jakiej.
– Rozumiem – ucięła prawniczka. – W takim razie co udało się ustalić?
Skibski dotknął delikatnie dłoni denatki, jakby bał się, że ją tym urazi. Było w tym geście coś alarmującego. Dłoń była w znacznie lepszym stanie niż pozostałe części ciała. Profesor odgiął zesztywniały palec wskazujący.
– Odnaleźliśmy ślady biologiczne pod paznokciem. To ulubione miejsce, w którym się ukrywają.
Pozwolił sobie na niewyraźny uśmiech. Sprawiał kasandryczne wrażenie.
– Było też kilka włosów z cebulkami. Szczęśliwie. Bez nich nie sposób przeprowadzić badań poliformizmu jądrowego DNA.
– Są już wyniki?
Wydął usta i pokręcił głową.
– Są pewne wstępne ustalenia, ale pewność zyskamy za kilka dni.
– Co to za ustalenia?
– Wszystko wskazuje na męża. Dość jednoznacznie.
Joanna spojrzała na matkę i córkę. Jeśli zabójca rzeczywiście używał młotka z dużym obuchem, musiał zadać kilkadziesiąt ciosów. Wgłębienia widoczne były w klatkach piersiowych, kości w wielu miejscach połamano. Ich białe końcówki sprawiały, że miejscami zwłoki przypominały makabryczną aranżację psychopatycznego artysty. Najbardziej uszkodzone były jednak twarze. Sprawca musiał uderzać ofiary, aż przestały przypominać ludzi.
Czy Bukano byłby w stanie się tego dopuścić? Chyłce nie chciało się w to uwierzyć. Siedziała naprzeciw tego człowieka, patrzyła mu w oczy, rozmawiała z nim, analizowała jego zachowanie… i nic nie wskazywało na to, by był takim zwyrodnialcem.
– Jest pan pewien? – zapytała.
– Oczywiście istnieje hipotetyczna możliwość, że ostateczne badania doprowadzą do odmiennych wyników, ale powiedzmy sobie szczerze, większe prawdopodobieństwo przyświeca tym wszystkim, którzy liczą na wygraną w lotto.
Chyłka spojrzała w kierunku drzwi.
– A jednak ślady mogą pochodzić sprzed jakiegoś czasu – zauważyła. – Może żona zadrapała męża, a zabójca zachował najwyższą…
– Nie – wpadł jej w słowo Skibski. – Proszę mi wierzyć, znam się na tym.
– Żeby panu wierzyć, musiałabym usłyszeć coś, co mnie przekona.
Obszedł stół sekcyjny, oparł się na nim jedną ręką, a potem spojrzał na prawniczkę z ukosa.
– Ślady znajdowały się głęboko pod paznokciem – wyjaśnił. – To nie było przypadkowe zadrapanie. I zanim wspomni pani o ostrym stosunku, muszę uprzedzić, że to również nie pasuje do tego, co znaleźliśmy.
– Więc jest pan pewien, że to mąż zabił?
– Absolutnie pewien.
Chwilę później Joanna opuściła zakład. Wyszedłszy na Oczki, wyciągnęła papierosa, odpaliła go, a potem wypiła resztkę absoluta. Cisnęła butelkę do kosza przy chodniku i skierowała się do samochodu.
Przez moment zastanawiała się nad konfrontacją z klientem. Wolała wiedzieć, na czym stoi przed rozpoczęciem procesu. Jeśli rzeczywiście zabił Patrycję i ich córkę, kolejne dowody w końcu zaczną się mnożyć. Zawsze tak było. A ona musiała zawczasu mieć przygotowaną kontrę.
Nie miało dla niej żadnego znaczenia, czy broni człowieka winnego, czy niewinnego. Adwokaci, którzy mieli problemy z sumieniem, stanowili znikomy odsetek przedstawicieli profesji.
