W. Bruce Cameron

O psie który wrócił do domu


Скачать книгу

na tym, że wchodziłam do środka, kładłam się na poduszce i dostawałam smakołyk. Pewnego dnia nagle zmienili zasady zabawy: usłyszałam: „idź do klatki”, dostałam smakołyk, a potem Mama i Lucas wyszli i zostawili mnie samą w domu!

      Nie miałam nic do gryzienia oprócz poduszki. Gdy już się z nią rozprawiłam (nie była zbyt smaczna), poczułam się bardzo samotna. Tak bardzo tęskniłam za Lucasem, że szczekałam aż do jego powrotu.

      Lucasowi było bardzo przykro, że zostawił mnie na cały dzień samą. Tak bardzo szalałam z radości, gdy wrócił, że pognałam przez salon, skacząc po meblach, zwijając dywan, i zaczęłam lizać go po twarzy. Wyglądał na niezadowolonego, że porozrzucałam wszędzie puch z poduszki, ale co innego miałam z nim zrobić? Nie spróbował go i nie wiedział, jaki jest niesmaczny. Ja na pewno nie zamierzałam go zjeść.

      – Mam stary ręcznik, który możesz jej włożyć do klatki – powiedziała Mama.

      – Nie wolno niszczyć swojego łóżeczka, Bello – odezwał się do mnie Lucas.

      Zamerdałam ogonem.

      – Może następnym razem włóż jej tam piłkę – zaproponowała Mama.

      Spojrzałam na nią czujnie. Piłka? Znałam to słowo. Piłka była najwspanialszą zabawką w domu. Gdy Lucas ją rzucał, odbijała się i uciekała, a ja ją goniłam, łapałam i przynosiłam mu ją, żeby znowu rzucił.

      Czasami zabierał ją z nami na spacer. Nieopodal była duża otwarta przestrzeń porośnięta trawą, o nazwie „park”, gdzie Lucas spuszczał mnie ze smyczy i bawiliśmy się w rzucanie piłki. Nigdy nie udało jej się mi uciec.

      Uwielbiałam ganiać za piłką, uwielbiałam przynosić ją z powrotem Lucasowi i uwielbiałam, gdy nazywał mnie grzeczną sunią. Czasami w parku były inne psy, które ganiały za innymi piłkami, udając, że nie chcą biegać za tą rzucaną przez Lucasa.

      Lucas był moim człowiekiem. Niczego bardziej nie chciałam, niż być z nim każdego dnia do końca życia. No, może to plus smakołyki. „Załatw swoje” – mówił. Jest smakołyk! Potem znowu: „załatw swoje”. Nie ma smakołyka. To nie była najlepsza zabawa.

      Potem zrozumiałam: Załatw Swoje oznaczało kucanie i siusianie, które coraz częściej wolałam robić na dworze. Od Lucasa biło takie zadowolenie, gdy dawał mi smakołyk w trawie, że od razu zrozumiałam, o co chodzi w Załatw Swoje. Poszliśmy do parku, zrobiłam Załatw Swoje i dostałam smakołyk, i Lucas był taki zadowolony, i rzucił mi piłkę, a ona potoczyła się tam, gdzie dzieci czasami bawią się na huśtawkach. Byłam tuż za nią i prawie ją miałam, a gdy odbiła się od plastikowej pochylni i potoczyła na górę, pobiegłam za nią, wbijając pazury w śliską powierzchnię. Piłeczka dotarła do wierzchołka pochylni i spadła, a ja zeskoczyłam za nią i złapałam ją w pyszczek, gdy odbiła się od ziemi.

      – Bella! – zawołał Lucas. – Wbiegłaś po zjeżdżalni! Bella, mądra sunia!

      Lucas był ze mnie zadowolony. Zaprowadził mnie pod zjeżdżalnię.

      – Okej, Bella, biegnij za piłką!

      Bawiliśmy się tak jeszcze parę razy. Piłka turlała się po „zjeżdżalni”, a ja skakałam za nią, łapałam i przynosiłam Lucasowi. Czasami łapałam ją w powietrzu po drugiej stronie zjeżdżalni od razu po tym, jak odbiła się od ziemi. Lucas śmiał się zachwycony, kiedy mi się to udawało.

      Potem dał mi wody i położyliśmy się na trawie. Powietrze było rześkie i świeciło jasne słońce. Położyłam mu głowę na nogach, a on mnie głaskał. Za każdym razem, gdy jego dłoń się zatrzymywała, trącałam ją nosem, żeby nie przerywał pieszczoty.

