W. Bruce Cameron

O psie który wrócił do domu


Скачать книгу

mi się powtórzenie mojego imienia i słowo „pies”.

      – A co, jeśli będę musiała pójść do szpitala? Nie możesz za każdym razem brać wolnego w pracy. Mogę chodzić na meetingi wieczorami, ale to tyle.

      – Może moglibyśmy oddać Bellę do psiej niani.

      – I czym jej zapłacimy, jedzeniem?

      – Mamo…

      – Mówię po prostu, że nas na to nie stać.

      – Okej.

      Westchnęłam z zadowoleniem.

      – Przepraszam. Po prostu nie wiem, jak sobie z tym poradzimy. Pewnego dnia, i to już niedługo, będzie musiała zostać sama, a wtedy się rozszczeka.

      Sześć

      Przez następne kilkanaście dni uczyliśmy się dwóch nowych zabaw. Jedna z nich nazywała się Nie Szczekaj. Moim zadaniem zawsze było powiadamianie domowników, gdy wyczuwałam kogoś za drzwiami. W sprzyjających warunkach słyszałam albo wyczuwałam gościa, jeszcze zanim zadzwonił dzwonek, i wyszczekiwałam tę informację na użytek wszystkich, którzy byli w domu. Niekiedy Lucas albo Mama dołączali do mnie, wykrzykując własne ostrzeżenia. „Przestań!”, wołali. „Cicho!” Ale kiedy bawiliśmy się w Nie Szczekaj, Lucas stawał w otwartych drzwiach i sięgał na zewnątrz, po czym odzywał się dzwonek, a on mówił surowo: „nie szczekaj”, i trzymał mnie za pyszczek. Ta zabawa zupełnie mi się nie podobała, ale ciągle się w nią bawiliśmy. Potem Mama wychodziła z domu, Lucas siadał na sofie, a ona pukała palcami w drzwi, co było niezgodne z zasadami gry, ale Lucas i tak mówił: „nie szczekaj”. Zupełnie jakby nie chcieli, żebym wypełniała swoje obowiązki!

      Nie Szczekaj było podobne do Zostań, kolejnej zabawy, której nie lubiłam. Gdy Lucas mówił: „zostań”, miałam usiąść i się nie ruszać, dopóki nie wróci i nie powie „okej!”. Czasami dawał mi smakołyk i mówił: „dobre Zostań”, co lubiłam, ale generalnie Zostań wymagało koncentracji, było męczące i nudne. Ludzie zdają się nie mieć poczucia upływu czasu. Nie wiedzą też chyba, jak dużo zabawy tracą, kiedy pies robi Zostań i zamiast się bawić, musi siedzieć i siedzieć. Tak samo było z Nie Szczekaj: gdy Lucas powie mi Nie Szczekaj, jestem grzeczną sunią, tylko jeśli pamiętam, że to coś jakby stałego. Kiedy ktoś dzwonił dzwonkiem, a ja robiłam Nie Szczekaj, Lucas czasami dawał mi smakołyk, a czasami nie. To było wyczerpujące. Ciągle miałam nadzieję, że zapomni o Nie Szczekaj, ale w kółko to powtarzał, tak jak Mama.

      O wiele, wiele fajniejsze było Do Domu. Do Domu polegało na tym, że Lucas odpinał mi smycz, a ja biegłam do domu i zwijałam się w kłębek pod drzwiami. Lucas bardzo konkretnie wskazywał miejsce, w którym miałam się położyć. „Nie, musisz być tutaj, Bello. Tu, gdzie nikt nie zobaczy cię z ulicy. Okej?” Klepał beton, dopóki się nie położyłam, i wtedy dawał mi smakołyk. Kiedy robiliśmy Do Domu, byłam grzeczną sunią, która dostawała jedzenie. Kiedy robiliśmy Nie Szczekaj, nie czułam się jak grzeczna sunia, nawet jeśli dostawałam smaczka.

      – Załapała od razu. Jeśli kiedykolwiek zajdzie taka potrzeba, przybiegnie sama do domu i położy się pod murem przy żywopłocie, gdzie nikt jej nie zobaczy – powiedział Lucas do Mamy.

      Mama pogłaskała mnie po głowie.

      – Grzeczna sunia.

      Zamerdałam ogonem.

      – Ale wciąż ma problem z Nie Szczekaj – dodał.

