W. Bruce Cameron

O psie który wrócił do domu


Скачать книгу

zaczynam pracę w szpitalu dla weteranów jako asystent administracyjny. To dobra oferta, bo tam leczy się moja mama.

      Znudzona rozciągnęłam się na podłodze.

      – Winszuję. Ale to ja złożyłem ci dobrą ofertę, a ty mnie obraziłeś próbą wyłudzenia. Tak więc nie dostaniesz ode mnie nic oprócz lekcji. Mogłeś mieć tysiąc dolarów. Myślisz, że bez wpływowych kontaktów da się przeżyć w świecie deweloperów? Wystarczy, że znajdę jakiegoś inspektora ochrony praw zwierząt, który podpisze świstek, że pod domem nie ma kotów. Będzie mnie pewnie kosztował mniej niż tysiąc dolarów. Chciałem cię tylko poratować. Widać, że te pieniądze by ci się przydały.

      – To pan pierwszy mnie obraził, próbując kupić mnie za garść srebrników. Obaj wiemy, że nie wziąłbym od pana ani grosza – odparł spokojnie Lucas. – A teraz ośmiela się pan robić aluzje do naszego poziomu życia.

      Gunter wstał.

      – Trzymaj się z dala od mojej posesji. Jeśli cię tam przyłapię, każę cię aresztować za wtargnięcie na teren prywatny.

      – Dziękuję za wizytę – powiedział sucho Lucas.

      Niekiedy ludzie przytulają się albo na chwilę dotykają dłońmi, kiedy wychodzą, ale Gunter i Lucas nie zrobili ani jednego, ani drugiego.

      – Nie pozwolę im skrzywdzić kotów, Bello – oświadczył Lucas. Usłyszałam swoje imię i zaczęłam się zastanawiać, czy pora na kolację.

      Czasami Mama i Lucas zostawiali mnie samą. Za pierwszym razem byłam bardzo niepocieszona i pogryzłam rzeczy, których nie powinnam była gryźć – jakieś papierki i buty, przedmioty, których nie dostawałam z ręki Lucasa i które szybko wyrywano mi z pyszczka, gdy mnie z nimi przyłapywano. Po powrocie Mama i Lucas byli bardzo źli. Machali mi przed pyszczkiem jednym z butów, krzycząc: „nie!”.

      Znałam słowo „nie” i zaczynałam go nie cierpieć. Następnym razem gdy mnie zostawili, pogryzłam swoje zabawki i tylko jeden but. Rozumiałam, dlaczego znowu są źli, ale nie wiedziałam, dlaczego zostawiają mnie samą. W moim mniemaniu problemem było właśnie to drugie.

      Kiedy byłam z Lucasem, świat wydawał się wspaniały, a kiedy go nie było, czułam się tak, jak w kryjówce za ścianą nory, gdzie chowałam się z mamą i gdzie było ciemno i strasznie. Nie pojmowałam, czym sobie na to zasłużyłam. Chciałam po prostu, żeby Lucas wrócił i uspokoił mnie, że wciąż mnie kocha. Za każdym razem, gdy mówił: „nie!”, kuliłam się i czekałam, aż przestanie się gniewać.

      Najbardziej lubiłam chodzić z Lucasem karmić koty. Zawsze ekscytowałam się dźwiękiem otwieranej torby i wydobywającym się z niej zapachem jedzenia, ale póki co ani razu mnie nim nie poczęstował. Przechodziliśmy przez ulicę, a Lucas przeciskał się przez klapkę w ogrodzeniu. Strasznie chciałam wejść z nim do nory, żeby się pobawić, ale przywiązywał mnie do drzewa po drugiej stronie płotu. Teraz czułam tam zapach trzech kotów. Mama Kotka nie podchodziła wystarczająco blisko dziury, żebym mogła ją zobaczyć, ale pozostałe dwa czasami się pokazywały.

      – Już nie mogę tak często tu przychozić, mam teraz pracę – powiedział Lucas do kotów, stojąc przy dziurze. – Spróbuję was ochronić, ale jeśli pojawią się maszyny, będziecie musiały uciekać. – Czasami Lucas wczołgiwał się do nory, a ja skomlałam niespokojnie, dopóki nie wrócił.