      – Tak mi przykro, że muszę cię zostawiać i chodzić do pracy. Ale bardzo ją lubię. Mam biurko, ale prawie przy nim nie siedzę. Przez większość czasu jestem w biegu, pomagając lekarzom prowadzącym. Jest ciekawie, ale tęsknię za tobą, Bello.

      Uwielbiałam, gdy wypowiadał moje imię.

      – Słyszałaś, jak wczoraj w nocy mama chodziła po domu? Znowu nie może spać. Nie wiem, co zrobię, jeśli znowu wpadnie w tę fazę… Boże, chciałbym, żeby już ją wyleczyli.

      Bił od niego smutek, więc wdrapałam mu się na pierś. Poskutkowało: roześmiał się i mnie zepchnął.

      – Jesteś takim głuptaskiem, Bello!

      Zawsze gdy byłam z Lucasem, rozpierało mnie szczęście. Kochałam Mamę, ale to, co czułam do Lucasa, było taką koniecznością jak zaspokajanie głodu. W nocy często śniło mi się, że jesteśmy razem i karmimy koty albo bawimy się w piłkę na zjeżdżalni.

      Nie lubiłam słów „idę do pracy”, bo za każdym razem, gdy Lucas je wypowiadał, wiedziałam, że zostawi mnie na bardzo, bardzo długo.

      – Idę do pracy – mówił do Mamy, a potem zostawałyśmy same. Nie rozumiałam, czemu robi Idę do Pracy. Czyż nie byłam grzeczną sunią?

      W ciągu dnia Mama bawiła się ze mną i zabierała mnie na krótkie spacery na smyczy, ale nie karmiłyśmy kotów ani nie chodziłyśmy do parku.

      Gdy zbliżała się pora, w której Lucas kończył Idę do Pracy, wyczuwałam jego powrót do domu. Bez węszenia za jego zapachem wiedziałam, że zbliża się chodnikiem, i siadałam pod drzwiami, czekając na niego. Gdy był już blisko, zaczynałam merdać ogonem, a chwilę później czułam jego zapach i słyszałam kroki.

      – Nie mam pojęcia, jak ona to robi, ale dokładnie wie, kiedy wracasz do domu – powiedziała Mama do Lucasa. – Podchodzi do drzwi i skomle.

      – Pewnie po prostu zapamiętała mój plan dnia.

      – Skarbie, nawet ty go nie pamiętasz. Codziennie wychodzisz z pracy o innej godzinie. Nie, ona ma szósty zmysł.

      – Bella, pies medium z Denver – powiedział Lucas. Spojrzałam na niego, ale nic nie wskazywało na to, żeby wypowiedzenie mojego imienia wiązało się z jakimś smakołykiem.

      Lucas robił Idę do Pracy, a Mama odpoczywała na sofie. W niektóre dni wstawała i zabierała mnie na spacer, i śpiewała, a ton jej głosu wznosił się i opadał zupełnie inaczej niż przy mówieniu. Jednak ostatnio prawie nie wstawała z sofy. Przytulałam się do niej, wyczuwając jej miłość, ale i pewien smutek.

      Pewnego dnia usłyszałam na schodach czyjeś kroki, a po zapachu poznałam, że to ktoś obcy. Obcy mężczyzna. Zaszczekałam.

      – Bella, nie! – zbeształa mnie Mama.

      „Nie”? Nie rozumiałam znaczenia tego słowa w tym kontekście.

      Usłyszałam wysoki, czysty dźwięk dzwonka, który odzywał się, kiedy ktoś stał na ganku. Moim zadaniem było powiadomić wszystkich, że go usłyszałam, więc znowu zaszczekałam.

      – Bella! Nie! Niegrzeczna sunia!

      Spojrzałam na nią skruszona. Niegrzeczna sunia? Co ja takiego zrobiłam?

      Mama uchyliła drzwi, a ja wetknęłam nos w szczelinę, obwąchując i merdając ogonem.

      – Cześć, skarbie. – Na schodach stał duży mężczyzna. Jego oddech miał silny chemiczny zapach, który zapiekł mnie w oczy, ale ubranie pachniało ładnie pieczywem.

      Poczułam, że mama jest niezadowolona, więc przestałam tak entuzjastycznie merdać.

      – Jak mnie tu znalazłeś? – zapytała.

      – Nie zaprosisz mnie do środka, Terri?

      – Proszę, ale zaraz wychodzę.

      – Wow,