      Zaskomlałam.

      Niczego bardziej nie pragnęłam, niż żeby Lucas nazywał mnie grzeczną sunią – to plus Kawałeczek Sera oznaczało, że mnie kocha.

      Parę razy zamknął mnie w mojej klatce, przed którą kładł swój telefon. Zupełnie nie byłam nim zainteresowana. „Nie szczekaj” – powiedział surowo. Potem wyszli z Mamą. Poczułam się samotnie, więc zaszczekałam, a Lucas przybiegł z powrotem, czyli zrobił dokładnie to, co chciałam! Ale był na mnie zły i parę razy powtórzył: „nie szczekaj”, nie wypuszczając mnie z klatki ani nawet nie głaszcząc, mimo że byłam wniebowzięta na jego widok.

      Stwierdziłam, że Nie Szczekaj było jeszcze mniej fajne, kiedy w grę wchodziła klatka.

      – Chyba nie rozumie – pewnego wieczora powiedział do Mamy. Tego dnia byliśmy w parku i bawiliśmy się piłką. Właśnie przysypiałam, rozkosznie zmęczona.

      – Już nie szczeka na dzwonek – odparła Mama.

      – Tak, to prawda. W sprawie dzwonka Bella jest już grzeczną sunią.

      Uderzyłam sennie ogonem. Tak, byłam grzeczną sunią.

      – Mam jutro wizytę u neurologa – powiedziała Mama.

      – Może wezmę wolne. Nie możemy ryzykować, nie powinna zostać sama.

      – Nie. Nie możesz tak robić, Lucas.

      Zamerdałam ogonem na dźwięk słowa „Lucas”, dźwigając się na łapy, w razie gdyby szykował się spacer.

      – Nie wiem, czy mamy inne wyjście – powiedział ponuro. – Nie możesz odwołać tej wizyty, na kolejną musiałabyś czekać w nieskończoność.

      Usiadłam i spojrzałam na Lucasa, mojego człowieka, czujna pomimo zmęczenia. Coś się działo – on i Mama byli bardzo, bardzo spięci.

      Jako grzeczna sunia, która umiała Nie Szczekaj, zrobiłam Siad, ale to niewiele pomogło.

      Następnego dnia wcześnie rano, mniej więcej w porze, w której Lucas zazwyczaj wychodził Do Pracy, poszliśmy we trójkę na spacer. Uwielbiałam spacery we trójkę!

      Gdy tylko wyszliśmy z domu, przeszliśmy przez ulicę, tak jak zawsze. Wyczuwałam Mamę Kotkę w norze.

      – Widzisz? – powiedział Lucas. – Nowa siatka. Tym razem z obu stron obita nylonem. Nie dam rady znaleźć żadnego słabego punktu. Ogniwa są grube i przymocowane bezpośrednio do słupków. Trzeba by przemysłowych obcęgów, żeby je ruszyć.

      Mama zmarszczyła brwi.

      – Zaraz, przecinałeś siatkę?

      – Nie. Gunter tak twierdzi, ale nie musiałem. Po prostu odginałem ją cążkami.

      – Ulżyło mi. A gdybyś doskoczył do sztachety, dałbyś radę się podciągnąć i przeskoczyć?

      – Może. – Lucas skinął głową. – Ale Bella i tak zostałaby po drugiej stronie. Potrzebuję jej do wypłoszenia kotów z nory.

      – A gdybyś sam się do nich wczołgał, udałoby ci się je wyłapać w siatkę?

      – Być może. Spróbuję.

      – Może wejdę z tobą?

      Lucas uśmiechnął się do Mamy.

      – Tam jest dość paskudnie.

      – O, na pewno widywałam gorsze miejsca.

      – Pewnie tak.

      – Czy nawet koty nie mogą wydostać się z podwórka? – Dotknęła materiału, który był na ogrodzeniu. – Chyba dałyby radę się po tym wspiąć.

      – Pewnie tak, ale z tyłu wykopali ziemię w miejscu, w którym dawna siatka była wygięta, więc pewnie przechodzą przez tę dziurę.

      – Jak myślisz, czemu postawił nowe ogrodzenie? – zapytała Mama.

      – Szczerze mówiąc, myślę, że zrobił to, żebym nie mógł wyłapać reszty kotów. Chce mi coś udowodnić, a ja mam związane ręce.

      – „Miły”