      Pewnego wieczora, gdy wróciliśmy do domu, Mama i Lucas usiedli do stołu i zaczęli jeść kurczaka! Siedziałam przy nich, czekając cierpliwie na kawalątek, i nie rozczarowałam się – pod stołem pojawiła się ręka Lucasa ze skrawkiem skóry, który szybko przejęłam. Uwielbiałam kurczaka, jak wszystko, co dostawałam z ręki Lucasa.

      – Teraz są tam trzy albo cztery, trudno ocenić.

      – Jak przechodzą przez ogrodzenie? – zapytała Mama.

      – O, jest wiele szpar, przez które kot da radę się przecisnąć. Bella ciągle obwąchuje szczelinę przy ziemi za domem, chyba wychodzą tamtędy.

      Słysząc swoje imię, spojrzałam na niego z nadzieją. Smakołyk? Spacer? Więcej kurczaka?

      – Jest szansa, żeby je jakoś wywabić? – zapytała Mama.

      – Nie, są zbyt nieufne. Zwłaszcza czarnulka. Co najdziwniejsze, jest najodważniejsza z nich wszystkich i podchodzi do samej dziury, ale widać, że nigdy nie wyjdzie, dopóki tam będę.

      – A co z tą dziewczyną z towarzystwa opieki nad zwierzętami? Wendy?

      – Audrey. Tak, rozmawiałem z nią. Mówi, że w końcu zaczną wychodzić, ale na razie nieźle się zadekowały – odparł Lucas.

      – Ładna dziewczyna.

      – Ma chłopaka.

      – No cóż… Czasami tak się tylko mówi, ale…

      – Mamo.

      Zaśmiała się.

      – Okej. To jaki jest plan?

      – Nic nie robimy, dopóki Audrey nie będzie mogła przyjechać. Ale nie pozwolę mu zabić tych kotów.

      – A co, jeśli wystawi trutkę?

      – Już się rozglądałem. Jeszcze tego nie próbował. Chyba chce przekupić kogoś w biurze szeryfa, żeby poświadczył, że reszta kotów uciekła.

      Mama zamilkła na chwilę.

      – Lucas…

      – Tak?

      – Dlaczego to dla ciebie takie ważne? Nie żebym nie kochała zwierząt, ale wydaje mi się, że dla ciebie to coś więcej.

      Lucas poruszył się na krześle.

      – Chyba dlatego, że są same na świecie.

      Zerknęłam na Mamę, która oparła się plecami o krzesło, krzyżując nogi w kostkach.

      – Czujesz, że musisz je chronić, bo są porzucone. Potrzebują opieki, tak jak kiedyś ty potrzebowałeś, gdy sam zostałeś porzucony.

      – Przez tę twoją terapię już prawie nie da się z tobą normalnie porozmawiać.

      – Mówię poważnie.

      – A może po prostu czuję się za nie odpowiedzialny?

      – Dlaczego? Dlaczego zawsze czujesz się za wszystko odpowiedzialny? Zupełnie jakbyś od piątego roku życia był dorosły. Czy to przez to, że…

      Oboje na chwilę ucichli. Starannie obwąchałam podłogę przed stopami Lucasa, sprawdzając, czy przypadkiem nie przeoczyłam jakiegoś pysznego kawałeczka.

      – Przez co?

      – Że jesteś jedynym synem alkoholika?

      – Mamo, czy mogłabyś choć raz mi darować? Czasami robię coś bez konkretnego powodu, okej?

      – Po prostu myślę, że warto by się temu przyjrzeć.

      – Mamo, mówimy o kotach. Czy moglibyśmy się po prostu zgodzić, że chodzi tylko o nie? Ja naprawdę nie idę przez życie, codziennie cię obwiniając albo rozpamiętując wszystko, co się stało. Wiem, że to dla ciebie ważne, ale po prostu cieszę się, że wszystko wreszcie wróciło do normalności. W porządku? I uważam za normalne, że chce się powstrzymać dewelopera przed zburzeniem domu, w którym mieszkają bezbronne koty.

      – W porządku, Lucas. W porządku.

      Lucas i ja bawiliśmy się w nieskończoność. Lubił