Remigiusz Mróz

Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3


Скачать книгу

jak zwał – odparła i odchrząknęła. – Mów, czego chcesz?

      Obserwując bacznie Buchelta, Kordian mógłby przysiąc, że na jego czole zaraz pojawią się krople potu. Borsuk sprawiał wrażenie głęboko zaniepokojonego, choć początek tej rozmowy był ni mniej, ni więcej jak standardowy. Przynajmniej jeśli po drugiej stronie znajdowała się Chyłka.

      – Helou? – spytała śpiewnie Joanna.

      – Chciałem cię przestrzec – wydusił w końcu Lew. – Wzięłaś sprawę, która cię przerośnie.

      – Nieraz to słyszałam. Na razie żadnej się nie udało.

      – A mimo to…

      – No, może było kilka, które… powiedzmy, że spełniły moje oczekiwania. W tym pieprzony Langer. Czasem mi go brakuje, jak tak się nad tym zastanowię.

      – Posłuchaj…

      – Cały czas słucham, tylko ty masz problemy z przekuwaniem myśli na słowa – odparła szybko niczym pistolet maszynowy. – Masz gdzieś tam jakiegoś pomocnika pod ręką? Kogokolwiek, kto mógłby kontaktować się ze stroną przeciwną w twoim imieniu? Bo mam wrażenie, że zanim się dogadamy, ja już będę się zastanawiała nad poleceniami testamentowymi dla moich wnuków. A zapewniam cię, że mam sporo pomysłów.

      – Ja…

      – Ty, ty. Dawaj kogoś kompetentnego do telefonu.

      Oryński słuchał tego z rosnącym niepokojem. Po pierwsze dlatego, że patron najwyraźniej wyszedł z wprawy, jeśli chodziło o przedsądowe przepychanki. Tym bardziej będzie miał problem, gdy dojdzie do rozprawy. Kordian właściwie nie powinien się dziwić, wszak Buchelt od lat przesiadywał w biurze i obsługiwał tylko wybranych klientów. Tych największych. Tych, wobec których nikt nie wytaczał pozwów, bo było to równoznaczne samobójstwu.

      Drugi powód obaw Oryńskiego był jednak poważniejszy. Joanna najwyraźniej nie miała bladego pojęcia o tym, że trafił pod skrzydła Borsuka. I niewiele dzieliło ją od tego, by uzyskać tę wiedzę z autopsji.

      – Po co ci ta sprawa? – burknął Lew.

      – Bo chcę wam dołożyć.

      – To infantylne, nawet jak na ciebie.

      – Naprawdę? Komplementuj dalej.

      Buchelt spojrzał bezradnie na swojego podopiecznego, a ten rozłożył ręce. Przyjął wyraz twarzy, który w jego mniemaniu powinien wystarczyć, by patron ani myślał o przekazaniu mu słuchawki.

      – Nie da się z tobą dogadać, prawda? – zapytał Lew.

      – Obiegowa wieść głosi, że jestem jak Charon.

      – Słucham?

      – Jak nie dasz obola, nic nie załatwisz – wyjaśniła. – A w twoim przypadku zapłatą za przewiezienie przez Styks będzie przedsądowa ugoda. Idziesz na to, mruku?

      – Chyba raczysz…

      – W takim razie nie mamy o czym gadać.

      – Owszem, mamy – zaoponował nieco bardziej stanowczo Lew. – Bowiem kluczowe dla ciebie jest, by…

      – Czego chcesz?

      – Uzyskać odpowiedź na proste pytanie – odparł, nie dając zbić się z pantałyku. – Dlaczego wytoczyłaś sprawę cywilną? Przecież wiesz, że wszystko rozstrzygnie się w karnej.

      Joanna milczała. Prawnicy z kancelarii Żelazny & McVay wymienili się spojrzeniami.

      – Jesteś tam? – zapytał Buchelt.

      – Nie.

      – Dajże spokój!

