W. Bruce Cameron

O psie który wrócił do domu


Скачать книгу

odniósł do samochodu przedmiot ze światełkiem.

      – Pomysł z kamerą telewizyjną był genialny – przyznał Lucas.

      Audrey się zaśmiała.

      – Czysty przypadek. Wiozłam brata, który nagrywa materiał na zajęcia w szkole filmowej. Kiedy zadzwoniła twoja mama, postanowiliśmy od razu przyjechać i wpadliśmy na pomysł, żeby to wyglądało jak reportaż do telewizji. – Podniosła mnie i pocałowała w nos, a ja ją polizałam. – Jesteś takim słodziakiem! – Postawiła mnie z powrotem na trawę.

      – Ma na imię Bella.

      Na dźwięk swojego imienia spojrzałam na Lucasa.

      – Bella! – zawołała radośnie Audrey. Oparłam łapy o jej kolana, próbując sięgnąć jej twarzy. – Jak dorośniesz, będziesz takim dużym pieskiem!

      – Hej, Audrey? – Lucas lekko zakasłał, a ja uniosłam wzrok, wyczuwając rosnące napięcie. Audrey uśmiechnęła się do niego. – Pomyślałem sobie, że fajnie byłoby gdzieś razem wyskoczyć. I patrz, Bella też tak myśli.

      – Och. – Audrey nagle wstała. Podbiegłam do Lucasa, żeby zaatakować jego buty. – To miłe, Lucas, ale mam już chłopaka. Prawdę mówiąc, właśnie zamieszkaliśmy razem. To dość poważne. To znaczy, nasz związek jest dość poważny.

      – Jasne. Nie było pytania.

      – Hej, Audrey! Możemy już jechać? Chcę zdążyć do Golden przed złotą godziną! – krzyknął przez okno auta jej towarzysz. Ziewnęłam i rozłożyłam się sennie na trawie, myśląc sobie, że to dobra pora na drzemkę. Zamknęłam oczy i nie otworzyłam ich nawet wtedy, gdy Lucas mnie podnosił.

      Później bawiłam się na miękkiej podłodze w dużym pokoju naszego domu, który nazywał się salon. Lucas ciągnął sznurek, a ja skakałam na niego i uciekałam z nim, ale ciągle wymykał mi się z pyszczka. Wtedy Lucas się śmiał i znowu ciągnął go po podłodze, żebym mogła na niego skoczyć. To, że z nim byłam i słyszałam jego śmiech, dawało mi tyle szczęścia, że mogłabym się tak bawić całą noc.

      Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Lucas na moment zesztywniał, a potem podszedł do wejścia. Poczłapałam za nim. Przyłożył do nich oko, a ja w zimniejszym podmuchu powietrza w szparze przy podłodze poczułam zapach mężczyzny. To był ten sam mężczyzna co wcześniej, ten, który pachniał dymem i mięsem.

      Lucas zesztywniał. Mężczyzna zapukał jeszcze raz. W końcu Lucas otworzył drzwi, odpychając mnie lekko stopą.

      – Musimy porozmawiać – powiedział do niego gość.

      Cztery

      Porozmawiać o czym? – zapytał Lucas.

      – Wpuścisz mnie czy mam tak stać w progu?

      – Proszę. – Lucas cofnął się, a mężczyzna wszedł do środka, rozglądając się wokół. Lucas zamknął drzwi, chociaż to oznaczało odcięcie fali wspaniałych zapachów wlewających się z zewnątrz.

      Mężczyzna usiadł na sofie.

      – Ładny szczeniak. – Wyciągnął dłoń, żebym ją obwąchała. – Pitbull?

      – To suczka. Nie wiemy, jakiej rasy. Mieszkała pod domem naprzeciwko.

      Mężczyzna na chwilę znieruchomiał, a ja zaczęłam mu się przyglądać z ciekawością. Potem oparł się plecami o sofę.

      – À propos. Mam rację, że to ty dokarmiasz tego kota?

      – Tak, to ja.

      – Okej, nie sądzisz, że to ironia losu? Ostatecznie to ty spowodowałeś cały problem. Wystawiasz miski z jedzeniem, więc pojawiają się koty. Takie prawo natury. Ta rozcięta siatka to też twoja sprawka, prawda?

      Lucas nie odpowiedział.

