Ale przysięgam, że historia jest prawdziwa. Pamiętaj, nie próbuj dyskutować z kimś będącym pod wpływem środków odurzających. Taki człowiek nie myśli logicznie. Nie próbuj przemawiać mu do rozsądku albo z nim walczyć. Bo nie wygrasz. Ani ty, ani doświadczony wojak, jeśli akurat nie ma wsparcia. W takiej sytuacji najlepiej schować dumę do kieszeni i dać drapaka.
– Zapamiętam – obiecała. Wiedziała, że zapamięta również ból w spojrzeniu Eba, kiedy opowiadał jej o śmierci młodego rekruta. Przypuszczalnie był to jeden z wielu koszmarnych incydentów, jakie przeżył, a o których wolałby zapomnieć.
– Czasem odwrót stanowi oznakę odwagi.
– Ale z ciebie filozof.
– Prawda? – Wyszczerzył w uśmiechu zęby. W spojrzeniu, jakim ją obrzucił, nie było jednak nic filozoficznego. – Jeszcze wielu rzeczy mógłbym cię nauczyć.
Zerknęła na Steviego, który fikał na sąsiedniej macie.
– Na przykład, że do kaczek nie strzela się z armaty?
– Nie to miałem na myśli.
Chrząknęła.
– No dobra, wracam do padania. – Nagle zaświtał jej pewien pomysł. – Jeśli opanuję upadki, mogłabym sobą powalić wroga!
– Wątpię. Chyba że przytyłabyś ze sto pięćdziesiąt kilo. – Uśmiechnął się łobuzersko. – Ale jeśli chcesz, możesz na mnie poćwiczyć. To co? – Oczy błyszczały mu wesoło. – Próbujemy?
Roześmiała się speszona.
– Dzięki, chyba jeszcze nie jestem gotowa.
– Jak chcesz, nie spieszy się. Mamy mnóstwo czasu.
Pomyślała o Jess i baronie narkotykowym. Na jej twarzy pojawił się wyraz zatroskania.
– Naprawdę grozi nam niebezpieczeństwo? – spytała.
Ebenezer mrugnął do niej ostrzegawczo.
– Stevie! – zawołał do chłopca. – Nie napiłbyś się czegoś?
– Chętnie.
– No to leć do kuchni. W lodówce są różne soki. Wybierz sobie, jaki chcesz, i przynieś po jednym mnie i Sally.
– Dobrze.
Chłopiec pognał jak wicher.
– Naprawdę – odpowiedział Eb na zadane wcześniej pytanie. – Nigdzie nie wychodź sama, zwłaszcza po ciemku. Jeden z moich ludzi będzie stale obserwował wasz dom. Jeżeli okaże się, że musisz wyjść na zebranie w szkole czy coś w tym stylu, zadzwoń do mnie. Pojadę z tobą.
– Nie chcę cię zbytnio absorbować – rzekła, unikając jego spojrzenia. – Na pewno masz życie towarzyskie…
– Nie mam żadnego – odparł z ledwo dostrzegalnym uśmiechem. – Z nikim się nie spotykam.
– Aha.
– Z tego, co mówiła Jess, ty też nie.
Poruszyła się niespokojnie na macie.
– Na randki potrzeba czasu, którego mi ciągle brakuje.
– Nie musisz się ze mną ceregielić, Sally. Wiem, że cię skrzywdziłem. Że miałaś przeze mnie wiele nieprzespanych nocy. Ale nie możesz latami żyć jak mniszka. Im dłużej będziesz unikać mężczyzn, tym trudniej będzie ci stworzyć trwały związek.
– Mam pełne ręce roboty. Opiekuję się Jess i Steviem.
– Używasz ich jako wymówki.
Skrzyżowała ręce na piersi. Nie chciała myśleć o przeszłości, analizować tego, co się stało, i zastanawiać się, jak to może wpłynąć na jej przyszłość.
– Już nigdy cię nie skrzywdzę – rzekł cicho Eb. – Przysięgam.
