będziemy odbywać przynajmniej trzy razy w tygodniu. Chciałbym jak najszybciej przejść do kolejnych lekcji.
– Jasne. – Ciarki przebiegły jej po plecach.
– Nie martw się – powiedział łagodnie. – Wszystko będzie dobrze. Po prostu musisz mi zaufać.
Z trudem rozciągnęła wargi w uśmiechu.
– Wiem.
– Odprowadzisz mnie do samochodu? – spytał, po czym zwrócił się do niewidomej kobiety. – Do zobaczenia, Jess.
– Trzymaj się, Eb.
Wyszedłszy na ganek, Ebenezer zamknął za sobą drzwi i popatrzył z zatroskaniem w duże szare oczy Sally.
– Wasz dom będzie pod stałą obserwacją – rzekł cicho. – Ale niezależnie od tego musisz być bardzo ostrożna. Zakładaj łańcuch na drzwi. Kiedy ktoś puka, nie otwieraj, dopóki nie upewnisz się, kto to. Nie zostawiaj otwartych okien. Zasłony trzymaj zaciągnięte. I zawsze miej w głowie przygotowany plan ucieczki.
Zmartwiona przygryzła wargę.
– Boże, nigdy dotąd nie myślałam o takich rzeczach.
Pogładził ją po ramieniu.
– Wiem. Przykro mi, że wraz z Jess ty i Stevie zostaliście w to wszystko wplątani. Ale na pewno poradzisz sobie – powiedział, próbując dodać jej otuchy. – Jesteś silna, zaradna, inteligentna.
Długo wpatrywała się w ogorzałą, pokrytą bliznami twarz Eba. Wreszcie mars na jej czole znikł. Ufała Ebowi; wiedziała, że jej nie okłamuje.
Jego wiara w jej siłę i mądrość sprawiła, że faktycznie poczuła się silna, zdolna do walki z wrogiem.
Uśmiechnęła się.
Odwzajemnił uśmiech, po czym leniwie powiódł palcem po jej policzku i miękkich ustach.
– Gdyby nie to, że w każdej chwili może wypaść ze środka małe tornado, pocałowałbym cię – szepnął. – Lubię czuć dotyk twoich warg.
Wciągnęła gwałtownie powietrze. Żaden inny mężczyzna nie potrafił tego uczynić: słowami doprowadzić ją do takiego stanu.
Delikatnie wodził kciukiem po jej ustach.
– Często nocami śniło mi się tamto popołudnie – kontynuował lekko ochrypłym głosem. – Budziłem się zlany potem, wściekły na siebie za to, co ci zrobiłem. – Roześmiał się gorzko. – I wściekły na ciebie. Winiłem nas oboje. Ale mimo wściekłości nie mogłem zapomnieć o tym, co wtedy czułem.
Oblała się rumieńcem. Oderwawszy spojrzenie od twarzy Eba, utkwiła je w jego szerokich ramionach. Ona również wielokrotnie wracała pamięcią do tamtego dnia.
Ujął ją za brodę i zmusił, by popatrzyła mu w oczy. Nie uśmiechał się.
– Nikt nie pozna tego rozkosznego smaku niewinności, który dane mi było zakosztować – rzekł. – Byłaś taka czysta, taka niedojrzała…
– Wtedy mówiłeś coś innego! – powiedziała oskarżycielskim tonem.
– Wtedy – szepnął, nie spuszczając oczu z jej ust – byłem bliski obłędu. Nie miałem czasu zastanawiać się nad doborem słów. Po prostu chciałem jak najprędzej pozbyć się ciebie z ciężarówki, zanim zacznę zdzierać z ciebie te obcisłe szorty.
Rumieniec pogłębił się, na twarzy pojawił się wyraz przerażenia. Nigdy wcześniej nie przyszło jej do głowy, że tamtego dnia Ebenezer mógł zedrzeć z niej ubranie i…
– Boże, co za mina! – Nie zdołał opanować śmiechu. – Naprawdę nie pomyślałaś, czym się może skończyć twoja próba uwiedzenia mnie? Że w pewnym momencie po prostu nie zdołam się pohamować?
