłożył ręce.
– Nie mają tu kelnerów? – burknęła.
– Musisz podejść.
Po chwili wróciła z espresso special. Piętnaście gramów czarnej jak smoła kawy.
– Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale nie mam całego dnia – oświadczył Szczerbaty, podciągając rękaw kurtki mundurowej. – Możemy przejść do rzeczy?
Zauważyła, że zjadł już kanapkę i powoli dopijał swoją kawę.
– Jasne – odparła. – Chodzi o te dwa trupy przy torowisku na Ursusie.
– Przy Prażmowskiej?
– A były w ostatnim czasie jakieś inne?
Aspirant wyprężył klatkę piersiową.
– Co w związku z nimi? – zapytał.
– Bronię faceta, który jest głównym podejrzanym.
– Przecież to miało miejsce dopiero wczoraj i nikt jeszcze nie…
– Daruj sobie.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Joanna pociągnęła niewielki łyk kawy. Od razu zrobiło jej się lepiej i odniosła złudne wrażenie, jakby wypity dziś rano alkohol nagle wyparował. Zmrużyła oczy i przyjrzała się Szczerbińskiemu. Z pewnością czuć od niej było tequilą, jakkolwiek policjant najwyraźniej albo miał problemy z węchem, albo postanowił ten fakt zignorować.
– Doskonale wiesz, o kim mowa – dodała Chyłka.
– Nie zajmuje się tą sprawą.
– Ale jest na tyle głośna, że o niczym innym nie rozmawiacie w komendzie.
– Posłuchaj… – zaczął, rozglądając się niepewnie. – Pracuję w Komendzie Rejonowej dla Śródmieścia. Nie mamy dostępu do akt tej sprawy, a nawet gdyby…
– Nie potrzebuję akt.
Spojrzał na nią bykiem i odstawił pustą filiżankę.
– Potrzebuję informacji – dopowiedziała. – A ty masz wobec mnie dług.
– Jaki niby dług? Tamten cynk o Siwowłosym sprawił, że wszyscy nagle zaczęliśmy balansować na krawędzi.
– Bzdura. Ostatecznie ujęliście groźnego przestępcę.
– Nie – zaoponował. – Daliśmy się ograć, realizując wasze marketingowe cele. Przez to nie mieliśmy odpowiedniego materiału dowodowego, nie mogliśmy zbudować odpowiedniej sprawy i…
– Dobra, dobra. Pamiętam te zdarzenia – ucięła. – I w takim razie dlaczego w ogóle się tu zjawiłeś?
Szczerbaty wstał, podnosząc filiżankę i talerz po kanapce.
– Bo to, co zrobiłaś w sprawie Szlezyngierów, kazało mi sądzić, że jesteś najporządniejszym prawnikiem, jakiego znam.
Joanna skrzyżowała ręce na piersi i odgięła się na krześle.
– Czuję się obrażana.
– Mówię poważnie – zastrzegł aspirant. – Zastanów się nad karierą w wymiarze ścigania. Jako adwokat jesteś spalona.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, policjant się oddalił. Machnął do niej jeszcze na pożegnanie, a potem znikł za drzwiami. Chyłka zaklęła w duchu i napiła się espresso. Nagle przestało tak dobrze smakować.
Czego ona się spodziewała? Że Szczerbiński ot tak przekaże jej wszystkie informacje? Jeszcze kilka miesięcy temu być może udałoby jej się wydusić z niego to, czego chciała. Teraz jednak jej siła przebicia była znacznie mniejsza. W dodatku tak po prostu pozwoliła mu odejść. Rzadko kiedy ostatnie zdanie nie należało do niej.
Gorzko uświadomiła sobie, że jest w gorszej formie niż po wypadku na Mazurach. Westchnęła, a potem dopiła kawę jednym łykiem. Zostawiła filiżankę na stoliku, po czym opuściła kawiarnię. Na zewnątrz sięgnęła do torebki i wyjęła paczkę marlboro. Zapaliła i szybko zakręciło jej się w głowie.
Stała przed Green Caffè Nero, wbijając wzrok w iks piątkę. Miała pustkę w głowie i obawiała się, że szybko się to nie zmieni. Potrzebowała pomysłu, dojścia do akt sprawy i do samych zwłok… lub choćby protokołu z oględzin i sekcji. Musiała wiedzieć, co dokładnie się wydarzyło.
Podeszła do samochodu i wrzuciła torebkę na siedzenie pasażera. Potem wyjęła z niej telefon i wybrała numer jedynego człowieka, który mógł jej pomóc. Nie miała