Chyłka ostatecznie zrezygnowała ze spotkania z Bukano. Pojechała do domu, po drodze kupując butelkę tequili. Nie było jej marki, więc wzięła pierwszą z brzegu. Z przyzwyczajenia nie spojrzała na cenę, przez co musiała ukryć zdziwienie przy kasie. Będzie trzeba zmienić nawyki, pomyślała.
Wróciła do domu, zrobiła sobie drinka, a potem usiadła na kanapie i włączyła TVN. Ostatnio nawet Wojewódzki nie poprawiał jej humoru. Wyglądał, jakby jechał na oparach. Podobnie jak ona.
Po którejś tequili sunrise odpłynęła. Obudziła się dopiero rano, na kanapie.
Przeciągnęła się, zrzuciła żakiet, a potem ruszyła do łazienki. Prysznic nie postawił jej na nogi, ale drink już tak. Efekt osłabł nieco przy papierosie, trudno jednak było sobie odmówić porannej dawki nikotyny.
Po porządnym śniadaniu narzuciła na siebie świeże ciuchy i ułożyła włosy tak, by opadały jej na policzki. Od rosnącej zażyłości z tequilą cera wyraźnie jej się pogorszyła, ale nie było to nic, czego nie można zamaskować. Włosy dodatkowo pomogą.
Wyszła z mieszkania i wpadła prosto na jedną z ostatnich osób, które chciała widzieć.
Kormak wchodził właśnie po schodach i wyszczerzył się na jej widok.
– Co za spotkanie – powiedział. – Ja wchodzę, ty wychodzisz. Przypadek? Nie sądzę.
Joanna obrzuciła go litościwym spojrzeniem.
– Zejdź mi z drogi, Kormaczysko – odparła, mijając go na schodach.
Ruszył za nią.
– Dokąd się wybierasz? – zapytał.
– Do roboty. Czego nie można powiedzieć o tobie, bo ty właściwie nigdy nie pracujesz.
– Toż to zniesławienie.
– Zniesławienie poniża w opinii publicznej.
– W takim razie pomówienie.
– Nie, Kormaczysko, to po prostu ogólnie znany fakt – powiedziała, przyspieszając. Chudzielec dotrzymywał jej kroku. Obróciła się i spojrzała na niego z powątpiewaniem. – A ty dokąd?
– Ja? Idę z tobą na parking. Do samochodu nie wsiadam, bo czuć od ciebie gorzałą.
Chyłka pociągnęła nosem.
– A od ciebie kilkoma godzinami spędzonymi przy RuneScape.
– Już w to nie gram.
Joanna uśmiechnęła się pod nosem, otwierając drzwi do garażu. Przemknęło jej przez myśl, że może sprzedać miejsce parkingowe. Zarobi na tym może dziesięć tysięcy, jeśli dobrze pójdzie. Wystarczy na spłatę części zadłużenia.
– Chciałem pogadać – odezwał się Kormak, gdy szli w kierunku auta.
– Nie chcę słuchać o tym, dlaczego Droga jest lepsza od Końca dzieciństwa Clarke’a. Wystarczyło mi tych kilka okazji, kiedy na ten temat mędziłeś.
– Nie o tym – odparł pod nosem. – Chodzi o twojego klienta.
– Och, naprawdę?
– Wiem, że rozmawiałaś z Borsukiem.
– Z Borsukiem?
– Zordon tak go nazywa.
– Inwencji nie można mu odmówić – odparła, mając nadzieję, że na tym zakończy się temat jej byłego aplikanta. – A klient jak klient. Nie widzę powodu, żeby o nim dyskutować.
– Jest winny.
Chyłka otworzyła drzwi bmw i obróciła się do szczypiora.
– A ty awansowałeś na sędziego, że wydajesz takie opinie?
– To czysta statystyka. Analitycy FBI dowiedli, że siedemdziesiąt jeden procent zamordowanych kobiet było żonami sprawców.
Joanna oparła się jedną ręką o drzwi samochodu, a drugą o biodro.
– Posłuchaj,