Potrząsnęła przecząco głową.
Wsunął palce w jej długie jasne włosy.
– Ktoś powinien był odbyć z tobą długą, poważną rozmowę.
– Ktoś odbył. Ty. – Przełknęła nerwowo ślinę.
– Tak. Nazajutrz. Protestowałaś, ale zmusiłem cię, byś mnie wysłuchała. Mam nadzieję, że dzięki temu oszczędziłem ci jeszcze bardziej nieprzyjemnych doświadczeń.
– Tamto wcale nie było takie strasznie nieprzyjemne – powiedziała, wpatrując się w guzik koszuli. – Na tym polegał cały problem.
Nastała długa cisza.
– Sally… – Schylił głowę i przywarł ustami do jej ust.
Zagubiona we wspomnieniach, wspięła się na palce. Od tak dawna marzyła o tej chwili! Poczuła, jak Eb unosi jej ręce, aby objęła go za szyję, a potem z całej siły przyciska ją do swojego twardego, umięśnionego torsu.
Całował namiętnie, bez opamiętania, a ją raz po raz zalewała fala niesamowitego ciepła. Oddechy mieli zgrane, ciała dopasowane. Przez te wszystkie lata żaden inny mężczyzna nie potrafił wzbudzić w niej takiego pożądania.
Usatysfakcjonowany jej reakcją, Ebenezer powoli opuścił ręce i oderwał wargi od jej ust. W milczeniu obserwował twarz Sally, nabrzmiałe od pocałunku usta i wielkie oczy, patrzące na niego z oszołomieniem.
– Tak…
– Co tak? – spytała.
Ponownie przywarł ustami do jej ust. Ale tylko na chwilę, po czym odsunął ją od siebie.
Wpatrywała się w niego bezradnie. Miała uczucie, jakby spadła z ogromnej wysokości.
Ebenezer utkwił spojrzenie w rysujących się pod bluzką piersiach. Tym razem Sally nie oblała się rumieńcem; odważnie napotkała jego wzrok.
– Wiesz równie dobrze jak ja, że to tylko kwestia czasu – oznajmił.
Zmarszczyła czoło. Nie była w stanie się skupić, skoncentrować na tym, co Ebenezer mówi. Nogi miała jak z waty.
Zerknął na zamknięte drzwi, na zaciągnięte zasłony w oknach i upewniwszy się, że nikt ich nie widzi, podszedł krok bliżej. Po chwili zacisnął ręce na piersiach Sally.
Zaskoczona otworzyła usta. Jęk protestu przeszedł w jęk zadowolenia.
– Nie bój się – szepnął, całując ją namiętnie. – Nie wyrządzę ci krzywdy.
Jego ręce błądziły nieśpiesznie pod jej swetrem, pieściły ciało.
– Nawet nie wiesz, ile bym dał, żeby pozbawić cię tego – szepnął, zahaczając palce o zapięcie stanika. – Ale jestem gotów się założyć, że w tym momencie Stevie wypadłby na zewnątrz. Wyobrażam sobie jego minę!
Na samą myśl o tym roześmiał się wesoło. Sally również nie zdołała pohamować wesołości.
– No cóż… – Z wyraźną niechęcią opuścił dłonie. – Cierpliwość zawsze bywa wynagrodzona.
Speszona cofnęła się krok.
– Nie pesz się – powiedział rozbawiony. – Wszyscy mamy jakieś słabości.
– Ale nie ty. Ty jesteś człowiek z żelaza.
– Tak sądzisz? Przy okazji o tym pogadamy, a na razie pamiętaj, co mówiłem. Zwłaszcza o wychodzeniu po ciemku.
– Niby dokąd miałabym się wypuszczać wieczorami? W końcu Jacobsville to nie Nowy Jork.
W odpowiedzi parsknął śmiechem.
Obserwując oddalający się drogą pojazd, nagle przypomniała sobie, że nazajutrz