      – Wybacz, udzielił mi się twój melancholijny nastrój – oznajmiła Chyłka, a Oryński bez trudu wyobraził sobie, jak szeroko się uśmiecha. Słyszał to w jej głosie. – A sprawa cywilna jest jak najbardziej na miejscu, bo mojemu klientowi nie postawiono żadnych zarzutów. Formalnie nie jest nawet podejrzanym w sprawie. Jeśli więc traktujesz poważnie artykuł czterdziesty drugi ustęp trzeci Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, skończ pierdolić.

      Przy tak postawionej sprawie Lew zamilkł. Kordian wprawdzie nie znał Konstytucji na pamięć, ale mógł z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że chodzi o domniemanie niewinności.

      – Ma prawo do wypłaty polisy po zmarłych bliskich – dodała Joanna i przez moment się nie odzywała. – Taka sytuacja – dodała.

      Oryński podniósł się z fotela i podszedł do starego adwokata. Borsuk wyglądał, jakby miał zamiar wydrążyć tunel w ziemi i się tam zakopać.

      Aplikant nabrał tchu. Nie chciał uderzać z zaskoczenia, ujawniając swoją obecność, ale patron najwyraźniej potrzebował wsparcia. Zanim jednak Kordian zdążył przyjść mu z odsieczą, Chyłka dodała:

      – Nic na niego nie mają. Nie licząc karnacji i spuścizny kulturowej.

      Zaskoczyła go. Nigdy nie spodziewał się, że akurat ona wystąpi w obronie jakiejkolwiek mniejszości. Szczególnie romskiej. Oryński nie raz i nie dwa podczas posiedzeń w Hard Rock Cafe lub u niej w apartamencie nasłuchał się różnych uwag na temat tego, co powinno się zrobić z Cyganami. A tymczasem teraz broniła jednego.

      I nie miała pojęcia o dowodach DNA. Nie wiedziała, że prokuratura za kilka dni ze stuprocentową pewnością stwierdzi, że Robert Horwat najpierw zgwałcił, a potem zamordował swoją żonę i córkę.

      9

      Park Malickiego, Ochota

      Joanna pożegnała rozmówcę i się rozłączyła. Nie miała siły słuchać dłużej dukania Lwa Buchelta, zresztą niczego by się od niego nie dowiedziała. Jego milczenie na końcu kazało jej jednak sądzić, że wie znacznie więcej niż ona.

      Prokuratura musiała mieć coś na Bukano. I kancelaria Żelazny & McVay o tym wiedziała.

      Wniosek mógł być tylko jeden i sprowadzał się do sześciu liter. Kormak.

      Przez moment Chyłka zastanawiała się nad umówieniem się z chudzielcem, ale ostatecznie uznała taką ewentualność za ostatnią deskę ratunku. Nie chciała stawiać go w sytuacji, w której musiałby wybierać między lojalnością wobec niej a kancelarii. Zresztą wciąż czekała, aż odezwie się McVay.

      Brytyjczyk zadzwonił, gdy zrobiła kółko po parku.

      – Good news, Jo – powiedział.

      – Załatwiłeś mi wizytę w trupiarni?

      – Tak – odparł bez emocji. – Twoim przewodnikiem po tych urokliwych włościach będzie sam profesor Skibski.

      – Ojej, naprawdę?

      Harry cmoknął i na chwilę zamilkł.

      – Nie masz pojęcia, kim on jest, prawda? – spytał.

      – Najbledszego – przyznała. – Ale przypuszczam, że to dobry specjalista. Nieznany mi zapewne z tego względu, że nie przyjmuje ochłapów i nie pracuje jako biegły.

      – Mhm.

      – Kiedy mogę się z nim zobaczyć?

      – Czeka na ciebie już teraz.

      – To się dobrze składa, bo jestem pod budynkiem.

      – Jesteś na Oczki?

      Joanna rozejrzała się. Od ulicy Oczki dzieliło ja całkiem sporo, ale przecież…

      – Jestem pod WUM-em – powiedziała.

      – W takim razie radziłbym ci się pospieszyć.

      Potrząsnęła