Wbiła spojrzenie w matę.
– Sądzisz, że Jess i Dallas już się pozabijali? – spytała, usiłując zmienić temat.
Podszedł bliżej. Widział, jak Sally sztywnieje, jak wycofuje się w głąb siebie. Nie zważając na to, zacisnął dłonie na jej ramionach i zmusił ją, aby popatrzyła mu w oczy.
– Dziś jesteś starsza, bardziej dojrzała – powiedział spokojnym, opanowanym głosem. – Nawet jeśli nie miewasz kontaktów z mężczyznami, wiesz o nich więcej niż dawniej. Choćby z książek czy telewizji. Wtedy, przed laty, byłem bardzo podniecony. Od dłuższego czasu nie spałem z kobietą. A ty… miałaś zaledwie siedemnaście lat. Rozumiesz, o czym mówię?
Skinęła głową. Chyba po raz pierwszy faktycznie zrozumiała, co nim kierowało.
Zacisnął mocniej ręce.
– Mogłabyś spróbować jeszcze raz – szepnął.
– Spróbować? Co?
– To samo, co tamtego popołudnia. Włożyć coś seksownego, dać kropelkę perfum za uszy… Tym razem nie zdołałbym się oprzeć.
Napotkała jego spojrzenie.
– Zmieniłam się. Nie jestem tą Sally, co wtedy. A ty wciąż jesteś tym samym Ebenezerem.
Spoważniał. Zmrużywszy oczy, wpatrywał się w nią badawczo. Cisza zdawała się ciągnąć w nieskończoność.
– Nieprawda – rzekł w końcu. – Ja też się zmieniłem. Nie jeżdżę w niebezpieczne misje, nie zaprowadzam porządków w odległych krajach. Zajmuję się wyłącznie szkoleniem.
Wzięła głęboki oddech.
– Ale to nie znaczy, że jesteś domatorem. Że marzysz o ustatkowaniu się.
W jego oczach pojawił się dziwny błysk.
– Wiele o tym ostatnio myślałem – przyznał cicho. – O domu, o dzieciach. Kiedy zostanę ojcem, zrezygnuję z prowadzenia niektórych kursów. Nie chcę, żeby dzieci miały styczność z bronią… Zawsze mogę pisać podręczniki i dawać wykłady.
– Sądzisz, że to ci wystarczy? Że nie zanudzisz się na śmierć?
– Nie dowiem się, dopóki nie spróbuję. – Zatrzymał spojrzenie na jej miękkich, kuszących ustach. – W gruncie rzeczy, to chyba żaden mężczyzna nie marzy o ustatkowaniu się. Ale mądra, zdeterminowana kobieta potrafi sprawić, żeby zmienił zapatrywania i priorytety.
Odniosła wrażenie, że Eb usiłuje jej coś powiedzieć, ale zanim zdołała poprosić go, by sprecyzował, co ma na myśli, do sali wrócił Stevie z zimnymi napojami. Okazja do poważnej rozmowy w cztery oczy minęła.
Kiedy po treningu dotarli do domu, zastali złowrogą ciszę. Jess siedziała milcząca w fotelu, a Dallas stał nieopodal, z grobową miną, trzymając kubek zimnej kawy. Na widok przyjaciela obrócił się na pięcie i bez słowa opuścił salon.
– Chyba nie muszę pytać, jak wam poszło – mruknął Ebenezer.
– Nie warto – przyznała ponurym tonem Jessica.
– Mamusiu! Nauczyłem się upadać! Szkoda, że nie mogę ci zademonstrować – powiedział Stevie, gramoląc się matce na kolana.
Starając się powstrzymać łzy, Jess przytuliła syna do piersi i pocałowała w wilgotne od potu czoło.
– Jesteś niesamowicie zdolny – pochwaliła chłopca. – Pamiętaj, zawsze rób, co ci wujek Eb każe. To doskonały nauczyciel.
– Chłopak ma ogromny talent – oznajmił pogodnie Eb. – Zresztą twoja bratanica również.
– Ona