      – Słuchaj, przyszedłem, żeby przemówić ci do rozsądku. Tu chodzi o coś więcej, a ty chyba tego nie widzisz.

      Zaczęłam się niecierpliwić, że tylko tak siedzą i rozmawiają, więc zaatakowałam miękką piszczącą piłkę, która leżała na podłodze. Nie mogłam chwycić jej w pyszczek, a kiedy próbowałam to zrobić, uciekała, więc wskoczyłam na nią, zmuszając ją do posłuszeństwa. Warknęłam, czując się jak triumfujący drapieżca.

      – Przykro mi, panie… ee…

      – Mów mi Gunter. Słuchaj, próbuję być miły.

      – Okej, Gunter – przytaknął Lucas.

      Dymno-mięsny miał na imię Gunter.

      – No cóż, przykro mi, ale nikt z twojej załogi nie zareagował, kiedy powiedziałem im, że pod domem są koty – ciągnął Lucas. – Chcieli go zburzyć, nawet jeśli to oznaczało śmierć niewinnych zwierząt.

      – Tak, a potem zadzwoniłeś po brygadę zwierzęcych mścicieli, którzy zawiadomili nadzór budowlany, i moje pozwolenie zostało zawieszone. Co oznacza, że może minąć parę tygodni, zanim znowu je dostanę. Co ja mówię, tygodni… Do diabła, nic, co oni robią, nie trwa krócej niż miesiąc! Czeka mnie przestój do końca lata albo i dłużej. Będę miał na karku odsetki od pożyczki, opłacanie załogi i drogiego sprzętu. A wszystko przez jakiegoś kota. Którego, jak pewnie wiesz, prawo nie zabrania mi zastrzelić, jeśli zechcę.

      – Tam jest więcej kotów. Naprawdę chce pan je powystrzelać? Potrzebna panu taka reklama?

      – Właśnie w tej sprawie przyszedłem. Nie chcę tego robić. Ale dobrze wiesz, że gdy zaczniemy rozbiórkę, te koty pouciekają, gdzie pieprz rośnie. Nie będzie potrzeby ich zabijać. Chcę tylko, żebyś nie dzwonił do tej kobiety z kamerą, okej? Ich nie obchodzi prawda, i tak powiedzą w telewizji, że zabijamy małe kotki, co jest wierutną bzdurą.

      – Nie da się ocenić, czy wszystkie uciekły. Trzeba je wyłapać i zaplombować wejście – upierał się Lucas.

      – Co takiego? To by zajęło miesiące. Potrzebujemy natychmiastowego rozwiązania. – Gunter na chwilę zamilkł. – Może patrzymy na sprawę ze złej strony. Te domki, które buduję, będą naprawdę ładne. Porządne wykończenie, wyposażenie najwyższej klasy. Zarezerwuję jeden dla ciebie, taki z dwiema sypialniami. Co tu macie, jedną sypialnię z łazienką? Znam ten budynek, jest z lat siedemdziesiątych. Nie ma centralnego ogrzewania, tylko piecyk, tania elektryczna płyta kuchenna… Pewnie go zburzą, skoro w planach jest nowy szpital.

      – Mamy dwie sypialnie. I dopłatę do czynszu. Nie możemy się przeprowadzić.

      – Właśnie o tym mówię: ja wam do niego dopłacę.

      – Tak się chyba nie da. Dopłata jest częścią zasiłku dla weteranów, który pobiera moja mama.

      – Do diaska, chłopcze, czy naprawdę nie możesz mi tego trochę ułatwić? Okej, zróbmy tak: ja dam ci tysiąc dolców, a ty przestaniesz gadać z obrońcami praw zwierząt. Umowa stoi?

      – Tysiąc dolarów za odwrócenie wzroku, kiedy będziecie burzyć dom, w którym mieszka rodzina kotów.

      – Takie jest życie. Trzeba patrzeć na korzyści. Pomyśl, ile dobrego możesz zrobić dla Greenpeace’u albo jakiejś organizacji ratującej koty, mając ten tysiączek. Czym przy tym jest parę chorych kotów, które i tak pewnie nie przeżyją zimy.

      Ziewnęłam i podrapałam się za uchem. Nieważne, czy w pobliżu były zabawki do ganiania albo żucia – ludzie i tak zawsze woleli siedzieć i nic nie robić.

      – Pięć tysięcy – odezwał się po chwili Lucas.

      – Słucham?